Portal Fronda.pl: Słowa generała jezuitów o. Artura Sosy na temat rzekomej figuratywności diabła wywołały w Polsce gorącą dyskusję. Zabrał w niej głos także ksiądz profesor, co spotkało się zresztą z szybką i krytyczną reakcją jezuitów, niekiedy chyba dość, nazwijmy to, nieprzystojną… Czy zgadza się ksiądz z jakimiś punktami tej krytyki? Może wypowiedź o. Sosy została rzeczywiście błędnie zinterpretowana i da się ją jednak bronić?

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr: Przede wszystkim mam nadzieję, że ten incydent nie zmieni moich znakomitych dotąd relacji i przyjaźni z jezuitami. Nota bene ci, z którymi zasiadam w Komitecie Nauk Teologicznych PAN (jestem tam członkiem nieprzerwanie od momentu powstania tej instytucji) jak dotąd nie pospieszyli z ostrzem polemiki. Natomiast zarzuty pojawiły się ze strony publicystów jezuickich. O. Wojciech Żmudziński nazywa mnie „nadwornym teologiem Radia Maryja”. Bardzo sobie cenię to określenie. Bo istotnie, w przeciwieństwie do doktora politologii o. Soso, jestem teologiem, profesorem teologii, wiernym nauczaniu Kościoła. Jak rozumiem, wizytówka poczyniona przez o. Żmudzińskiego to potwierdza. Trochę natomiast mam pretensje co do innego sformułowania o mnie: „znanego ze swoich jednoznacznych poglądów, nie tyle moralnych, co politycznych”. Jeżeli o. Żmudziński ma zarzuty co do jednoznaczności moich poglądów moralnych, to pozostaję do dyspozycji w celu wyjaśnień, niemniej proszę o nie rzucanie we mnie oskarżeniami. Jeżeli, co bardziej prawdopodobne, o. Żmudziński nie zna moich poglądów moralnych, to zachęcam choćby do lektury fronda.pl.

Przepraszam za ten wątek personalny. Co do istoty sprawy. W tygodniku „El Mundo” generał jezuitów powiedział: „Hemos hecho figuras simbólicas, como el diablo, para expresar el mal. Los condicionamientos sociales también representan esa figura, ya que hay gente que actúa así porque está en un entorno donde es muy difícil hacer lo contrario”. Według tłumaczeń, które ukazały się zaraz po wywiadzie wyrażały te słowa następującą treść: „Stworzyliśmy sobie symboliczne figury takie jak diabeł, żeby symbolizowały zło. Również kondycja społeczna może reprezentować tę postać, ponieważ są ludzie działający na rzecz zła, ponieważ znajdują się w środowisku, w którym trudno jest postępować inaczej”.

Obrońcy o. Soso Abascal przywołują jednak wypowiedź rzecznika generała, który dokonał interpretacji wypowiedzi swojego przełożonego. Portal deon.pl podaje przy tym inna nieco wersję tłumaczenia słów o. Soso: „Mamy takie figury symboliczne jak diabeł, aby wyrazić zło. Uwarunkowania społeczne także reprezentują taką figurę. I są ludzie, którzy zachowują się tak a nie inaczej, ponieważ są w takim otoczeniu, gdzie bardzo trudno czynić coś przeciwnego".

Oczywiście, „stworzyliśmy” nie jest tożsame znaczeniowo ze słowem „mamy”. Jednak o braku jednoznaczności tej wypowiedzi świadczą słowa samego rzecznika, który zaznacza, iż – jak podaje autor artykułu omawiającego wypowiedź rzecznika „użycie słowa "stworzyliśmy" jako wyrwanego z kontekstu jest zniekształceniem wypowiedzi generała. Przytoczone zostają także słowa komentarza rzecznika: „ Język ludzki wykorzystuje symbole i obrazy. Bóg jest miłością, a więc mówienie, że Bóg symbolizuje miłość, nie jest zaprzeczeniem Jego istnienia. Podobnie: diabeł jest złem. Mówienie, że diabeł symbolizuje zło, również nie jest zaprzeczeniem jego istnienia”. Tak, to prawda, że język wykorzystuje symbole i obrazy. Ale pytanie dziennikarza „El Mundo” brzmiało: „"Czy wierzy Ojciec, że zło jest wytworem ludzkiej psychiki, czy pochodzi z wyższego bytu?" Ojciec Generał odpowiada w tym kontekście co najmniej niejednoznacznie. Z pewnością nie stwierdza też, że diabeł jest rzeczywistością, jest bytem.

