Fragment książki Wieczory paryskie (Veritas, Londyn 1965)

Papież Juliusz II polecił astrologom wybrać dzień na swoją koronację. Paweł III radził się astrologów, które godziny są najodpowiedniejsze na konsystorz. Leon X wyznaczył profesora astrologii na uniwersytet rzymski „Sapienza”.

 

1. GENEZA ASTROLOGII

Od zarania ludzkości gwiazdy stanowiły przedmiot jej szczególnego zainteresowania. Regularność, z jaką się zjawiały na firmamencie niebieskim i szły po nim w ściśle określonym kierunku, naprowadzała ludzi na myśl, że są obdarzone rozumem lub przynajmniej rządzone przez istoty rozumne.

Ten ostatni pogląd znajdujemy jasno wyrażony w dziełach największych myślicieli starożytności: Platona i Arystotelesa. Podzielała ten pogląd z nimi cała filozofia średniowieczna. Ciała niebieskie – powiada św. Tomasz z Akwinu – ,,są poruszane przez jakąś istotę obdarzoną poznaniem”. Istota ta – wyjaśnia on gdzie indziej – jest ,,natury duchowej”; jest wyższa od duszy ludzkiej.

Dla ludów pierwotnych teorie te były zbyt abstrakcyjne. One wolały widzieć w siłach poruszających gwiazdy po prostu swych bogów. Według wierzeń chaldejskich Anu, bóg nieba, miał pod swą opieką część północną ekliptyki. Bóg Enlil, pan ziemi, rządził częścią środkową ekliptyki. Wody i część południowa ekliptyki należały do bóstwa Enkl. Bóg Marduk, czyli Asaru, mieszkał na planecie Jowiszu; bogini Isztar na Wenerze; bóg Nebo na Merkurym; bóg Nergal na Marsie; bóg Ninib na Saturnie itd. Wierzenia te stanowiły zasadnicze dogmaty religii chaldejskiej.

Bogowie ci nie wiedli życia osamotnionego; udzielali się ludziom, dając im to, czego sami byli źródłem. Marduk darzył ich z Jowisza szczęściem; bogini Isztar zawdzięczali żyzność i płodność; od boga Nebo pochodziła wszelka mądrość i wiedza; bóg Nergal zsyłał z Marsa zarazy i wojny…

Jakie są w danej chwili intencje tych bóstw w stosunku do mieszkańców ziemi? Problem ten nie mógł być dla nich obojętny. Przecież od niego cały ich los zależał! Nie dziwnego zatem, że dokładali wszelkich starań, by go rozwiązać. Obserwowali uważnie bieg gwiazd, ich barwę, kształt, wzajemne położenie itp. Odpowiednio do rezultatów swych badań określali termin, w którym należało rozpocząć prace rolne, polowanie, rybołówstwo i in. Termin ten przekazywali w tradycjach ustnych i pisemnych, by mogły służyć pokoleniom przyszłym. W bibliotece króla Assurbanipala (668-626) w Niniwie znaleziono dzieło (pisane pismem klinowym) zawierające treściwy wykład tych tradycji. Wśród manuskryptów meksykańskich natrafiono na jeden (Tonalamantl), który zawiera listę dni pomyślnych i niepomyślnych. Malajowie posiadają system, za pomocą którego dzielą czas na periody korzystne i niekorzystne.

Spośród ludów pierwotnych Chaldejczycy najbardziej się odznaczali na tym polu. Oni stworzyli technikę przepowiadania przyszłości z gwiazd, która stała się później klasyczna.

Czy istotnie stworzyli? Nie brak bowiem uczonych, którzy zaszczyt stworzenia tej techniki oddają Egipcjanom. Do tych uczonych należy w szczególności wielki astronom Newton. Utrzymuje się mianowicie, że rzeczona technika powstała w Egipcie za panowania Nichepsosa (Nicepsosa), króla Dolnego Egiptu (Sais). Była dziełem głównie kapłana imieniem Petorisis. Gdy Sabakon, król Etiopii, najechał Egipt, wielu Egipcjan schroniło się do Babilonii i zaznajomiło jej mieszkańców z techniką przepowiadania przyszłości z gwiazd.

Z Chaldei miała się ona dostać naprzód do Persji, a potem do Indii i reszty Azji. Dzięki ożywionym stosunkom handlowym i kulturalnym, jakie istniały między Azją a Grecją, nie mogła ona na długo pozostać nieznana Grekom. Zainteresowanie, jakie wśród nich budziła, było różne. Tales, jak się zdaje, wcale się nią nie interesował. Eudoksus, przyjaciel Platona, miał dla niej tylko pogardę. Karneades zwalczał ją zawzięcie. Natomiast Pitagorejczycy mieli ją w wysokim szacunku. A swoją nauką o transcendentnych własnościach liczb („numeralizmem”) obudzili żywe zainteresowanie. W tej również epoce poświęcono każdą planetę specjalnemu bóstwu, a technikę przepowiadania przyszłości z gwiazd oznaczono słowem ,,astrologia” (nauka o gwiazdach). Teofrast, Panacjusz (syn Karneadesa) w wyższym jeszcze stopniu Posejdoniusz z Apamei odnosili się do astrologii z żywą sympatią.

Rzym zapoznał się z astrologią głównie za pośrednictwem niewolników przybywających ze Wschodu, w szczególnosci z Grecji. Haruspici wypowiadają jej natychmiast zaciętą walkę. Senat, stojący na straży tradycji narodowych, okłada ją różnymi edyktami. To wszystko jednak nie jest w mocy złamać jej naporu. Aż wreszcie zdobędzie prawo obywatelstwa w Rzymie. Stanie się to w chwili, gdy kulty religijne wschodnie zyskają decydującą przewagę nad starą religią rzymską. Marek Aureliusz (za Augusta i Tyberiusza) układa hymn ku jej czci (Astronomicon); August pozwala bić monetę z astrologiczną gwiazdą swych urodzin (Koziorożcem). Babilusz, astrolog nadworny Nerona, stara się przekonać haruspików, że astrologia nie tylko nie obala ich sztuki, lecz ją dopełnia. Tacyt i Cycero oraz Pliniusz Starszy niemiłosiernie ją chłostają, ale nie są już w stanie jej przemóc. A gdy się ukaże Czworoksiąg (Tetrabiblos) Klaudiusza Ptolemeusza, jednego z największych astronomów starożytności, astrologia rozpocznie triumfalny pochód, którego nic wstrzymać nie potrafi. Spośród wszystkich systemów astrologicznych, które się rozwinęły w różnych krajach, system Ptolemeusza cieszy się aż do dzisiejszych czasów największym wzięciem.

Wśród wyznawców Mahometa znalazła astrologia grunt niezwykle podatny. Zdawała się im bowiem potwierdzać i wyjaśniać determinizm teologiczny (relatywny), który im Mahomet w spadku zostawił. Spod pióra Arabów wyszła masa dzieł i rozpraw astrologicznych. Nawet wielki myśliciel Awerroes jest pod jej widocznym urokiem.

Chrystianizm rozpatruje astrologię wyłącznie z punktu widzenia religijnomoralnego. Problem jej wartości wewnętrznej zostawia całkowicie nauce. Tym się tłumaczy pozorna sprzeczność, z jaką czołowi przedstawiciele chrystianizmu do niej się odnoszą. Podczas gdy jedni potępiają ją jako ,,sztuczkę diabelską”, inni chętnie zwracają się do niej po radę. Moraliści katoliccy nie zabraniają lekarzom posługiwać się radami astrologów w leczeniu chorych, byleby te rady nie stały w sprzeczności z wiarą chrześcijańską i jej zasadami moralnymi.

