Tomasz Wandas, Fronda.pl: Wiele lat temu pisał Ksiądz Profesor pracę magisterską pod tytułem "Etyka jako nauka empiryczna w ujęciu T. Czeżowskiego i T. Kotarbińskiego". Promotorem tej pracy był ks. Karol Wojtyła. Jakim był promotorem, profesorem?

Ks. Prof. Andrzej Szostek, rektor KUL w latach 1998-2004, uczeń ks. Karola Wojtyły: Ks. Karola Wojtyłę pamiętam z czasów, kiedy ks. Doktor Tadeusz Styczeń zabierał nas do Krakowa na seminaria. Ksiądz Kardynał urządzał sobie raz na miesiąc tzw. „dniówkę”, był to dzień wolny od administracji w Kurii. Lubił wykorzystywać tę „dniówkę” na seminaria, wtedy to przyjeżdżaliśmy do Krakowa na dwa dni. Były to podróże na jego koszt, gdyż Karol Wojtyła nie pobierał wynagrodzenia na KULu, a pieniądze za wykłady przeznaczał na stypendia dla studentów. Oczywiście ksiądz kardynał nie wręczał stypendiów osobiście studentom, zawsze  robił to któryś z jego pomocników – po pewnym czasie ta zaszczytna funkcja przypadła również mi.

Ile trwały te seminaria?

Nasze podróże do Krakowa były pokrywane z pieniędzy, które gromadziły się podczas wakacji (od lipca do września). Wtedy, podczas tego dwudniowego seminarium zobaczyłem Karola Wojtyłę po raz pierwszy. „Normalne” seminarium trwa ok. 1,5h,te dwudniowe w Krakowie, trwały dwa popołudnia, od około godziny 16:00 do 21:00. Podczas tych spotkań, zawsze robiliśmy tak zwaną prasówkę. Ksiądz kardynał nie miał czasu, aby przeglądać ówczesną literaturę bieżącą. My, jego studenci przygotowywaliśmy spis nowych artykułów, a Karol Wojtyła odnotowywał sobie, które pozycje chciałby sam przeczytać.

Czy Karol Wojtyła wykazywał szczególne skupienie podczas tych seminariów?

Pamiętam jeden moment podczas pierwszego seminarium, gdy widziałem jak podpisuje on listy. Byłem tym zaskoczony, gdyż normalnie byłem przyzwyczajony, że promotor nie robił niczego poza słuchaniem przedstawień prac. Na uwagę Karola Wojtyły trzeba było sobie zasłużyć. Pamiętam jak podczas wygłaszania mojej pracy, w pewnym momencie kardynał podniósł wzrok – ja wtedy zamilkłem. Nie pamiętam o czym wtedy mówiłem, natomiast pamiętam, że bardzo się zawstydziłem widząc uwagę w jego oczach.

Co było po przedstawieniu prac? Dyskusja?

Po tym jak przedstawiliśmy swoje prace, ksiądz kardynał rozpoczynał dyskusję, w tym miejscu jego uwaga była wytężona, nie przepuszczał w tym miejscu ani jednego ważnego wątku, który się pojawiał. Co więcej potrafił zawsze znaleźć motyw wspólny wszystkich wygłoszonych przez nas relacji. Podczas tego pierwszego seminarium byłem wtedy na trzecim roku, zatem byłem bardzo młody, wśród zaszczytnego grona starszych kolegów, również doktorantów.

Czy ta zdolność zatrzymywania uwagi była widoczna u ks. Wojtyły również poza seminariami?

Zdolność zatrzymania uwagi to cecha, która ksiądz kardynał wykorzystywał nie tylko podczas prowadzenia seminariów.

Czy natomiast wykazywał jakieś braki, czy czegoś nie potrafił?

Karol Wojtyła nie umiał natomiast dwóch rzeczy: po pierwsze nie umiał opowiadać dowcipów –on się śmiał z dowcipów, które opowiadali inni – natomiast sam nie potrafił takich opowiadać. Świetnie natomiast wychodziły mu żarty sytuacyjne. Nie wyobrażam sobie, aby Karol Wojtyła, czy później Jan Paweł II wstał i powiedział, słuchajcie słyszałem taki a taki dowcip.

A po drugie?

Po drugie nie umiał on się spieszyć. Oczywiście miał świadomość, że czas biegnie, ale nie pamiętam, aby gorączkowo patrzył na zegarek, przyspieszał kroku itp. Żył on obecną chwilą. Karol Wojtyła doskonale wiedział, że gdy człowiek się spieszy to nie żyje obecną chwilą, żyje tylko tym co będzie, planuje i biegnie w przód.

Ktoś może powiedzieć, że Karol Wojtyła miał może mało zajęć i dlatego się nie spieszył, ale oczywiście tak nie było – miał bardzo dobrze zaplanowany czas, dzięki czemu w ciągu dnia robił naprawdę bardzo wiele. Zdarzało się, że się spóźniał, że nie przyszedł na czas, ale mimo tego nigdy się nie spieszył.

