Joanna Jaszczuk, Fronda.pl: Dlaczego rocznica Objawień Fatimskich jest tak ważna nie tylko dla całej ludzkości, ale również dla nas, Polaków?

Ks. prof. Marek Łuczak: Sanktuarium Fatimskie, paradoksalnie, jest w Europie najbardziej odległe od Polski, jednak w sensie historiozoficznym jest nam bliskie. Proszę zwrócić uwagę, że te objawienia rozpoczynają się w 1917 roku, zbliża się rewolucja październikowa, wzrasta popularność bolszewizmu, który przez dziesięciolecia zbierał wielkie żniwo również w naszej ojczyźnie. Z jednej strony więc pojawia się groźba bezbożnictwa, którego celem jest nie tylko propagowanie bezbożnych idei, ale również walka z Kościołem i chrześcijaństwem. W Rosji, gdy rozpoczyna się rewolucja bolszewicka, dochodzi do kasaty zakonów, wysadzania w powietrze cerkwi, aresztowań i mordów duchownych. Żniwo bezbożnictwa jest więc ogromne, a z drugiej strony niemal w tym samym czasie, w Fatimie, dzieci otrzymują obietnicę, że jeśli poświęcimy świat i Rosję Niepokalanemu Sercu Matki Najświętszej, powstrzymana zostanie fala ateizacji, walki z chrześcijaństwem.

Niewątpliwie, Polska, która przez tyle dziesięcioleci była przedmiotem oddziaływań bolszewizmu, może dziś cieszyć się swoją wolnością w dużej mierze dzięki temu, że byliśmy dobrymi uczniami i to przesłanie fatimskie wprowadzaliśmy w życie.

Jakiś czas temu w Sejmie miała miejsce bardzo burzliwa dyskusja nad tzw. „uchwałą fatimską”. Posłowie opozycji zarzucali parlamentarzystom z partii rządzącej naruszanie rozdziału Kościoła od państwa. Czy rzeczywiście możliwy jest taki rozdział?

Stoję na stanowisku, że istnieje pewna iluzja „neutralności”- albo ktoś jest wierzący i w systemie wolności religijnej ma prawo manifestować swoje przekonania i przyznawać się do nich; albo jest niewierzący i również w ramach zdrowo pojętej wolności religijnej ma prawo nie tylko być osobą niewierzącą, ale również manifestować swoje przekonania. Cóż bowiem byłaby to za wolność, gdyby polegała na tym, że możemy mieć swoje przekonania, ale musimy chować je pod korcem, nie wolno ich manifestować. Jeśli mamy więc do czynienia z taką arytmetyką sejmową, gdzie określona liczba ludzi zasiadających w Parlamencie przyznaje się do tego paradygmatu katolickiego i z jakiegoś wyjątkowego, historycznego powodu, ci ludzie chcą przegłosować specjalną deklarację, aby nadać tej ważnej sprawie religijnej dodatkową rangę państwową, to mają prawo to zrobić, czy to się komuś podoba, czy nie. Zagrożenie upatrywałbym jedynie w pomieszaniu pewnych porządków: porządku kultycznego z porządkiem państwowym, czyli na przykład przegłosowanie ustawy nakazującej wszystkim praktyki religijne, od której odstępstwa byłyby sankcjonowane, np. temu, kto nie pójdzie do kościoła, miałaby grozić jakaś kara. Wówczas doszłoby do rażącego pomieszania porządków, które oznaczałoby, że żyjemy w państwie totalitarnym. Tymczasem w Polsce nie tylko nie ma takich praktyk, nikt zresztą o nich nie mówi i, jak przypuszczam, nawet o nich nie myśli, ponieważ byłoby to pogwałceniem wolności religijnej, tego, co jest osiągnięciem państw demokratycznych- przyjaznego rozdziału państwa od Kościoła.

Jeżeli chodzi więc o same Objawienia Fatimskie, to ich związek z historią Polski- wyrażający się również w osobie Jana Pawła II, który jako pierwszy Polak zasiadł na Tronie Piotrowym.

Papież Jan Paweł II otaczał Matkę Bożą Fatimską wielką czcią, wspominał, że to właśnie Ona uratowała go, kiedy 13 mają 1981 roku turecki ekstremista Ali Agca dwukrotnie strzelił do niego z pistoletu Browning

Treść przepowiedni w jakiś sposób mówiła o „białym papieżu”, który miał ponieść śmierć na skutek zamachu, a okazało się, że został uratowany przez Matkę Bożą Fatimską. Te wszystkie okoliczności mogły więc posłużyć określonej grupie parlamentarzystów jako przesłanka, aby zachować się w stosowny sposób. Dopóki w naszym demokratycznym społeczeństwie w ogóle godzimy się na obecność w parlamencie tzw. „lobbystów”, którzy walczą o swoje sprawy i swoje interesy, dopóty z tej „listy” lobbystów nie możemy wyłączać katolików, ponieważ to oznaczałoby dyskryminację.