W epoce humanizmu i renesansu cieszy się astrologia wielkim wzięciem. Na każdym uniwersytecie jest ona wykładana. Jest też jaśniej pojmowana. W szczególności wyróżnia się w niej dwie zasadniczo odmienne formy: naturalną (naturalis) i wróżbiarską (iudiciaria). Naturalna, zwana także fizyczną, bada wpływ ciał niebieskich na atmosferę, pogodę, przypływ i odpływ morza, wybuchy wulkaniczne, trzęsienie ziemi itp. Odpowiada mniej więcej dzisiejszej meteorologii. Wróżbiarska przepowiada z gwiazd charakter osobnika, koleje jego życia, pomyślny lub niepomyślny obrót czynności, jaką kto w danym momencie zaczyna, wojny, pożogi, głody, mory, zarazy itd.

W miarę jak się rozwijały nauki doświadczalne, traciła astrologia coraz bardziej grunt pod nogami. Pod koniec wieku XVIII starali się jej wyznawcy na nowo ją ożywić. Wtem jak grom z jasnego nieba spadł na nią cios. W roku 1781 Herschel odkrył nową planetę zwaną Uranem. Odkrycie to wywołało prawdziwą konsternację w obozie astrologów. Bo ich tablice astrologiczne znały tylko pięć planet11. Jakie wpływy na losy ludzkie wyznaczyć nowej planecie? Gdy się nad tym głowili, uderzył w nich nowy grom. W roku 1845 odkryto jeszcze inną planetę – Neptuna. A w roku 1930 stwierdzono istnienie Plutona! Wszystka zaś przemawia za tym, że za tymi odkryciami pójdą nowe.

Fakty te zapowiadały rychły koniec astrologii w krajach cywilizowanych. Aż nagle po pierwszej wojnie światowej astrologia odradza się jak feniks z popiołów. Według obliczeń dokonanych przez znanego orientalistę Roberta Eislera liczba astrologów zawodowych w Stanach Zjednoczonych Ameryki wynosiła 25000. Astronom Couderc podnosi tę liczbę o całe 5000. Astrologowie ci mają na swoich usługach 20 czasopism fachowych, z których jedno rozchodzi się w 500000 egzemplarzy. Prócz tego ogłaszają oni swe wypowiedzi w specjalnych rubrykach 2000 dzienników i tygodników. Pewna kobieta po odczycie z astrologii otrzymała w przeciągu trzech miesięcy aż 150 tysięcy zamówień horoskopów.

W Anglii około 40 procent ludności, przeważnie kobiet, wierzy mniej lub więcej silnie w astrologię. W Niemczech ponad siedemdziesiąt czasopism sporządza horoskopy tygodniowe, jak nas zapewnia o tym Ph. Schmidt. Istnieją liczne ,,poradnie” śmierci i małżeństw. W ogłoszeniach astrologicznych można często spotkać wyrażenie: ,,Byk szuka Panny”.

W Paryżu było w roku 1935 aż 3400 gabinetów astrologicznych urzędowo zarejestrowanych. A ile ich było ukrytych? Pewien astrolog wydawał każdego dnia specjalny dziennik astrologiczny, który obsługiwało pięćdziesięciu pracowników. Jedno z czasopism astrologicznych rozchodzi się w 100 000 egzemplarzy.

2. SYSTEM ASTROLOGICZNY

Astrologia była od samego początku najściślej złączona z astronomią. Owszem, przez długi czas całkiem ją z nią utożsamiano. Dopiero od I stulecia po Chr. zaczęto ją wyróżniać (w krajach śródziemnomorskich). A ledwie w wieku XIV dostrzeżono, że obejmuje ona jeszcze dwie klasy problemów zasadniczo odmiennych, i dlatego podzielono ją na naturalną i wróżbiarską. Tylko astrologia wróżbiarska jest astrologią w klasycznym tego słowa znaczeniu. O niej też jednej będziemy odtąd mówili.

Choć zasadniczo różna od astronomii, astrologia na niej się przede wszystkim opiera. Dla tej też racji, kto chce zdać sobie z niej sprawę, musi się zaznajomić nieco z astronomią, a w szczególności dobrze sobie przyswoić naukę astrologów o zodiaku, ,,mieszkaniach”, Słońcu, planetach, aspektach, węzłach, Księżycu itd.

§ 1. ZODIAK

Słońce, jak wiadomo, zatacza w swym rocznym biegu wielką elipsę zbliżoną do koła, zwaną ekliptyką. Nazwa ta pochodzi stąd, że właśnie wzdłuż tej drogi (w punktach, w których jej płaszczyzna przecina orbitę księżyca), ma miejsce zaćmienie (eclipsis) Słońca.

Pas niebieskiej kuli, rozciągający się na odległość 8½° po obu stronach ekliptyki, pocięto już w odległej starożytności na 12 prostokątnych, równych przedziałów. Każdy z nich obejmuje zatem 30° wspomnianego pasa niebieskiego. Gwiazdy, które obserwujemy w tym całym pasie, starano się na wszelki sposób ująć w „konstelacje”. Nazwy, jakie im nadano, zapożyczono głównie od zwierząt, które miano w szczególnej czci. Tymi samymi nazwami oznaczono również odpowiednie przedziały pasa niebieskiego. Ponieważ przedziały te dawały pomieszczenie różnym istotom ,,żyjącym”, dlatego określano je ogólnym mianem Mieszkań, sam zaś pas niebieski wypełniony wzmiankowanymi ,,zwierzętami” nazwano zodiakiem.

Z tego, cośmy w tej chwili powiedzieli, jasno widać, że ugrupowania gwiazd są tworami realnymi. Mieszkania zaś są czczymi znakami, bo niczym innym, jeno wykresem w pustej przestrzeni. Zapamiętajmy sobie dobrze tę uwagę. Przyda się nam ona później.

Za początek zodiaku zgodzono się uważać punkt, w którym płaszczyzna ekliptyki (nachylona do równika o 23,5°) przecina go wzdłuż jego średnicy w punkcie, na który przypada wiosenne zrównanie dnia z nocą. Lista zatem znaków zodiaku idzie w następującym porządku: Baran, Byk, Bliźnięta, Rak, Lew, Panna, Waga, Skorpion, Strzelec, Koziorożec, Wodnik. Ryby.

Róg pierwszego Mieszkania znajduje się na wschodnim krańcu horyzontu. Pozostałe Mieszkania postępują w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówki zegara.

Pierwsze Mieszkanie, które dopiero co ,,wstaje”, stanowi tzw. ascendent (idący w górę). Mieszkanie siódme, które w tym samym czasie ,,zachodzi”, zwie się descendent (schodzący). Dziesiąte Mieszkanie, które wówczas stoi najwyżej na południku, nosi rniano zenitu, czyli ,,środka nieba”. Czwarte, które w tym samym momencie sięga najniższego poziomu, zwie się nadir, czyli „głębią nieba”. Wszystkie te Mieszkania noszą ogólną nazwę Mieszkań kątowych i mają dla astrologa największe znaczenie. Wróżą zawsze pomyślność. Szczególniej pomyślnymi są Mieszkania I i X.

Mieszkania VII-XII leżą nad horyzontem i dlatego zwie je astrolog „górnymi”. Mieszkania I-VI znajdują się pod horyzontem. Stąd ich nazwa Mieszkań nocnych.

Mieszkania „postępujące” (II, V, VIII, XI) są na ogół dość szczęśliwe. Mieszkania „upadające” (III, VI, IX, XII) są stanowczo niepomyślne; a już najgorsze z nich są Mieszkania VI i XII.

