Fronda.pl: W dzisiejszych czasach w przestrzeni publicznej wręcz roi się od symboli okultystycznych, czy też antychrześcijańskich. Odwrócone krzyże, pentagramy, kozły, czaszki, to wszystko znaleźć możemy tak na plakatach koncertów, jak i koszulkach mijających nas osób. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu byłoby to zupełnie nie do pomyślenia. Jak bardzo wpływa na nas fakt, że na co dzień mamy styczność z tego typu symboliką i czego może to być przyczyną?

Ks. prof. Marek Łuczak: Przede wszystkim nie przesadzałbym z tym, że jest to coś zupełnie nowego. Gdy odwołamy się do symboli nazistowskich i przeanalizujemy sobie pewną filozofię, która nazistom towarzyszyła, to możemy natknąć się na pewne wątki satanistyczne, które zawarte były w niektórych elementach graficznych. Wracając jednak do czasów obecnych - z jednej strony mamy do czynienia z popkulturą, z rodzajem pewnej prowokacji. Rodzi się oczywiście pytanie o granice tzw. ekspresji, czy wolności słowa. Chodzi chociażby o pewne elementy profanacji, które można było ostatnio dostrzec, a o których chętnie pisały media. Druga, ważniejsza sprawa, to teologiczne znaczenie postaw ludzkich. Nie należy pewnym symbolom, czy konstelacjom gwiazd, przypisywać mocy większej, aniżeli ta, na którą one zasługują. W samym fakcie, że człowiek otwiera się na pewne wartości, które mają dla niego znaczenie transcendentne, a którymi nie jest osoba Jezusa Chrystusa (chodzi mi tu chociażby o horoskopy itp.) jest bardzo niebezpiecznie. Nawet, gdy nasze intencje nie są poważne. To dawanie zielonego światła działaniu złego ducha i na to należy uważać.

Zbliża się uroczystość Wszystkich Świętych w Kościele Katolickim. Niestety, coraz częściej okres ten, zwłaszcza osobom młodym, zamiast kojarzyć się z zadumą i wspominaniem naszych zmarłych, którzy już odeszli z tego świata, jest okazją do świętowania Halloween. Organizowane są imprezy rodem z horroru, a wspomnianej wcześniej symboliki jest na ulicach jeszcze więcej. Dlaczego młodych ludzi tak bardzo przyciąga kultura śmierci, na dodatek ściśle związana z komercją?

Trudno dziwić się, że pojawiają się mody. To coś, co socjologowie badają od lat. Przeważnie jest to po prostu wynalazek marketingowy. Kiedyś była moda na język francuski, obecnie na język angielski. Podobnie jest, podejrzewam, w przypadku popkultury. Z jednej strony intuicja podpowiada mi, żeby nie przesadzać z pewnym defetyzmem, bo tam, gdzie jest głupota i zabawa, nie doszukiwałbym się ogromnych niebezpieczeństw. Z drugiej jednak strony przyznam, że nie mogę przestać się dziwić temu, że w tym okresie szkoły czy przedszkola organizują, pod sztandarem instytucji publicznej przecież, halloween, a dzieci muszą przynosić dynie i uczestniczyć w tym święcie. Jest to co najmniej dziwne. Nawet gdybyśmy przez chwilę odłożyli na bok aspekty teologiczne, to od strony czysto kulturowej powinniśmy zapytać się, czy rzeczywiście musimy ulegać wszelkim amerykanizmom. Oczywiście nie chodzi mi tutaj o to, żeby w miejsce halloween wstawić dziady i odrestaurować je, bo to nie powinno iść w tym kierunku. Jednak łatwość ulegania tym modom jest z pewnością niepokojąca.

Podczas Światowych Dni Młodzieży w Krakowie mieliśmy dowód na to, że Kościół Katolicki nadal jest żywy, energiczny i młody. Co Kościół może robić, aby młodych ludzi odciągać chociażby od halloween, a przyciągać do Chrystusa? Na Zachodzie znana jest chociażby zabawa „Holy Wins”, która ma stanowić odpór dla halloween. Może już czas na to, by i w Polsce ten temat zaczął być szerzej dyskutowany przez osoby duchowne? W końcu imprez halloweenowych z roku na rok jest coraz więcej.

Ja już słyszę o tego typu inicjatywach w Polsce. Młodzież w niektórych parafiach próbuje o świętych przypominać. Niegdyś jako młody ksiądz uczestniczyłem w modlitwach na cmentarzu w Dzień Zaduszny, organizowanych przez młodzież właśnie. Myślę, że w tym kierunku coś się dzieje. To jednak, co jest najważniejsze, to pytanie o moc uwodzicielską chrześcijaństwa. Niewątpliwie w kontekście uroczystości Wszystkich Świętych warto przyjrzeć się temu, jaka jest koncepcja spraw ostatecznych dla wyznawcy Jezusa Chrystusa. W Islamie na przykład jest silna koncentracja na fizyczności. Ci spośród muzułmanów, którzy mają cieszyć się nagrodą wieczną, uczestniczyć mają w uciechach czysto fizycznych. W buddyzmie z kolei mamy reinkarnację. Ta natomiast bardziej przypomina mi więzienie, aniżeli wyzwolenie – konieczność ponownego odradzania się w kolejnych zwierzętach czy roślinach. W chrześcijaństwie z kolei dzięki temu, co stało się za sprawą Jezusa Chrystusa, my mamy być nie tylko uczestnikami życia wiecznego, ale wręcz dziedzicami. Kimś, kto ma współdzielić Królestwo Boże. Tak więc w kontekście uroczystości Wszystkich Świętych warto pamiętać o tej naszej „busoli do nieba”. Musimy mieć w pamięci, zwłaszcza w kontekście owej uroczystości, że tu, gdzie teraz jesteśmy, jesteśmy tylko chwilowo i nie jest to nasz ostateczny dom, a raczej poczekalnia. Chcemy to robić po to, ażeby szukać źródeł dla nas niezawodnej nadziei tego, że odejdziemy do domu Ojca. O tym przypomina nam uroczystość Wszystkich Świętych. Wówczas zdajemy sobie sprawę z istnienia ogromnej ilości osób, które nie miały przewodu beatyfikacyjnego czy procesu kanonizacyjnego, ani pytań o heroiczność cnót lub cuda, a które już dzisiaj są zjednoczone z Bogiem i przeżywają pełnię szczęścia. Ku tej rzeczywistości zmierzamy. Tak więc ta uroczystość, która przypada na 1 listopada, z jednej strony wydaje się nam, że kojarzy się z przemijaniem i smutkiem, a z drugiej strony słyszmy wówczas wszystkie dzwony kościelne oraz widzimy na Mszy Świętej złote ornaty. A to dlatego, że jest to dzień, który przypomina nam o czymś, czego świat nie może dać żadnemu człowiekowi. Wobec tematu śmierci świat przechodzi bowiem z sercem rozkołatanym, a wyznawcy Chrystusa obok tego samego tematu ludzkiej śmierci przechodzą z entuzjazmem.

Dziękuję za rozmowę.