Jak możemy dziś interpretować Objawienia Fatimskie?

Myślę, że powinniśmy dostrzegać ich nieustającą aktualność. Z Objawień Fatimskich, gdy przeczytamy je wnikliwie i uczciwie, wyłania się pewnego rodzaju napięcie: albo świat zacznie pokutować i odstąpi od grzechu, wróci do Boga i modlitwy (szczególnie ważna jest tu rola Różańca Świętego), jeżeli natomiast ludzkość nie nawróci się, nie będzie pokutował i modlił się, istnieje groźba wielkich nieszczęść. Należy jednak powiedzieć, że mimo wszystko Orędzia Fatimskie to nie jest jakaś groźba i defetyzm. To orędzie nadziei. Należy popatrzeć na to orędzie w sposób pozytywny i konstruktywny. Matka Boża ukazuje nam szansę, zachęca do modlitwy i pokuty. Jeżeli będziemy pokutować i modlić się, wówczas będziemy mieć udział w ocaleniu świata. Gdyby natomiast ludzkość zapomniała o tym przesłaniu, gdyby Polacy zapomnieli o tym przesłaniu, będziemy uczestniczyć w czymś, co może nasz świat pogrążyć.

Jeżeli odejdziemy od interpretacji teologicznej, to warto przyjrzeć się sytuacji politycznej świata, punktów zapalnych.Ogień, który widziały dzieci z Fatimy, kojarzy się niektórym z ewentualnością konfliktu nuklearnego. Istnieją takie interpretacje. Na świecie dzieje się na tyle dużo, że możemy czuć niepokój i z większą wnikliwością wczytać się w Objawienia Fatimskie, dostrzegając w nich nadzieję, koło ratunkowe dla świata. Tym kołem ratunkowym jest post, modlitwa- zwłaszcza Różaniec, a przede wszystkim- nawrócenie.

W Polsce sekularyzacja nie jest jeszcze na takim etapie, jak w Europie Zachodniej, gdzie kościoły są burzone lub zamieniane w puby i dyskoteki. Polacy wciąż chętnie uczestniczą w praktykach religijnych, chcemy się modlić, coraz częściej sprzeciwiamy się również bluźnierstwom, atakom, wyszydzaniu świętości... Może to z Polski wyjdzie ta „iskra”, która pomoże światu nawrócić się?

Myślę, że na temat żywotności katolicyzmu warto patrzeć w kategoriach globalnych. Watykan rokrocznie publikuje L'Annuario Pontificio. Dane dotyczą zarówno chrztów, jak i powołań kapłańskich. Okazuje się, że takie kontynenty jak Azja, Afryka czy Ameryka mogą być dla nas źródłem nadziei. Pamiętajmy, że na skutek pewnych perturbacji, w takich miejscach, jak Afryka Północna, nie ma dziś mowy o obecności chrześcijaństwa. Pan Jezus nie obiecał, że w poszczególnych krajach „Kościół będzie wieczny i bramy piekielne go nie przemogą”, ale z całą pewnością możemy naszą nadzieję opierać na Jego słowach, że przesłanie chrześcijańskie będzie przekazywane do końca świata i Kościół- w sensie globalnym- będzie wciąż obecny w świecie. Każdy z nas jest natomiast odpowiedzialny za żywotność katolicyzmu w swoim środowisku, w którym funkcjonujemy na co dzień. Sami- dbając o kondycję naszej wiary- przyczyniamy się do „konserwowania” tego rezerwuaru chrześcijańskiego w świecie. Również przez postawę apostolską możemy przyczyniać się, jeżeli nie do zatrzymania sekularyzacji, to do jej spowolnienia. Jakiś czas temu przeczytałem w jednej z książek, że dziś nastał czas zacząć wyskakiwać z tego pędzącego pociągu, z peronu, który nazywa się sekularyzacja, w kierunku Jezusa Chrystusa i rozpalali ogniska. Te „ogniska” istnieją nawet w laickiej Francji, to pewne grupy modlitewne, ruchy religijne, miejsca- nawet w samym Paryżu, gdzie ludzie zbierają się na modlitwie, gdzie są miejsca, w których chrześcijanie oferują pomoc biednym i w ten sposób odnajdują to oblicze umęczonego Chrystusa w konkretnych ludziach, potrzebujących. I to są właśnie te oznaki nadziei.

Bardzo dziękuję za rozmowę.