Z pierwszego Mieszkania zasięga astrolog informacji o osobie badanego osobnika. Z drugiego (Byk) dowiaduje się on, jakie istnieją dla jego klienta szanse zysków materialnych, bogactw, strat itp. z trzeciego (Bliźnięta) czerpie wiadomości dotyczące jego rodziny i rodzeństwa. Czwarte (Rak) mówi mu o jego życiu domowym, narodowości i dziedziczności. Piąte (Lew) poucza go o jego radościach i przykrościach życia. Szóste (Panna) objaśnia go odnośnie do jego stanu zdrowia i chorób. Siódme (Waga) informuje go o jego małżeństwie i stosunkach socjalnych; ósme (Skorpion) o śmierci i spadkach; dziewiąte (Strzelec) o religii i podróżach; dziesiąte (Koziorożec) o zawodzie życia i zaszczytach; jedenaste (Wodnik) o szczęściu i przyjaźniach; dwunaste (Ryby) o wrogach i niewoli.

Te znaczenia Mieszkań zostały w najogólniejszych liniach ustalone już w odległej przeszłości. Jednak gdy chodzi o ich szczegóły, to jeszcze do dzisiejszego dnia toczą się między astrologami zawzięte co do tego spory. „Ze wszystkich problemów, które zaprzątają astrologów, problem Mieszkań jest bez wątpienia najbardziej sporny” – mówi W.J. Tucker, czołowy przedstawiciel astrologii. Nawet w rzeczach doniosłej wagi nie mogą oni dojść do porozumienia.

Ponieważ według astrologów makrokosmos (wszechświat) odpowiada ściśle mikrokosmosowi, którym jest człowiek, dlatego odnosili oni 12 znaków zodiaku również do poszczególnych części organizmu ludzkiego. Ryby rządziły nogami, Koziorożec kolanami, Strzelec udami i biodrami, Skorpion organami rozrodczymi i nosem, Panna jamą brzuszną, Lew plecami i sercem, Rak piersiami i żołądkiem. Bliźnięta płucami, barkami i ramionami, Byk karkiem i szyją, Baran głową (z wyjątkiem nosa).

W związku z tymi wpływami gwiazd pozostawał wygląd człowieka. Kto się urodził pod znakiem Byka, miał głowę okrągłą, czoło czworokątne i szerokie, oczy czarne i wielkie, usta i nozdrza okrągłe, wargi grube, uszy wielkie, bulwiasty nos itp.

Te wierzenia astrologiczne nie pozostały bez wpływu na medycynę. Wielu lekarzy posiłkowało się nimi, ile razy chodziło o przepisanie lekarstw choremu. Lekarstwa te były określane nie rzeczywistym stanem chorego, lecz godziną, w której zaczął się źle czuć! Astrologia wstrzymała na długo postęp medycyny.

§ 2. SŁOŃCE

Wiadomo dobrze, jak potężną rolę odgrywa w naszym życiu Słonce. Od niego w głównej mierze zależy klimat. W parze zaś z nim idzie stan zdrowia, humor, wydajność pracy itp. Gdyby nam Słońca zabrakło, wymarłoby na ziemi wszelkie życie.

Zależnie od tego, przez które Mieszkanie przechodzi w swym biegu Słonce, dzielą astrologowie ludzi na 12 zasadniczych typów. Typy te różnią się między sobą indywidualnością, (individualité), na którą składa się wszystko to, co zwiemy „człowiekiem wewnętrznym”; wszystko, co jest w nim ,,najgłębsze i najintymniejsze”, „zdolności wrodzone, talenty i władze twórcze”.

Niemożliwą jest dla nas rzeczą zapuszczać się w szczegółowy opis tych typów. Znajdzie je zresztą czytelnik w każdym obszerniejszym podręczniku astrologii. By ułatwić mu zorientowanie się w ich wartości, przedstawimy pokrótce, jak Słońce w swoim pochodzie po Mieszkaniach wpływa na przykład na stan naszego zdrowia. Tylko nad tym jednym punktem się zatrzymamy.

Człowiek, który przyszedł na świat, gdy Słonce było pod znakiem Barana, jest pełen energii i dobry do walki. Jego głównymi dolegliwościami są bóle głowy, zaburzenia nerwowe i napady gorączki… lęk przed chorobą i śmiercią. Kto się urodził, gdy Słońce było pod znakiem Byka, zdradza wielką skłonność do chorób gardła… rzadko popada w chorobę, lecz gdy raz w nią wpadnie, z trudnością się z niej dobywa; winien zachować ścisłą dietę; w szczególności wystrzegać się węglowodanów, np. cukru itp.

Słońce w znaku Bliźniąt usposabia do chorób płucnych, w znaku Raka do dolegliwości żołądka i kiszek; znak Lwa daje noworodkowi organizm mocarny i niezmierzone rezerwy sił, lecz również słabe serce, nerki i naczynia krwionośne. Panna przynosi mu w dani bardzo delikatną kompleksję, a z nią skłonność do chorób imaginacyjnych i słaby żołądek. Słońce w znaku Wagi zapowiada niedomagania stosu pacierzowego i nerek. Słońce w znaku Skorpiona buduje organizm zdrowy i silny, który jednak cierpi na chroniczne niestrawności i na różne choroby krwi, dyspepsję i ataki żółci. Słońce w Strzelcu sprawia chore nerwy i zsyła wiele nieszczęśliwych przypadków, na które są szczególniej narażone biodra i nogi. Słońce w Koziorożcu gwarantuje długie życie; niestety, zsyła mu również reumatyzm, różne niedomagania kolan, kości i stawów, dalej kurcze i paraliż; ostrzega przed alkoholem we wszystkich jego odmianach. Osobnik zrodzony pod znakiem Wodnika ma zły obieg krwi; cierpi na wysokie ciśnienie arteryjne i anemię. Słabą stroną człowieka, który przyszedł na świat pod znakiem Ryb, są nogi, płuca i system nerwowy oraz naturalne skłonności do ataków podagry.

§ 3. KSIĘŻYC

Jak z położenia Słońca w 12 znakach zodiaku odgaduje astrolog indywidualność osobnika badanego, tak znów z położenia Księżyca w tychże samych znakach przepowiada on niechybnie jego osobowość (personnalité), na którą składa się charakterystyczny chód, postawa, maniery, fleksja głosu i całe zachowanie się. Kilka przykładów: Człowiek, który przychodzi na świat w chwili, gdy Księżyc jest pod znakiem Bliźniąt, będzie gadułą. Księżyc w znaku Byka uczyni go niesłychanie upartym. Panna obudzi w nim chciwość na pieniądze. Znak Skorpiona uczyni go nieuleczalnie zazdrosnym, podejrzliwym i brutalnym. Strzelec natchnie go optymizmem.

Koziorożec rozpali w nim wielkie ambicje i skieruje go do wytężonej pracy. Wodnik zrobi zeń filozofa, A Waga intelektualistę.

§ 4. ASCENDENT

Prócz indywidualności i osobowości posiada człowiek według astrologów jeszcze temperament, przez który rozumieją oni reakcję świadomą osobnika na warunki zewnętrzne, np. na doznaną obelgę, na usłyszaną groźbę lub pochwałę. Astrologowie uczą, ze temperament zależy od ascendentu, to jest od konstelacji, jaka w chwili urodzin osobnika wschodzi na horyzoncie.

Jeśli twoim ascendentem jest Byk – powiada W.J. Tucker – to jestem pewny, że „reagujesz wolno na czynności drugich, na zdarzenia i okoliczności zewnętrzne. Twoimi rysami charakterystycznymi są wytrwałość, decyzja i rezerwa. Z punktu widzenia uczuciowego jesteś zamknięty, tępy

i uparty. W postępowaniu jesteś powolny i flegmatyczny; w pewnych materiach jesteś pełny uprzedzeń… bardzo zazdrosny”. Ascendent Barana daje człowiekowi naturę niesłychanie bezkompromisową, wyniosłą i impulsywną, skorą do sądów zbyt pospiesznych i konkluzji

przedwczesnych. Ascendent Bliźniąt robi człowieka nerwowym i gniewliwym i każe mu się wiecznie trapić. Człowiek zrodzony pod ascendentem Raka jest nadzwyczajnie emocyjny: dla najbłahszej racji wpada w ostateczność; jest dziwakiem, złośnikiem i kapryśnikiem. Ascendent

Wagi daje człowiekowi niezwykle żywe poczucie sprawiedliwości i bardzo litościwe serce; nim co zrobi lub powie, waży racje za i przeciw itp.

