Joanna Jaszczuk, Fronda.pl: Projekt ustawy całkowicie zakazującej aborcji wzbudza wiele kontrowersji. Co oznacza to w praktyce, czy jest to dobry ruch, dobra zmiana?

 Ks. prof. Paweł Bortkiewicz: Sprawa obrony życia ludzkiego jest kwestią podstawową dla przyszłości narodu i jego systemu wartości. Z jakiegokolwiek punktu widzenia spojrzelibyśmy na tę kwestię, obrona życia ludzkiego zawsze będzie sprawą fundamentalnie ważną. Jak wiadomo, po roku 1989 została wprowadzona ustawa stanowiąca zdaniem niektórych „kompromis”. Trudno jednak nazwać „kompromisem” ustawę, która przyzwala na zabijanie życia poczętego. „Kompromis aborcyjny” od początku budził kontrowersje i duży opór, a w tej chwili stoimy w obliczu sytuacji umożliwiającej zmianę tej decyzji, byłaby to więc niewątpliwie dobra zmiana.

Przeciwnicy ustawy grzmią, że narzuca ją Kościół Katolicki, który nie powinien wtrącać się do polityki, postulują „neutralność światopoglądową” czy też „rozdział Kościoła od Państwa”. Czy ów rozdział jest w ogóle możliwy i dobry?

Warto zdefiniować pewne podstawowe pojęcia. Z punktu widzenia tych, dla których polityka jest jedynie techniką sprawowania władzy, rzeczywiście można mówić, że Kościół „wtrąca się” do niej i taka sytuacja jest nieuzasadniona. Stojąc natomiast na gruncie klasycznego rozumienia polityki jako roztropnej troski o dobro wspólne, niezbywalnym obowiązkiem Kościoła jest zaangażowanie w politykę. Jest rzeczą niemożliwą, by Kościół z tej roztropnej troski zrezygnował. Ponadto niemożliwe jest to również „fizycznie”- członkowie Kościoła są zarazem pełnoprawnymi obywatelami państwa. Nie możemy mówić o tzw. neutralności światopoglądowej państwa, ponieważ jest to fikcja. Ewentualnie można mówić o pewnej bezstronności światopoglądowej, ale bezstronność oznacza zaakceptowanie faktu istnienia ludzi wierzących i Kościoła oraz przyzwolenie na jego działalność.

W kręgach lewicowych i feministycznych podniosło się oburzenie, że wprowadzenie takiej ustawy ograniczy wolność kobiety, niejako „zmusi” ją do urodzenia niechcianego z jakiegoś powodu dziecka. Czy rzeczywiście o przyszłości, życiu dziecka poczętego może decydować wyłącznie matka?

Święty Jan Paweł II w encyklice Evangelium Vitae ukazał pewne kręgi osób odpowiedzialnych za aborcję. Wskazał, że osobą odpowiedzialną za ten czyn jest nie tylko kobieta- matka, ale również ojciec dziecka, jak i oczywiście środowisko medyczne itd., aż po kręgi polityczno-kulturowe, które wpływają na podejmowanie decyzji. Wspominam o tej encyklice po to, aby uzmysłowić czytelnikom także drugą stronę tej kwestii. Dziecko jest bowiem dobrem wspólnym całego społeczeństwa i nie można tego dobra wspólnego zawęzić wyłącznie do jednej osoby, czyli jego matki. Matka odgrywa tu rolę bezspornie największą, nie jest jednak właścicielką dziecka. Mówienie o tym, że ustawa antyaborcyjna ogranicza wolność kobiety świadczy o mizernej kondycji intelektualnej osób głoszących tego rodzaju hasła.

Niektórzy uważają, że aborcja to problem natury moralnej, inni- psychologicznej. Jak należy na tę kwestię spojrzeć zdaniem Księdza profesora?

