Portal Fronda.pl: Obradujący właśnie polscy biskupi uznali, że katolicy w Polsce nie mogą w pełni korzystać z klauzuli sumienia. Odwołali się do przykładu prof. Bogdana Chazana, który za odmowę aborcji został pozbawiony funkcji dyrektora Szpitala im. Świętej Rodziny. Bp Artur Miziński, sekretarz KEP stwierdził, że państwo nie pozwala na korzystanie z klauzuli sumienia, bo koliduje ona z prawami innych obywateli, którzy znajdują się na takim samym poziomie uprawnień. Jakie rozwiązania należałoby zastosować, aby uniknąć tej kolizji?

Ks. dr hab. Piotr Kieniewicz MIC: Po pierwsze, państwo nikomu nie daje prawa do korzystania z klauzuli sumienia, ponieważ nie ma takiej władzy. Klauzula sumienia jest znacznie bardziej pierwotna od jakiegokolwiek prawa państwowego. Uzurpacja, jakiej dokonują współczesne legislatury jest ogromnym naruszeniem porządku rzeczy. Kwestia klauzuli sumienia, i w ogóle sumienia, wynika z naszej ludzkiej godności, a nie z faktu, czy komuś wystarczy dobrej woli, by uznać takie czy inne elementy tej godności.

Po drugie, mamy prawa różnego rodzaju. Są prawa, które mają charakter podstawowy i siłą rzeczy nakładają obowiązek na innych i są takie prawa, które tego obowiązku nie nakładają. Pierwsze dotyczy spraw najbardziej podstawowych, jak ochrona życia. Gdy czyjeś życie jest zagrożone, inni mają moralny obowiązek je ratować. Prawa z drugiej grupy są nieco innego rodzaju. Pokażę to na przykładzie – każdy ma prawo do założenia rodziny, ale to wcale nie oznacza, że państwo ma obowiązek każdemu zapewnić rodzinę. Każdy z nas ma prawo do pracy, ale to nie oznacza, że państwo każdemu ma znaleźć pracę. Natomiast owo prawo do pracy lub do rodziny oznacza, że państwo nie może mi zabronić znalezienia pracy czy założenia rodziny.

Sumienie znajduje się niejako na styku tych dwóch grup. Z jednej strony mam prawo do sprzeciwu sumienia, co oznacza, że nikt mi nie może narzucić tego, co rozpoznaję jako prawdę i dobro. Z drugiej strony, ów osąd sumienia jest zobowiązujący dla innych w tym zakresie, że mają oni obowiązek uszanować mój wybór, choć nie muszą w żaden sposób go podzielać.

Jeśli ktoś domaga się tego, by respektować jego decyzje, to oczywiście ma do tego prawo, ale to prawo sięga tak daleko, jak sięga wolność przyznana przez sumienie. Jeśli ktoś wymaga ode mnie, bym uczestniczył w jego działaniu, kiedy moje sumienie mówi „nie”, to mam prawo odmówić. To nie jest narzucenie tamtemu człowiekowi moich poglądów, tylko moja obrona przed tym, aby nie narzucono mi jego poglądów. To trochę przypomina szeregowy obwód elektroniczny. Aby pewne rzeczy się zadziały wszyscy muszą się na nie zgodzić. Każdy jednak może powiedzieć „nie” i wtedy ta rzecz nie zadzieje się. Nie jest tak, że jeśli ktoś ma jakiś pomysł, to od razu wszyscy inni mają się włączać w jego realizację.

Rozważmy kwestię klauzuli sumienia i tej kolizji pomiędzy dwoma osobami na konkretnym przykładzie. Pacjentka chciałaby, aby lekarz przepisał jej środki antykoncepcyjne, ten odmawia. O ma prawo odmówić, ona ma prawo oczekiwać recepty.

Spotkanie lekarza z pacjentem to bardzo dobry przykład, ponieważ pokazuje pewną dwustronność relacji. Z jednej strony pacjent ma pewne oczekiwania, ale lekarz ma swoje doświadczenie, wiedzę i sumienie, może więc powiedzieć „nie, to nie jest dobry pomysł, to sprzeczne z tym, kim jestem i w co wierzę”. To działa jednak także w druga stronę. Lekarz może powiedzieć, że chciałby zastosować jakąś terapię, a pacjent może powiedzieć „nie, to jest sprzeczne z moim sumieniem”. Świadkowie Jehowy odmawiają przyjęcia transfuzji krwi, chociaż lekarz wie, że to mogłoby uratować pacjentowi życie. Ma jednak obowiązek respektowania decyzji pacjenta. Widzimy więc, że decyzja sumienia ma charakter ograniczający pomysły drugiej strony. Mnie nie wolno narzucać moich pomysłów, zmuszając kogoś do działania, które jest sprzeczne z decyzją jego sumienia.

Jak więc rozwiązywać takie sytuacje? Czy można w ogóle powiedzieć pacjentowi, żeby sam sobie szukał lekarza, który spełni jego oczekiwania? A co, jeśli nie znajdzie żadnego?

Jeśli ktoś bardzo mocno się upiera, bardzo chce przeforsować swoje pomysły, niech szuka innego lekarza, ale niech szuka sam a nie domaga się, by ktoś to za niego zrobił. Pamiętam taki film, w którym rozmawia dwóch bohaterów. Jeden coś proponuje, drugi mówi „nie”. Ten pierwszy mówi więc „ale jak to, nie rozumiem”, na co drugi odpowiada „ale której części słowa 'nie' nie rozumiesz?”. Sprzeciw sumienia oznacza koniec dyskusji. Nie ma już o czym dyskutować, decyzja została podjęta, koniec. Jakakolwiek forma współudziału oznacza, że zgadzam się na kompromis, a sumienie – ponieważ opiera się na prawdzie – nie uznaje kompromisu. To my uznajemy kompromisy w polityce, życiu, naszych wyborach, ale sumienie nie. Dla sumienia coś jest prawdziwe albo nieprawdziwe, dobre albo niedobre. Jeśli działamy wbrew temu rozpoznaniu, to tym samym łamiemy własne sumienie, a siłą rzeczy łamiemy samych siebie, sprzeniewierzamy się własnej godności. Państwo domaga się od lekarza, żeby wbrew decyzji sumienia, która nie pozwala mu na żaden współudział w mordowaniu dzieci, wskazał innego lekarza, który to zrobi, ale nie może on w zgodzie z pierwotną decyzją sumienia, podjąć jakiegokolwiek działania, które byłoby współudziałem w mordzie. Jeśli kobieta chce zabić swoje dziecko, powinna sama znaleźć mordercę. 

Rozm. Marta Brzezińska-Waleszczyk