§ 5. PLANETY

Już w odległej starożytności zauważono, że pewne gwiazdy nigdy nie zmieniają swego wzajemnego położenia na firmamencie niebieskim. Inne, przeciwnie, zmieniają je nieustannie. Pierwsze nazwano stałymi, drugie – błądzącymi, czyli planetami. Zauważono dalej, że szybkość, z jaką się planety po niebie poruszają, nie jest ta sama; że światło, które wydają, nie jest tego samego koloru; że jedne z nich są bliżej Słońca, inne dalej, i dlatego więcej wykonują ruchu. Planet tych naliczono pięć, bo tyle ich tylko można było gołym okiem

dostrzec. Oznaczono je imionami bogów. W świecie grecko-rzymskim imiona te brzmiały: Merkury, Wenus, Mars, Jowisz, Saturn. Do planet zaliczono również Słońce i Księżyc, bo i one po niebie błądzą i około nas krążą!

Planety są według astrologii wyposażone w różne własności. Jedne z nich są wilgotne, drugie suche; jedne zimne, drugie gorące; te męskie, tamte żeńskie itd. Każda z nich ma pod swą władzą określone własności fizyczne lub psychiczne.

Wilgoć i ciepło są przyczyną płodności i żyzności; posucha i zimno – bezpłodności. Te cztery własności stoją w ścisłym stosunku z czterema „humorami” (żółcią, krwią, żółcią czarną i flegmą), A przez nie z czterema temperamentami (cholerycznym, sangwinicznym, melancholijnym, flegmatycznym). Temperamenty bowiem zależały według starożytnych od różnych proporcji, w jakie wchodzą ze sobą wzmiankowane „humory”. Wspomniane własności stoją wreszcie w bliskim związku z czterema elementami, z których według nauki Empedoklesa składa się świat: ogniem (elementem suchym i ciepłym), powietrzem (elementem wilgotnym i ciepłym), ziemią (elementem suchym i zimnym), wodą (elementem zimnym i wilgotnym).

Planetom przypisują astrologowie większy wpływ na nasze losy niż gwiazdom stałym. Planety bowiem są większe (pozornie), znajdują się w bliższej od nas odległości, są obdarzone światłem więcej charakterystycznym, a w swoich nieustannych wędrówkach po niebie wchodzą w najrozmaitsze stosunki z innymi ciałami niebieskimi. Owszem, nie brakło astrologów, którzy swą technikę wróżbiarską opierają wyłącznie na planetach. Do nich należał między innymi autor klasycznego dzieła astrologicznego pt. Klucz do astrologii, znany pod pseudonimem Rafał.

Dużo się dyskutowało nad symbolami astrologicznymi planet. Wielu przypisywało im głębsze, mistyczne znaczenie. Według wielkiego znawcy astrologii Gundela są one po prostu skrótami ich nazw greckich, które były w ogólnym użyciu już w I wieku naszej ery. Nie mają one żadnego specjalnego znaczenia.

Planety dzielą się na dobroczynne i złowrogie. Do pierwszych wlicza się Słonce, Wenus i Jowisza; do drugich Marsa i Saturna. Ruch planet w kierunku Słońca jest również dla astrologa zapowiedzią pomyślną: ruch w kierunku przeciwnym wróży nieszczęście.

Astrologowie uczą, że każdy człowiek zależy w specjalny sposób od planety, która króluje w godzinie jego urodzin.

Astrologia naznacza każdej godzinie dnia planetę panującą: Saturna godzinie pierwszej w sobotę, Jowisza drugiej, Marsa trzeciej itd. W następstwie tego początek niedzieli pozostaje pod wpływami Słońca, początek poniedziałku pod wpływami Księżyca, początek wtorku pod wpływami Marsa itd. Tej to okoliczności – dodajmy mimochodem – zawdzięczają dni tygodnia swe imiona.

§ 6. ASPEKTY

Przez aspekty rozumie astrolog położenie, jakie zajmuje planeta w stosunku do innej planety lub do ziemi. Wyraża się ono za pomocą kąta, który tworzą one między sobą (odległość kątowa).

Aspekt jest dla astrologa bardzo cennym źródłem informacji o osobniku, którego losy bada. Nic więc dziwnego, ze książki astrologiczne traktują z niezwykłą drobiazgowością problem aspektów.

Główne aspekty są następujące: koniunkcja, opozycja, kwadratura, sekstil, trigon, czworobok. Koniunkcja zachodzi wtedy, gdy ciała niebieskie znajdują się tuż obok siebie; odległość ich wynosi wtedy 0º.

Gdy ich odległość wynosi 180°, innymi słowy, gdy są sobie diametralnie przeciwstawione, ma miejsce opozycja. W kwadraturze, sekstilu, trigonie i czworoboku odległość wynosi 45, ó0, 120 i 150 stopni. Ponieważ takie aspekty są bardzo rzadkie, astrolog zakłada, że różnicy 10° nie będzie uwzględniał w swoich obliczeniach astrologicznych. Konsekwentnie dwie planety oddalone od siebie o 10° są jeszcze w koniunkcji!

Sekstil i trigon są pomyślne. Opozycja i kwadratura są złowieszcze. Koniunkcja dwóch planet czerpie swój walor astrologiczny od planety potężniejszej. Koniunkcja ze Słońcem lub Księżycem jest zawsze pomyślna.

Parę przykładów z ksiąg astrologicznych. Jeśliś się urodził w chwili, gdy Słońce i Jowisz były w trigonie lub sekstilu, posiadasz potężne zdolności umysłowe, jesteś optymistą spokojnym i życzliwym. Jeśli te dwa ciała były w opozycji lub kwadraturze, popełniasz mnóstwo poważnych nieroztropności we wszystkich dziedzinach. Trigon i sekstil Słońca i Saturna robi z osobnika głębokiego myśliciela… filozofa. Koniunkcja Księżyca i Merkurego daje mu zadziwiające zdolności do języków obcych… i do wymowy. Niestety, robi go równocześnie dziwakiem.

Planety, które się znajdują w ascendencie, powiększają swój walor pomyślny lub złowieszczy.

Dodajmy zaraz, ze biegły astrolog nie zadowala się aspektami, jakie zachodzą w chwili urodzin osobnika. Śledzi je po niebie, w miarę jak planety się po nim posuwają. Za pomocą tych dodatkowych aspektów przepowie on masę konkretnych zdarzeń z przyszłego życia noworodka.

§ 7. WĘZŁY KSIĘŻYCA

Przez węzły Księżyca rozumie astrolog dwa punkty, w których droga Księżyca przecina płaszczyznę ekliptyki. Jeden z nich nosi miano węzławschodzącego, drugi węzła zachodzącego, zależnie od tego, czy Księżyc posuwa się w kierunku północnym czy południowym. Węzeł wschodzący zwał się w astrologii babilońskiej głową smoka, węzeł zachodzący zaś ogonem smoka, bo według wierzeń starożytnych przyczyną właściwą zaćmienia Słońca i Księżyca jest smok, który pożera światło. Głowa smoka była dla nich zapowiedzią pomyślną, ogon smoka – złowieszczą.

§ 8. KOLOR CIAŁ NIEBIESKICH

Kolor ciał niebieskich posiada również dla astrologa niemałe znaczenie.

Regulus ma światło podobne do światła Jowisza. A zatem i jego wpływy na losy ludzkie są podobne do wpływów Jowisza. Światło gwiazdy Antares w konstelacji Skorpiona przypomina bardzo światło Marsa. To samo należy powiedzieć i o jego wpływach na nas! Dla analogicznych racji Pegasus zapowiada niebezpieczeństwa, podobne do tych, które zsyłają Saturn i Merkury. Andromacha przynosi – równie jak Wenus – bogactwa itd.