To przede wszystkim problem kulturowy. Wróciłbym tu znów do wspomnianej encykliki Evangelium vitae i postawionej w niej przez papieża Jana Pawła II niezwykle ważnej diagnozy. Ojciec Święty podkreśla bowiem, że problem zabijania życia jest problemem odwiecznym. Jego archetypem jest zabójstwo Abla przez Kaina. Problemem naszych czasów jest fakt, że to, co przez wieki uznawano za patologię czy wręcz zbrodnię, zostało zalegalizowane prawnie. Zdaniem św. Jana Pawła II, źródłem tego stanu rzeczy jest z jednej strony błędna antropologia, która odrywa wolność od prawdy, przez co owa wolność ulega wynaturzeniu; z drugiej strony Ojciec Święty zwraca uwagę na problem kulturowy. Chodzi tu o problem świata, w którym człowiek żyje tak, jakby Bóg nie istniał. W dzisiejszym świecie dochodzi do zmarginalizowania Boga, wypchnięcia Go poza nawias ludzkiego życia. Aborcja jest więc nie tylko problemem medycznym, moralnym, prawnym czy psychologicznym, lecz przede wszystkim ilustracją ogromnego procesu kulturowego, który w naszych czasach dokonał się w postaci wytworzenia tzw. kultury śmierci.

Jaką wartość ma w dzisiejszych czasach ludzkie życie? W krajach tzw. postępowej Europy Zachodniej ta kwestia jest nieco bardziej „zliberalizowana”. Na przykład w Belgii możliwa jest eutanazja chorego dziecka. Polska przez pewne środowiska uważana jest za „zaścianek”.

Możemy być traktowani rzeczywiście jako „zaścianek”, dopóki jednak stajemy na gruncie obrony wartości życia, to można powiedzieć, że w tym „zaścianku” bronimy tego, co jest prawdą, autentyczną wartością. W dzisiejszych czasach dokonała się bardzo charakterystyczna zmiana: porzucenie kategorii wartości życia na rzecz kategorii jakości życia. Owa kategoria jakości życia jest przeliczana ekonomicznie. W związku z tym życie ludzkie staje się „nieopłacalne” i bywa eliminowane: zarówno na poziomie życia poczętego, płodowego, ale i nowo narodzonego. Warto przypomnieć, że kilka lat temu w Oxfordzie, w duchu utylitarnym, obronione zostały dwie prace doktorskie poświęcone tzw. aborcji postnatalnej, czyli eliminacji życia ludzkiego już po narodzeniu noworodka (do 30. dnia po narodzeniu), jeśli rodzice uznają, że dziecko nie spełnia ich oczekiwań. Jest też drugi biegun w postaci eutanazji, a więc stwierdzenia, że życie ludzkie jest „nieopłacalne”, generuje zbyt wiele kosztów opieki, utrzymania i w związku z tym dochodzi do sytuacji, w której „nie opłaca się” podtrzymywanie tego życia. Taki sposób myślenia związany jest z kategorią jakości życia i radykalnie nieludzki, wręcz ubestwiony. Stojąc na gruncie wartości życia, która ma charakter obiektywny, nienaruszalny, mamy na myśli obronę każdego ludzkiego życia od momentu poczęcia aż do naturalnej śmierci. Właśnie to jest autentyczny humanizm, obrona człowieczeństwa.

A propos człowieczeństwa: wielu mówi o dziecku poczętym po prostu „płód”. Lewicowi działacze czy publicyści podkreślają, że życie matki jest ważniejsze, ponieważ „płód nie ma mózgu”, „płód nie jest człowiekiem”. Jak to wygląda naprawdę?

Przytoczę tu pewną historię, której byłem świadkiem. Pewien afrykański biskup na kongresie w Jerozolimie powiedział, że nie wie, jak to wygląda w krajach wysoko rozwiniętych- parafrazując: nie wiem, jak to wygląda w środowiskach feministycznych-ale w Afryce, gdy mężczyzna i kobieta dokonują aktu seksualnego, z tego zbliżenia zawsze powstaje człowiek, nigdy natomiast szympans. Komentarz wydaje się może bardzo sugestywny, ale i odpowiedni wobec poglądów dywersyfikujących ludzkie życie i sprawiających, że zyskuje ono status człowieczeństwa dopiero od jakiegoś arbitralnie wyznaczonego kryterium. Dla niektórych jest to moment cerebralizacji, dla innych- moment uzyskania świadomości, jeszcze dla innych- moment akceptacji społecznej. Wszystkie te kryteria są absolutnie absurdalne. Nauka mówi nam w sposób jednoznacznie pewny, niepodważalny, że od momentu poczęcia mamy do czynienia z nowym organizmem o cechach ludzkich, rozwojowych, który w naturalnych, normalnych warunkach rozwoju zawsze staje się w pełni ukształtowanym człowiekiem.