Luiza Dołęgowska, fronda.pl: Marsz Niepodległości wywołał wrzawę prolewicowych mediów i polityków, których większość stara się pokazać Polaków negatywnie, przypisując nie pojedynczym prowokatorom, ale wszystkim uczestnikom marszu faszyzm, rasizm, ksenofobię i rozciagając to na  Polaków i na obecny rząd. Czemu ma służyć w dłuższej perspektywie ta propaganda i mowa nienawiści nie tylko mediów, ale i unijnych przywódców wobec Polski?

Ks. prof. Paweł Bortkieiwcz (TChr): Cóż, ten Marsz Niepodległości odsłonił ogromną polaryzację świata publicznego i politycznego. Linią demarkacyjną podziału stał się stosunek do Ojczyzny. Dla jednych, tych, którzy szli fizycznie bądź duchowo w tym Marszu ten stosunek ma jedno imię - patriotyzm. Morze biało-czerwonych flag, dumne orły na piersiach, hasła niesione na sztandarach trzymanych rękami tych, którzy utożsamiali się z Marszem - to wszystko pokazywało formy wyrazu miłości Ojczyzny. Z drugiej strony byli i są ci, dla których polskość to nienormalność, patriotyzm to nacjonalizm, godność to patologia… Marsz wybrzmiał jednak bardzo mocno, bardzo zdecydowanie. I tego głosu nie da się zagłuszyć. Ale właśnie dlatego rozlega się skowyt, warczenie i ujadanie lewackich mediów i polityków. To jest spór o poczucie przynależności do narodu. A przez to zarazem jest to spór o kształt Unii Europejskiej. I myślę, że to dla części polityków unijnych jest doskonale zrozumiałe. Oni wiedzą, że to, co tworzą w Brukseli to konglomerat multi-kulti, to twór niewydolny i bez przyszłości.

Ale za to tworzenie tego tworu zapewnia tym ludziom realne, aktualne profity. To nie jest myślenie o przyszłości, to jest myślenie o bilansie zysków - zysku na przyjmowaniu nachodźców, zysku z ideologii ekologicznej, zysku z wprowadzania ideologii gender. Ktoś powie od razu - „ale odlot… Co za pomieszanie pojęć i spraw”. Czyżby? Każda z tych spraw ma wspólny mianownik - niszczenie przyszłości człowieka i ludzkości. Wojna kulturowa, traktowanie człowieka jako najgroźniejszego pasożyta, wojna cywilizacyjna… 

Naród uczy nas natomiast troski o kulturę, także o ziemię, wreszcie o rodzinę nade wszystko. I tutaj widać, że to co narodowe, to co jest osadzeniem narodu w ojczyźnie jest niewygodne. Dlatego nikt nie lansuje w Brukseli Europy ojczyzn, lansuje się multikulturową wieżę Babel, skazaną na zniszczenie. Polska, jej patriotyzm, jej poczucie tożsamości narodowej - jest wybitnie nie na rękę unijnym decydentom.

Czy jako kraj, który chce odbudować i umacniać w obywatelach wartości takie jak Bóg, Honor i Ojczyna mamy szanse przetrwać wobec zmasowanych sił, które pod płaszczykiem poprawności politycznej serwują nam antywartości?

- Trzeba mieć świadomość, że to jest bardzo fundamentalna walka i bardzo poważna walka. Tutaj nie można mieć złudzeń, dać sobie odebrać tej powagi spojrzenia poprzez jakieś kpiny na temat teorii spiskowych. Zobaczmy, co się dzieje na naszych oczach. Uległości wobec islamu towarzyszy wyzbycie się szlachetnego dziedzictwa europejskiego. Ma marginesie - nie wystarczy ufać w sojusze militarne, trzeba pokładać ufność w poczuciu własnej tożsamości. Tej tożsamości, która w naszym przypadku wyraża się znakomicie w haśle - Bóg, Honor i Ojczyzna. Dobrze, że to hasło wybrzmiewa z ust młodych ludzi.

Mam głęboki szacunek dla tych narodowców, którzy czy to na marszach, czy na stadionach gromko przypominają o tej właśnie tożsamości. Trzeba siły głosu i przede wszystkim trzeba siły ducha. A potem trzeba czynu. W tych listopadowych dniach, gdy wspominamy czyn Niepodległej przypominamy sobie słowa Marszałka o romantyzmie idei i pozytywizmie czynów. To święta zasada, bardzo dziś aktualna. Musimy pielęgnować ten romantyzm idei. I dlatego trzeba oddać hołd Organizatorom Marszu. Ale też trzeba idee przekuwać na czyn. Najpierw na taki, który uniemożliwi udział prowokatorów, podpalaczy budek i podpalaczy nastrojów społecznych, w przemarszu patriotów. A potem trzeba podejmować czyn obrony dobrego imienia Polski. Z jednej strony taki, jaki czyni na przykład w sposób znakomity Reduta Obrony Dobrego Imienia, która nie waha się pozwać rozczochranego belgijskiego biurokratę za jego słowa szydzące z Polski i Polaków. Ale z drugiej strony trzeba codziennym czynem budować to dobre imię w Polsce i poza jej granicami. „Warto być Polakiem” - tak mówił śp. prezydent Lech Kaczyński. My wciąż musimy przekonywać, że naprawdę warto…

Czy politycy polscy robią wystarczająco dużo, aby obronić Polskę przed coraz brutalniejszymi atakami na naszą suwerenność i co Ksiądz sądzi o europosłach PO, którzy opowiedzieli się za sankcjami wobec Polski w Parlamencie Europejskim?

To wbrew pozorom trudne pytanie. Dlatego, że nie wiem, jak wyglądają możliwości dyplomatycznych gestów. Czy po słowach pana Verhofstadta nie należałoby wezwać belgijskiego ambasadora i upomnieć? Nie wiem. Ale obawiam się, że w jakimś stopniu ciężar dyplomatycznej obrony przeszedł w jakimś momencie na organizacje pozarządowe i media prawicowe. Trzeba chyba więcej zdecydowania polityków na czele z Panem Prezydentem. Dobre imię Polski i Narodu jest dobrem bezwzględnie wielkim. Nie można godzić się na jego szarganie.

A o tak zwanych europosłach Platformy Obywatelskiej, którzy głosowali przeciw Polsce - z jednej strony chciałoby się zapomnieć. Tacy ludzie powinni odejść z polityki. I znów cytując Marszałka, im nawet nie powinno się dać kury szczać prowadzić (i nie przepraszam za ten zwrot). Ale z drugiej strony trzeba o tych ludziach pamiętać - w sposób bolesny, tak jak pamiętamy z trwogą o zdrajcach. Ta pamięć jest przestrogą. Ta pamięć musi być ostrzeżeniem. Ona też pokazuje, jacy ludzie byli u władzy, jacy ludzie, nadal aspirują w polityce. My musimy po prostu, wbrew - i to jest bolesne zauważenie - wbrew niektórym polskim politykom, bronić polskiego interesu narodowego. My musimy po prostu być patriotami.

Dziękuję za rozmowę