§ 9. HOROSKOP

Nazwa horoskop znaczy etymologicznie badacz gwiazd. Nosił je w Grecji kapłan, który obserwował bieg gwiazd na niebie. Z czasem przeniesiono ją na gwiazdę, która wschodziła w chwili urodzin osobnika. Bo i ona patrzyła na godzinę (urodzenia)! Później objęto tą nazwą położenie gwiazd i planet w chwili urodzin. Konsekwentnie, wystawić horoskop znaczy tyle, co odtworzyć na papierze stan nieba gwiaździstego w chwili urodzin danego człowieka. Nie chodzi tutaj o cały firmament niebieski, lecz tylko o tę jego część, która w myśl astrologii posiada szczególnie doniosłe znaczenie dla losów ludzkich: zodiak, Mieszkania, planety itp.

Wystawienie horoskopu zakłada elementarną znajomość astronomii i rozległą wiedzę astrologiczną. Wiedza ta jest niesłychanie skomplikowana. Rzadko który z astrologów ją posiada. Szkic astrologii, któryśmy nakreślili, daje czytelnikowi tylko najogólniejsze jej zarysy. Wystarczą mu one jednak zupełnie, by mógł sobie urobić obiektywny sąd o wartości astrologii.

3. UWAGI KRYTYCZNE

Ruchy gwiazd na firmamencie niebieskim stanowiły od zarania ludzkości wielką dla niej zagadkę. Szczególniej intrygował ją ruch pewnych gwiazd, które obejmowano ogólnym mianem planet, A do których – jakeśmy wyżej zaznaczyli – wliczono również Słońce i Księżyc.

Ten ruch tak precyzyjny, że pozwala z góry określić położenie każdej planety o jakiejkolwiek godzinie, A zarazem tak ułożony, że nie naraża jej na kolizje z innymi ciałami niebieskimi, nie wyglądał na wynik ślepego przypadku. Zdradzał ideę, intencję, rozum.

Jak ten rozum pojąć? Dla mentalności prymitywnej problem ten przedstawiał olbrzymie trudności, głównie dlatego, że obcą jej była idea aktu twórczego, „stworzenia z nicości” (creatio ex nihilo). W ruchu planet zatem nie mogła ona widzieć kontynuacji pędu pierwszego, jaki Stwórca nadał światu materialnemu, gdy po powołaniu go z nicości rzucił go w przestworza kosmiczne. Przypisać je musiała samym planetom.

Lecz logika pchała myśl pierwotną dalej. Planety, które w swym zachowaniu zdradzają tak przedziwny ład i harmonię, muszą być wyposażone w rozum i wolę. Muszą zatem być osobami.

Jak te osoby pojąć? Politeizm ludów pierwotnych poddawał niesłychanie łatwe rozwiązanie tego problemu: każda z planet jest specjalnym bóstwem lub przynajmniej królestwem, nad którym sprawuje ono niepodzielną władzę.

Teoria ta, choć z gruntu fałszywa, była przynajmniej logicznie pomyślana. Wpływ, jaki planeta wywierała na ziemię, pochodził w ostatniej instancji od bóstwa. Cóż zatem dziwnego, że planeta Saturn była źródłem nieszczęść dla śmiertelników? Przecież bóg Saturn posunął się w swoim okrucieństwie aż do pożarcia swych własnych dzieci! Planeta Wenus darzy gracją, rozpala uczucia miłości i przyjaźni. Czyż może być inaczej, jeśli bogini Wenus jest boginią piękna i miłości? Z drugiej strony – dodajmy nawiasem – ani wspaniały Syriusz, ani Wielka Niedźwiedzica, ani Orion nie wywierają na nas żadnych wpływów. Oczywiście, bo nie są bóstwami!

Z chwilą, gdy politeizm w krajach cywilizowanych ustąpił definitywnie miejsca monoteizmowi, trzeba było na gwałt szukać dla astrologii nowej podstawy, na której można by jej gmach oprzeć. Czyżby tą podstawą nie mogły być przypadkiem „istoty natury duchowej”, duchy stworzone przez Boga i zależne od Niego, którym – jak mówiliśmy wyżej – średniowiecze chrześcijańskie zleciło funkcję poruszania gwiazd po przestworzach kosmicznych i wywoływania zjawisk na ziemi, w szczególności zjawisk życiowych? Nie. A to dla tej prostej racji, że duchy te były dla średniowiecza duchami dobrymi, aniołami, Aniołami Stróżami. Jako takie nie mogły być źródłem bezcelowych nieszczęść i cierpień ludzkości; nie mogły w ludziach rozpalać żądz i namiętności, które etyka chrześcijańska potępia. Jednym słowem, nie mogły na siebie przejąć roli pogańskich bóstw.

Lecz z czasem i teoria duchów gwiazd została nieodwołalnie obalona. Stało się to mianowicie wtedy, gdy nauka wykazała, że dla wytłumaczenia ruchu gwiazd nie ma najmniejszej potrzeby uciekać się do nadprzyrodzonych sił. Tłumaczą go wystarczająco immanentne siły przyrody dane jej przez Stwórcę. A co dotyczy życia na ziemi, to żadna gwiazda nie stworzyła tu jeszcze nigdy ani jednej molekuły żywej i nigdy jej nie stworzy – przeciwnie niż sądzili zwolennicy samorództwa.

Odkrycie tych prawd było dla astrologii ciosem fatalnym. Jak wobec tego wytłumaczyć wpływ gwiazd na losy ludzkie? Wielu astrologów chwyciło się jak deski ratunku teorii „fluidu”, która cieszyła się podówczas wielką popularnością w Europie. W myśl tej teorii z gwiazd i planet wydziela się substancja nieważka, która dosięga swymi wpływami zarówno ciał, jak i dusz ludzkich. Ten to fluid miał być właściwym źródłem zarazem epidemicznych w świecie materialnym i wpływów psychicznych w świecie ducha.

Teorię tę, zapoczątkowaną przez Paracelsusa (1493-1541) i alchemików, rozwinął i rozsławił F.A. Mesmer (1733-1815). Na niej oparł całą swą technikę terapeutyczną. Choroba według jego zapatrywań ma swe źródło w zakłóceniu fluidu magnetycznego. By ją usunąć, wystarczy należycie rozdzielić w organizmie ów fluid.

Teoria fluidu stanowiła przedmiot wielkiej atrakcji dla astrologów. Mogli oni pod jej imieniem przemycać przeróżne swe wypowiedzi. W rzeczy samej, jak im wykazać, że to lub owo zjawisko, przypisywane przez nich fluidowi, przekracza siły fluidu? Przecież my jego natury zgoła nie znamy! Fluid nie jest konkluzją racjonalnych wywodów, lecz wyrazem okultystycznych nastrojów. Jest rzeczą niewidzialną, nietykalną, sakralną; jest przedmiotem wiary, a nie rozumu. Z postępem nauk przekonano się, że fluid jest czystą fikcją. Skutki, przypisywane fluidowi, można równie dobrze osiągnąć za pomocą hipnozy, a nawet prostej sugestii wywieranej na jawie.

Planety, które według astrologów są szczególnie potężnym źródłem fluidu, nie emanują z siebie zgoła żadnej podobnej substancji. Oczywiście, jak każde ciało, którego temperatura jest wyższa od zera absolutnego, wydają i planety z siebie energię. Jednak z powodu ich niskiej temperatury jest ona tak nikła, że najmniejsza przeszkoda ją załamuje: firanka okna, ubranie, mur itp. Występuje ona, jak wiadomo, w formie promieni światła pozaczerwonego. By dziecko, które przychodzi na świat, istotnie ją odebrało, trzeba by je

poddać działaniu tych promieni; w tym celu należałoby trzymać okno pokoju otwarte (nawet podczas trzaskającego mrozu!), noworodka niczym, broń Boże, nie nakrywać… Ponieważ tych zabiegów nigdzie na świecie się nie przeprowadza, dlatego żadne dziecko wspomnianych wpływów planet w siebie nie wchłania!