Nie mogę nie uznać, że wątpliwości, które powstały wraz z tą wypowiedzią są zasadne. Nota bene, głos obrony ze strony rzecznika generała pochodzi bodaj z 13 czerwca. Nie jest więc, co trudno byłoby przypuszczać, reakcją na „inkwizytorski” wywiad  Terlikowskiego z Bortkiewiczem, ale jest reakcją na liczne głosy na świecie zaniepokojonych lekturą tych słów.

Słowa na temat diabła być może przeszłyby bez większego echa, gdyby nie wcześniejsze wypowiedzi o. Sosy w kwestii nierozerwalności małżeństwa. Jezuicka „krytyka krytyki” słów generała zdaje się przyjmować, że rzeczywiście nie wiemy, co Pan Jezus sądził o rozwodach, choćby ze względu na tak zwaną klauzulę mateuszową. Ale wiemy przecież, jak interpretowali Jego słowa  już Ojcowie i Doktorzy Kościoła, papieże, sobory…  Czy dziś mamy wyrzucić to wszystko do kosza na gruncie praktyki „rozróżniania” i „towarzyszenia” duszpasterskiego?

Przepraszam, że znów wrócę do artykułu o. Żmudzińskiego. Wyjaśnia on zarówno inkwizytorowi Terlikowskiemu i nadwornemu teologowi Radia Maryja Bortkiewiczowi, że: „Rozumienie słów Jezusa wzrasta w miarę rozwoju Tradycji. Z biegiem wieków Kościół rozumie Pismo święte coraz głębiej, dążąc do poznania pełni prawdy. Zadaniem Kościoła jest więc nie tylko zachowywanie i rozpowszechnianie Ewangelii, ale także jej wyjaśnianie (interpretowanie) i aktualizowanie w nowych kontekstach historycznych i kulturowych. Aby dobrze rozeznać, co mówi dzisiaj do nas Duch Święty, powinniśmy prowadzić dialog ze spisanymi przed laty słowami Jezusa, które wciąż są żywe i wciąż podlegają duchowemu rozeznawaniu zarówno w życiu chrześcijanina jak i całej wspólnoty Kościoła.

Konstytucja "Dei Verbum" stwierdza, że "by zdobyć właściwe zrozumienie tego, co święty autor chciał na piśmie wyrazić, trzeba zwrócić należytą uwagę tak na owe zwyczaje, naturalne sposoby myślenia, mówienia i opowiadania, przyjęte w czasach hagiografa, jak i na sposoby, które zwykło się było stosować w owej epoce przy wzajemnym obcowaniu ludzi z sobą" (DV 12). Dopiero uwzględniając ten kontekst możemy wydobyć właściwy sens świętych tekstów”.

Otóż w imieniu własnym pragnę podziękować za przypomnienie wiedzy, którą nabyłem na pierwszym roku moich studiów teologicznych w ramach Wstępu do Pisma Świętego. Pamiętam o tym od tamtego czasu, to znaczy od roku 1977/78. Właściwie, to rocznica nabycia tej wiedzy.

Niemniej, myślę, że istnieje różnica między na przykład dysertacjami biblistów dokonujących egzegezy terminu „porneia” w logiach Pana Jezusa, czy problematyką nierozerwalności małżeństwa według św. Pawła, a wypowiedzią o. generała Arturo Sosa Abascal: „Powinno być bardzo wiele refleksji nad tym, co naprawdę powiedział Jezus. W tamtych czasach nikt nie miał dyktafonu by nagrać Jego słowa. Wiemy, że słowa Jezusa trzeba umieszczać w kontekście, są wyrażane w języku, w specyficznym otoczeniu, są adresowane do kogoś w szczególności”. Można chyba wysnuć logiczny wniosek z tych słów, że tak naprawdę nie znamy Słowa Bożego w kwestii nierozerwalności małżeństwa. Wszystko jest płynne. Nawiasem mówiąc, spór o wypowiedzi Ojca Generała wskazuje na swoisty element. W czasach Pana Jezusa nie było dyktafonu, a przez XX wieków spory interpretacyjne są chyba mimo wszystko mniej spolaryzowane niż w czasach o. Sosa Abascal, wypowiadającego się z użyciem współczesnych rejestratorów dźwięku i słowa.