Czy ks. Karol Wojtyła był faktycznym promotorem pracy magisterskiej Księdza Profesora? Co natomiast z pracą doktorską Księdza Profesora?

Jeśli chodzi o pracę magisterską, to faktycznie Karol Wojtyła był jej formalnym promotorem. Jednak zajęcia w jego imieniu na KULu prowadził ks. Styczeń. Formalnie promotorem był ks. Kardynał Wojtyła, gdyż był docentem i kierownikiem Katedry. Później, podczas pisania przeze mnie doktoratu ks. Styczeń był już moim formalnym promotorem, gdyż zastąpił Karola Wojtyłę na stanowisku kierownika Katedry.

Co natomiast z doktoratem, czy ks. Kardynał był jej recenzentem?

Gdy skończyłem pisanie artykułu naukowego związanego z moją pracą doktorską na maszynopisie, wysłałem trzy egzemplarze, po jednym do ks. Wojtyły, ks. Stycznia i do ks. Jurosa (gdyż spodziewałem się, że będzie on recenzentem mojego doktoratu – jednak tak się nie stało, recenzentem został ks. Prof. Ślipko). Jedynym, który odpisał był Wojtyła, po tej krótkiej wiadomości od ks. Kardynała postawiłem otworzyć przewód doktorski.

I co było potem?

Ks. Styczeń zapytał wtedy kogo chciałbym mieć za recenzenta. Odpowiedziałem, że księdza kardynała – nie.

Dlaczego?

Ksiądz kardynał znał już moją pracę, pomyślałem, że jak moja praca jest coś warta to niech przeczyta i oceni ją ktoś inny. Wtedy to z zewnątrz wyznaczono ks. Ślipkę, a z KULu ks. Greniuka. Ks. Styczeń pojechał do Krakowa, aby porozmawiać z księdzem kardynałem. Wojtyła zapytał jak tam sprawa doktoratu ks. Andrzeja. Na co ks. Styczeń odpowiedział, że już skończony, że teraz trzeba wyznaczyć recenzentów. Karol Wojtyła zapytał, zatem kto nim będzie. Na co ks. Styczeń odpowiedział, że bylibyśmy wdzięczni gdyby zechciał Wuj – tak się do niego zwrócił, gdyż tak normalnie do niego mówił. Ksiądz kardynał się zgodził. Na szczęcie przepisy określają jaka jest minimalna liczba recenzentów, a nie maksymalna i tak oto miałem trzech recenzentów pracy doktorskiej.

Kiedy to było? Czy nie w czasie śmierci Jana Pawła I?

Tak, w tym czasie, zdążyła się śmierć Jana Pawła I i kardynał Wojtyła pojechał na konklawe. Nie wiem czy ktoś interweniował – ja na pewno nie - ale wtedy ksiądz kardynał napisał list do dziekana KULu, że w tej sytuacji nie może on przesłać pełnej recenzji. Przesłał zatem część i obiecał, że jak wróci z Konklawe to rozwinie pozostałe części.

Jak wiemy Karol Wojtyła nie wrócił z tego Konklawe, a cześć recenzji, którą przysłał w formie listu stała się formalną recenzją mojej pracy doktorskiej.

Co jeszcze wyraźnie Ksiądz zapamiętał z czasów, gdy był Ksiądz studentem ks. Wojtyły?

Pamiętam jeszcze, że gdy zdawałem egzamin u ks. Wojtyły, przedmiotem który mieliśmy przygotować była część książki „Osoba i czyn”, którą wtedy pisał. Na wykładach ks. Wojtyła czytał część swoich notatek - bo wiemy że książka została wydana dopiero dwa lata po – w 1969roku.

Gdzie był egzamin, w Lublinie?

Egzamin zdawaliśmy w Krakowie, było nas pięcioro. Siedziałem z brzegu, wiedziałem zatem, że będę pytany albo pierwszy, albo ostatni. Zaczął odpytywać z drugiego końca, dlatego wiedziałem, że będę ostatni. Z przerażeniem zorientowałem się, że idzie on krok po kroku, paragraf za paragrafem.

Ksiądz Wojtyła, zapomniał o tym, że my do egzaminu mieliśmy szczuplejszą wersję książki, niż to, o co on nas wtedy zaczął pytać. Już czwarty z kolegów miał poważne problemy z odpowiedzią ponieważ ta problematyka wykraczała poza materiał, który on nam przedstawił w Lublinie. Ja nie miałem prawa w zasadzie nic powiedzieć, ponieważ była to ta część, której my nie mieliśmy okazji poznać. Powinienem wówczas, gdybym miał wtedy więcej odwagi powiedzieć – księże profesorze, ale myśmy tego nie przerabiali. Nie zrobiłem tego, kombinowałem i trafem wyszedłem z kłopotliwej sytuacji.