Lecz gdyby je nawet przypadkiem wchłonęło, cóż byśmy na tym zyskali? Energia (w formie światła pozaczerwonego), którą dziecko przychodzące na świat wchłania w siebie z najbliższego otoczenia (matki, akuszerki, mebli itd.), jest bez porównania większa od energii planetarnej, którą by w ten sposób otrzymało. Szkoda, że o tym wszystkim nic astrologom nie wiadomo!

Prócz energii światła pozaczerwonego wysyła planeta do nas jeszcze inną energię – tysiąc razy większą. Lecz ta energia nie ma nic specyficznie „planetarnego”. Jest to energia słoneczna odbita od planety niby od lustra.

Choć ta energia jest tak wielka, jest mimo to miliony razy mniejsza od nieustannych zmian, które zachodzą w promieniowaniu Słońca61. I dziwna rzecz. Astrologowie, którzy tak skrzętnie notują znikomo małą energię swoistą planet i energię słoneczną od nich odbitą, milczeniem zbywają te potężne zmiany w energii, którą odbieramy od Słońca. Dlaczego? Bo oni o tym jeszcze nie słyszeli.

Jeszcze jedna uwaga. Działanie planet na nas nie jest bynajmniej jednostajne. A to dlatego, że ich odległość od nas jest zmienna. Odległość Wenery i Marsa od Ziemi zmienia się w stosunku 1:7. Ponieważ zaś – jak wiadomo – działanie każdego ciała jest odwrotnie proporcjonalne do kwadratu odległości, dlatego ilość energii, którą nam pewne planety w różnych czasach przysyłają, jest bardzo różna. Niestety, horoskopy astrologiczne tych doniosłych zmian zgoła nie uwzględniają. Oczywiście, bo o nich Chaldejczycy pojęcia nie mieli!

Astrologowie zakładają, że planety są wyposażone w przedziwne własności, o których nam się ani nie śniło.

Tak można było utrzymywać w dawnych wiekach, dopóki skład chemiczny planet nie był wcale znany. Jeszcze w średniowieczu ogólnie przyjmowano za wielu autorami starożytności, że ciała niebieskie są niezniszczalne (incorruptibiles), niezmienne, a konsekwentnie stworzone z innej jakiejś materii niż ciała, które są w zasięgu naszego doświadczenia. Fizyka nowożytna (w szczególności analiza spektralna) jasno wykazała, ze składają się one zasadniczo z tego samego materiału, co ziemia.

Astrologowie dzielą jeszcze do dzisiejszego dnia konstelacje zodiaku na cztery grupy. Każda z nich składa się z 3 konstelacji, które razem wzięte stanowią jednego „trojaka”. Nazwy „trojaków” są następujące – Ogień, Ziemia, Powietrze, Woda. Do ognia nalezą Baran, Lew, Strzelec; do Ziemi – Byk, Panna, Koziorożec; do Powietrza – Bliźnięta, Waga, Wodnik; do Wody – Rak, Skorpion, Ryby.

Podział ten świadczy o wysiłku, jaki astrologowie czynią, by na wszelki sposób nadać swym wierzeniom religijnym formę naukowych pewników. Szkoda tylko, że formy tej nie dostosowują do postępu nauk. Podział na cztery elementy był naukowy za czasów Empedoklesa; przyjmowano go

jeszcze w średniowieczu. Dziś razi nas wstecznością. Zdają sobie dobrze z tego sprawę astrologowie światlejsi. Ale co mają robić biedacy? Podzielić konstelację według elementów (pierwiastków chemicznych) dzisiaj znanych? Któż to potrafi? Elementów jest prawie 8 razy więcej od konstelacji zodiaku!

Wystarczy rzucić okiem na „trojaki”, by zauważyć arbitralność podziału na nie konstelacji. Oczywiście, jeśli ktoś nazwie pewną konstelację Rybami lub Rakiem, umieścić ją musi w Wodzie. Dla podobnej racji Pannę, Koziorożca i Byka postawi na Ziemi. O wszystkim decyduje tu imię. Lecz imię jest konwencją dowolną (signum ad arbitrium!). „Trojaki” zatem są kreacją arbitralną, są fikcją.

Gdy imię konstelacji nie naprowadza astrologa na miejsce, w którym by ją należało umieścić, czynnikiem decydującym będzie dla niego jego wola – stet pro lege voluntas! Cała rzecz w tym, by 12 konstelacji rozdzielić według 4 elementów Empedoklesa i by je rozdzielić symetrycznie, bo to nada podziałowi wraz z estetyką symetrii większe pozory prawdy.

Wraz z 4 elementami Empedoklesa przyjmują astrologowie 4 „humory” i 4 „temperamenty” starożytnych lekarzy. O olbrzymim postępie dokonanym na tym polu przez nowożytną naukę w ich horoskopach głucho.

Czynnikiem decydującym o całej przyszłości człowieka jest według astrologów wpływ gwiazd na niego w samej chwili jego narodzin. Ten aksjomat astrologii jest prawdziwym sfinksem dla umysłu ludzkiego. Bo mimo najlepszej woli i największego wysiłku nie może się dopatrzyć ani jednej racji za nim. Ani jednej! W chwili gdy się człowiek rodzi, ma już za sobą około 9 miesięcy życia. Przez cały ten czas odbierał on od otoczenia przeróżne wpływy, które się zapisywały głęboko w jego organizmie cechami dodatnimi lub ujemnymi. Będą mu one towarzyszyć często przez całe życie i wywierać znaczący wpływ na jego losy. Niejeden osobnik, nim przyjdzie na świat, jest już skazany na ślepotę, głuchotę i inne kalectwa; jest już definitywnie sklasyfikowany pod względem płciowym: jest mężczyzną lub kobietą!

Astrologowie, którzy zasłyszeli coś niecoś o chromosomach i ich znaczeniu dla dziedziczności, radzą nieśmiało cofnąć wpływy decydujące gwiazd na chwilę zapłodnienia (conception) osobnika. Niestety, idea ta jest z góry skazana na niepowodzenie. Bo obala całą wielowiekową technikę astrologiczną, A przed astrologiem stawia niesłychanie trudne i nad wyraz delikatne zadanie określenia w każdym konkretnym przypadku momentu zapłodnienia. Toteż można być pewnym, że astrologia nie zboczy nigdy z drogi raz jej wytyczonej przez mędrców chaldejskich i egipskich. I do końca świata utrzymywać będzie, że od momentu urodzin zależą całe losy człowieka!

Lecz w takim razie, jak się to dzieje, że los bliźniąt jest często tak zasadniczo odmienny? Przecież rodziły się pod tą samą gwiazdą! Owszem, gdyby wierzenia astrologiczne były prawdziwe, dzieci urodzone w tej samej klinice położniczej o tej samej godzinie powinny mieć ten sam temperament, tę samą osobowość, ten sam charakter, te same losy! Wreszcie, będąc w zgodzie z rozumowaniem astrologicznym wystarczyłoby sztucznie przyśpieszyć poród zabiegiem chirurgicznym, by zmienić losy noworodka, jego całą istotę. Co za wspaniała wizja dla rodziców – móc sprawić, by ich potomek nie rodził się pod okrutnym Saturnem lub Marsem, lecz pod dobrotliwym Jowiszem

Jeszcze jedna uwaga. Kto na świecie zrozumie, że gwiazdy, które są absolutnymi panami losów dziecka o danej godzinie, są już bez najmniejszego wpływu na nie w dwie godziny później? Co za mistyczny wpływ! Prawdziwe mysterium mysteriorum – tajemnica nad tajemnicami! W jednym momencie zdecydować o całej przyszłości człowieka, zdecydować o niej nieodwołalnie.