Problemem Towarzystwa Jezusowego jest bez wątpienia dość duży odsetek ojców bardzo swobodnie podchodzących do kościelnego nauczania, zwłaszcza w kwestii seksualności i – to wyjątkowo – homoseksualizmu. Niestety, ale przeglądając katolickie media w wielu krajach – USA, Wielkiej Brytanii czy… w Watykanie – można odnieść wrażenie, że to jezuici właśnie kroczą w awangardzie jakiejś dziwnej rewolucji, która miałaby dokonać się w Kościele. Czy zgadza się ksiądz profesor z tą obserwacją, a jeżeli tak – to czy ten ewidentny kryzys da się przezwyciężyć? 

Tak, jak na początku, chcę podkreślić, że znam osobiście wielu autentycznie znakomitych teologów i duszpasterzy jezuitów. Wyznam, że swoje studia na KUL odbywałem pod ogromna opieką śp. o. Świerkowskiego, który był duszpasterzem akademickim nie tylko dla świeckich studentów, ale i dla nas kapłanów. Boję się w związku z tym ogólnień, które mogłyby kogoś dotknąć. Nie mówię zatem o osobach, ale o problemie.

Problem wynika w pewnej mierze stąd, że Zakon Jezuitów ma swoją ogromną renomę i ogromne znaczenie. Samo określenie „czarnego papieża” przypisywane generałowi jezuitów poświadcza świadomość tej rangi.

Faktem jest jednak, że właśnie cały szereg zachodnich teologów i filozofów jezuickich doby posoborowej zaczął wyznaczać bardzo progresywny kurs. Tytułem przykładu można wymienić nieżyjącego już Richarda McCormicka, znanego teologa moralistę amerykańskiego, którego opinie na temat roli i potrzeby modernizacji Magisterium Kościoła przywołuje choćby amerykański portal womenpriests. Tygodnik „America” wydawany przez amerykańskich jezuitów w numerze z 16 listopada 2016 r. publikuje artykuł „Niesprawiedliwa dyskryminacja” dotyczący rzecz jasna … dyskryminacji homoseksualistów. Wśród różnych postępowych frakcji i progresywnych działań krytykujących nauczanie Pawła VI czy Jana Pawła II w zakresie etyki seksualnej, można wielokrotnie odnaleźć nazwiska jezuickie.

Ciekawe były też utylitarystyczne poglądy takich etyków jezuickich jak Bruno Schueller czy Peter Knauer. Ten pierwszy stosował na przykład rachunek utylitarny jako pomoc w rozstrzygnięciu dylematu – czy można poświęcić 50 milionów istnień ludzkich drogą aborcji w imię podnoszenia jakości życia 5 miliardów ludzkości. 

Ale poprzestanę już na tych przykładach, bo okaże się, że Tomasz Terlikowski to zaledwie mały inkwizytor. Mówiąc poważnie – dramatyczne napięcie między wiernością Chrystusowi żyjącemu w Kościele, a uleganiem duchowi czasu i presji indoktrynacji ideologii homoseksualizmu, feminizmu, genderyzmu, aborcjonizmu itp. jest zmaganiem całego Kościoła. Ale szczególna powinność spoczywa na elitach. A taką elitą są, byli przez wieki, od momentu swojego istnienia jezuici. Wydaje mi się jednak, że wielkim zakonom, o ustalonej renomie grozi swoista pokusa gnuśności – jesteśmy wielcy wielkością naszych świętych i genialnych przodków i cokolwiek uczynimy, musi być odczytane  w tej perspektywie. Jest to bezcenne dla jezuitów słowo „rozeznanie”. Ono ma w sobie coś z dramaturgii sumienia – może być monologiem człowieka za sobą samym lub z opinią publiczną, Ale może być i powinno być dialogiem z Bogiem, Jego Słowem i Jego szczególną emanacją jaka jest Urząd Nauczycielski Kościoła. Tego sobie wszyscy powinniśmy życzyć.

Dziękujemy za rozmowę.