Księże profesorze, pozwolę sobie dopytać czy ks. Karol Wojtyła często was chwalił? I jakie kryteria musiały spełnić wasze artykuły, aby wzbudziły jego zainteresowanie?

Wiem, ze cenił sobie bardzo niektóre prace, myśli. Z reguły były to prace ks. Stycznia, ks. Wojciech Chudego jak i prace pana prosfora Gałkowskiego. Gdy był już papieżem wiem, że zwrócił uwagę na moją habilitację.

Dlaczego zwrócił na nią uwagę, zauważył geniusz?

Zwrócił on na nią uwagę nie dlatego, że była genialna ale dlatego, że zwracała uwagę na współczesne problemy w teologii moralnej. Papież właśnie w tym czasie  przygotowywał się do encykliki veritalis splendor, więc głównie z tego powodu chciał poznać, co było przedmiotem mojej habilitacji. Pamiętam, że na ten temat rozmawialiśmy w Castel Gandolfo i na Watykanie. Nie były on chętny do pochwał, ani nie był też chętny do krytyki. Karol Wojtyła nie myślał w kategorii pochwał poszczególnych ludzi, bardziej myślał w kategoriach problemu, który był poruszany w naszych pracach.

Czy wasze prace były ogólnie znane? W Europie?

Pamiętam, że był taki moment w którym Karol Wojtyła uznał, że dorobek jego Katedry wart jest pokazania w szerszym świecie. Język polski nie jest zbyt znany w świecie, dlatego kardynał chciał, aby wydać serie artykułów, związaną głównie z serią dyskusji z marksizmem w języku niemieckim. Miało być tych prac pięć, były trzy. Tak powstała książka, która została wydana zaraz po tym jak Karol Wojtyła został papieżem. I tak ukazała się książa zawierająca trzy artykuły: Wojtyły, ks. Stycznia i mój.

Jak zmienił się Karol Wojtyła od momentu, kiedy go Ksiądz Profesor wiedział po raz pierwszy do momentu, kiedy zobaczył go Ksiądz po raz ostatni?

Po pierwsze muszę zaznaczyć, że nie śmiem uważać się za kogoś z jego najbliższego grona – to byłaby przesada. Miał on takie grono bardzo mu bliskich ludzi, których pamięta jeszcze jako swoich studentów. Nigdy nie był formalnie duszpasterzem akademickim, ale lubił brać grupę młodych w góry, na kajaki, na narty itp. To oni mówili do niego "wuju".

A czy Ksiądz mówi do niego „wuju”?

W jednym liście do mnie skierowanym Karol Wojtyła podpisał się „wuj”, jednak ja nigdy nie śmiałem tak do niego powiedzieć, ponieważ nigdy nie należałem do tego najbliższego mu grona.

Kto konkretnie zatem należał?

Do tego grona należał prof. Półtawski, wraz z Wandą Półtawską, ks. Styczeń, prof. Gołkowski, prof. Janiak, prof. Ingarden. Nie mogę zatem przedstawiać się w tym miejscu jako ktoś kto bardzo dobrze znał Karola Wojtyłę przed wyborem na Stolicę Piotrową.

Jeśli chodzi o zmiany, to były te zewnętrze widoczne dla wszystkich, gdyż w latach późniejszych, jak wszyscy widzieliśmy zaczął podupadać na zdrowiu. Papież nie był łatwym pacjentem, ale nie dlatego, że narzekał, lecz wręcz przeciwnie – na pytania lekarzy nie dawał wyraźnych odpowiedzi, że coś się dzieje. Ponadto zdecydowanie zmienił się jego język w publicznych wystąpieniach. Stał się bardziej komunikatywny. Swoje prace pisał w bardzo specyficzny dla siebie stylu, do którego była potrzeba bardzo wyraźna uwaga.

Kiedyś gdy siedział w gronie bliskich sobie osób, papież powiedział, do Stanisława Dziwisza, „ Ty Stasiu pójdziesz kiedyś do czyśćca”, na co ks. Stanisław odpowiedział, że wie nawet jaką dostanie karę – karzą mu czytać „osobę i czyn” Wojtyły.

Czy to wszystko?

Jego homilie były ciekawsze, bardziej zajmujące, natomiast prace naukowe wymagały jednak przygotowania. Gdy został papieżem zobaczyliśmy wszyscy jak jego język stał się bardziej komunikatywny. Dalej był bardzo głęboki w swoich myślach, a mimo tego potrafił wyrażać je prostrzym językiem. Gdy został papieżem, kiedy zaczął liczne podróże po świecie - swoje zaintereswonia zwrócił przede wszystkim ku katolickiej nauce społecznej, która wczesniej nie budziła u niego takiego zainteresowania. 

Bardzo dziękuję za rozmowę.