Takie działanie jest cechą samego Boga. A z tą konkluzją nawracamy do myśli wyżej przez nas wyrażonej: astrologia da się logicznie uzasadnić tylko na założeniach starych Chaldejczyków i Egipcjan, na założeniach politeistycznych. Astrologia pozbawiona tych założeń traci wszelki sens zrozumiały, wikła się w sprzeczności. Lecz sprzeczność to autentyczny świadek fałszu. By uleczyć astrologię, trzeba koniecznie zawrócić integralnie do wierzeń chaldejsko-egipskich!

Nawet astrologowie ostatniej doby mają w najwyższym szacunku doktrynę astrologiczną chaldejsko-egipską. Ile razy zjawia się przed nimi nowy problem, starają się go rozwiązać w jej duchu.

Parę przykładów: Niektórzy nowsi astrologowie radzili, by w horoskopie pomijać konstelacje zodiaku. Inni ganią ich za to. A jedną z racji, jakie podają, jest to, „że przecież Chaldejczycy, którzy byli największymi astrologami wszystkich czasów, uciekali się do konstelacji”.

Lub jeszcze: Ptolemeusz uczył, że „każda planeta posiada specjalne powinowactwo z jedną lub kilkoma konstelacjami”: one są jej mieszkaniem, jej tronem. Lecz Ptolemeusz nie znał ani Uranu, ani Neptuna, ani Plutona. Gdzie im naznaczyć mieszkanie, tron? By to zagadnienie rozwiązać, każą astrologowie trzymać się ściśle metod Ptolemeusza. P. Choisnard, który starał się w najnowszych czasach nadać astrologii cechy nauki doświadczalnej opartej na statystyce, zaleca tradycję przekazaną przez Ptolemeusza, tradycję egipską. Astrologia najbardziej nowoczesna – utrzymują jej wyznawcy – opiera się w olbrzymiej mierze na nauce uzyskanej drogą tradycji.

Jeśli dzisiaj astrologia wikła się w różne sprzeczności, jakeśmy to wyżej stwierdzili, to głównie dlatego, że nie trzyma się integralnie tradycji przodków. Trudno i darmo. Mądrość chaldejska i nauka nowożytna są jak dwie wielkie drogi, które się krzyżują. Nikt nie potrafi naraz nimi kroczyć. Trzeba wybierać!

Nie możemy tu przemilczeć jeszcze jednego faktu. Pokazuje on naocznie, na jak kruchych podstawach spoczywa cały gmach astrologii. Są miejsca na ziemi (Finlandia, Grenlandia, Syberia, Alaska, Kanada i in.), w których ekliptyka – jak wiadomo – nakrywa się z horyzontem. Nie przechodzi zatem przez żadne Mieszkanie. Konsekwentnie ludzie zrodzeni w owych okolicach nie mają zgoła „nieba” potrzebnego do wystawienia horoskopu! Jak rozwiązać tę trudność w duchu chaldejskim czy egipskim? Chaldejczycy i Egipcjanie nie mieli pojęcia o wspomnianych krajach.

Astrologowie nie są stanowczo dobrymi logikami. Popełniają nieustannie błąd znany pod nazwą transitus a generali ad particulare – przechodzą dowolnie z faktu ogólnego do poszczególnych przypadków. Prawdą jest, że Słońce nas ogrzewa, że podtrzymuje na ziemi życie. Lecz jakie prawa logiki pozwalają wyciągać stąd wniosek, że bylebyś się zrodził w momencie, w którym Słonce stoi tuż przy Jowiszu (w koniunkcji), a już zyskałeś wszelką gwarancję bogactw, fortuny, powodzenia we wszystkich twych poczynaniach? Księżyc odgrywa doniosłą rolę w przypływach i odpływach morza. Wiedzieli o tym dobrze już starożytni. Lecz znów pytam: jakim prawem stąd wnosić, ze gdy twoje urodziny przypadły w sam raz na chwilę, w której Księżyc znalazł się w koniunkcji z Merkurym, zyskałeś już przez to pewność, że będziesz pierwszym uczniem w klasie i że zdasz celująco wszystkie egzaminy?

Wśród rożnych form wnioskowania istnieje również wnioskowanie przez analogię. Atoli w posługiwaniu się nim zalecają logicy najdalej idącą ostrożność. Inaczej wiedzie ono na manowce arbitralności. O tym upomnieniu astrologowie zgoła zapominają.

Parę przykładów: Ludzie urodzeni pod znakiem Ognia (Baran, Lew, Strzelec) – zapewniają nas astrologowie – są zawsze zapalni. Ludzie, którzy przyszli na świat pod znakiem Ziemi (Byk, Panna, Koziorożec), noszą na sobie niezatarte znamię ludzkiej gleby. Osobniki, których urodzenie zeszło się przypadkiem z którymś ze znaków Wody (Rak, Skorpion, Ryby), są wodą, która brzegi rwie.

Lub jeszcze: Dlaczego jasno świecący Regulus wywiera według astrologów na nas ten sam wpływ, co Jowisz? Bo kolor tych dwóch ciał niebieskich jest podobny! Antares w Skorpionie i Aldebaran w Byku według nich mają tę samą naturę, co Mars. Dlaczego? Bo światło ich jest zbliżone do światła Marsa!

By wykazać naocznie, do jakiego stopnia astrologowie obrażają prawa logiki, zacytujmy jeszcze jeden fakt.

Gdy ludzie w zamierzchłej przeszłości wpadli na myśl, by nazywać gwiazdy leżące w obrębie Mieszkania drugiego Bykiem, wyposażyli równocześnie owo Mieszkanie we własności, które zdaniem ich cechują Byka – wielka siła fizyczna, niezwykła wytrzymałość i mała wrażliwość na cierpienia. Wszystkie te cechy – zapewniają nas astrologowie – wchłania w siebie momentalnie i nieodwołalnie dziecko, które się rodzi pod znakiem Byka. Lecz my wiemy dobrze, że wskutek tzw. precesji zrównania dnia z nocą znak Byka nie pokrywa dzisiaj wcale konstelacji Byka, lecz konstelację Barana! Astrologowie każą nam wierzyć, że dziecko zrodzone pod znakiem Byka jest obdarzone wielką siłą fizyczną, wytrzymałością itd., chociaż w chwili jego urodzin wschodzi na horyzoncie nie Byk, jeno Baran! Gdzie logika? Zarzut ten jest tym dotkliwszy, że znak nie jest niczym innym, jak pustą przestrzenią czworoboczną, jakeśmy to wyżej widzieli. Nie jest niczym realnym. Jest tworem geocentrycznego pojmowania świata, co sami światlejsi astrologowie ostatnio przyznają. Jak tego rodzaju twór może być przyczyną realnych skutków? Jak się dokonało przeniesienie cech konstelacji na symbol logiczny, na znak?

Ten brak logiki żenuje niemało astrologów naszych czasów. Ale stoją, wobec niego bezradni… i zafrasowani. Bo rzeczony brak logiki będzie się z biegiem czasu tylko pogłębiał. Za dwa tysiące lat znaki cofną się jeszcze o jedno Mieszkanie. Za następne dwa tysiące lat znów o jedno Mieszkanie. I tak cofać się będą regularnie przez wieki.

Jaką zatem wartość posiadać mogą horoskopy? Jeden ze znanych psychologów nowożytnych, Bobertag, zwrócił się do kilku astrologów z prośbą o sporządzenie horoskopów kilku osób doskonale mu znanych. Wszystkie horoskopy, które mu przysłali, różniły się zasadniczo między sobą. Ponadto żaden z nich nie odpowiadał rzeczywistości.

Oczywiście, czasem orzeczenia astrologów są zgodne z prawdą, zwłaszcza gdy są wyrażone mglisto i dwuznacznie, na sposób Pytii delfickiej. Gdy są natomiast jasne, fałsz w nich jest regułą, prawda wyjątkiem, który się wystarczająco tłumaczy prostym rachunkiem prawdopodobieństwa.

W roku 1179 astrolog Jean de Tolède zapowiedział ogólną katastrofę świata na rok 1186. W tym bowiem roku wszystkie planety miały się zejść w Wadze. Świat cały truchlał w oczekiwaniu tego feralnego roku. Atoli rok 1186 minął całkiem szczęśliwie. W roku 1499 astrolog Johann Stöffler zapowiedział potop świata na luty roku 1524, bo w owym miesiącu wiele planet miało się znaleźć w znaku Wody. Panika ogarnęła ludzkość. Sprzedawano za bezcen nieruchomości i chroniono się na okręty… Nadszedł wreszcie luty. Był wyjątkowo suchy!

Lecz by sięgnąć do nowszych czasów, Schobersowi, ministrowi spraw zagranicznych Austrii, przepowiedział horoskop (Tefren Laila), że w roku 1931 zostanie dyktatorem swej ojczyzny i rządzić nią będzie przez 25 lat – aż do swej śmierci. Schobers dyktatorem nigdy nie został, a w rok po uzyskaniu powyższego horoskopu nawet umarł. Astrolog francuski Maurice Privat zapowiedział, że rok 1939 upłynie w szczęsnym pokoju. Wiemy, jak się to sprawdziło. Horoskop wystawiony przez astrologa angielskiego Edwina Lindoca kazał uważać za „beznadziejnych idiotów” wszystkich tych, co dają posłuch plotkom, jakoby z upływem sierpnia roku 1939 miała wybuchnąć wojna. Astrolog N.H. Naylor jeszcze dnia 27 sierpnia 1939, A więc 3 dni przed najazdem Hitlera na Polskę, zapewniał świat cały, że z powodu Gdańska nie przyjdzie do wojny, bo horoskop Hitlera bynajmniej nie mieści w sobie wojny; gdyby istotnie miała ona wybuchnąć, rozpoczną ją inni, nie on. Według horoskopów sławnego astrologa francuskiego Jules’a Dafquâta dzień 15 października 1950 miał być fatalnym dla Stalina. Piętnastu astrologów światowej sławy potwierdziło tę przepowiednię. I dzień zapowiedziany nie zaznaczył się niczym szczególnym dla dyktatora Rosji.

Zauważmy tu mimochodem, jak szkodliwe mogą być czasem dla jednostek i społeczeństw przepowiednie astrologów. Usypiają ich czujność na realne niebezpieczeństwo, pchają ich do rozpaczliwych kroków. Państwo powinno stanowczo ukrócić swawolę astrologów, biorąc wzór pod tym względem z Kościoła katolickiego. Na Soborze Laterańskim (rok 1516) papież Leon X wydal bullę zakazującą kaznodziejom rozpowiadania przepowiedni.

Gdy się cytuje astrologom przepowiednie horoskopów, które się okazały fałszywe, to najczęściej odpowiadają: Były one robione przez szarlatanów. Niestety, dotąd jeszcze nie podali nam jasnych kryteriów, po których moglibyśmy odróżnić szarlatana od astrologa uczciwego. Kiedy indziej zauważają, że przecież każda nauka jest omylna; że nie mamy zatem prawa żądać nieomylności od jednej tylko astrologii! W ten sposób podsuwają nam ideę, że ogół ich przepowiedni odpowiada rzeczywistości. Otóż to jest bezwzględnym fałszem. Wykazali to dowodnie różni uczeni, w szczególności Farnsworth, Barth, Brook, Huntington. U osobników przez siebie badanych, nie znaleźli żadnego związku między ich uzdolnieniami a gwiazdami ich urodzin. Malarze i muzycy w liczbie dwóch tysięcy wcale nie mieli częściej w swym horoskopie Wagi niż inni śmiertelnicy. Uczeni rodzą się również pod najrozmaitszymi gwiazdami.

Stowarzyszenie Amerykańskich Towarzystw Naukowych stwierdziło, że rzekome „prawa” astrologii, o których nam tyle prawią nowsi astrologowie, są czystą ułudą. Do tego samego zapatrywania doszedł w swoich badaniach Komitet Belgijski powołany do badań zjawisk niezwykłych (w roku 1948).

Każdy astrolog ma swój własny system interpretacji różnych figur astrologicznych, obliczania wpływów poszczególnych ciał niebieskich na losy ludzkie. Nie ma on nic wspólnego z badaniem naukowym. Przyznają to otwarcie sami trzeźwiejsi astrologowie. Czyż wobec tego dziwić nas będzie, że nie ma dzisiaj na całej ziemi ani jednego astronoma, wielkiego czy małego, który by dawał wiarę astrologii; że wszyscy oni odnoszą się do niej wrogo. Towarzystwo Astronomiczne Niemieckie (Astronomische Gesellschaft) na kongresie w Bonn w roku 1949 potępiło uroczyście astrologię jako mieszaninę zabobonów, szarlataństwa i wyzysku. W całym systemie ich reguł panuje bezwzględna dowolność.

Klienci astrologii rekrutują się z ludzi naiwnych i nieoświeconych. Wielu z nich jest psychicznie upośledzonych: cierpią na psychiczne depresje, zniechęcenia i fobie. Astrologia budzi w nich odwagę, rozpala nadzieje, odwraca ich uwagę od teraźniejszości, by ją skupić na zapowiedzianej przez astrologa przyszłości; każe im żyć życiem więcej praktycznym.

Z tego punktu widzenia astrologia zasługiwałaby na uznanie z naszej strony. Niestety, jak to już wyżej zaznaczyliśmy, była ona zawsze w medycynie organicznej czynnikiem wsteczności i źródłem poważnych niebezpieczeństw dla życia ludzi. Ponadto jej psychiczna terapeutyka opiera się na iluzji. Widzieliśmy to wyżej. I w tym leży jej primum mendacium – pierwsze kłamstwo.

A kłamstwem drugim – bez porównania donioślejszym – są jej zakusy, by zastąpić religię w życiu jednostek i narodów.

Poprzez długie wieki stanowiła ona w starożytności jedną z form politeizmu. Kazała czcić planety jako bóstwa. Gdy politeizm w Europie niepowrotnie runął, podtrzymywała ona nadal we wszystkich wiarę, że całe nasze życie zależy od planet; że one są bezwzględnymi panami naszych losów; że we wszystkim od nich zależymy; że bez nich nie możemy ani palcem ruszyć. Takie jest nauczanie astrologów nawet w naszej dobie. Wszystkie nasze czynności – mówi z naciskiem Tucker – mają swe źródło w tendencjach wrodzonych. A my astrologowie utrzymujemy, że te tendencje… są wynikiem bezpośrednich wpływów astralnych. I dlatego nie jesteśmy odpowiedzialni za nasze czyny. Wszelkie rozumowanie astrologiczne wychodzi z założeń deterministycznych.

Konkluzja ta jest brzemienna w następstwa. Astrolog – o ile chce być konsekwentny – musi się wyrzec wszelkiej religii. Bo każda religia zakłada istnienie grzechu i kary za niego, nagrody za życie cnotliwe, zbawienie wieczne, którego osiągnąć nie możemy bez osobistego współudziału. Lecz to wszystko jest nie do pomyślenia bez udziału wolnej woli.

W szczególnosci musi astrolog zerwać z chrystianizmem, który wolność woli ludzkiej wynosi do pierwszorzędnych prawd swego Credo.

Tekst pochodzi z kwartalnika „Fronda”, nr 53.