Paweł Adamowicz pochowany zostanie w Bazylice Mariackiej. To decyzja kontrowersyjna. Gdański prezydent podkreślał swoją katolicką wiarę. Zarazem prowadził politykę nierzadko sprzeczną z katolickimi zasadami. Wystarczy przypomnieć decyzję o wspieraniu in vitro, a także złożenie podpisu pod projektem ustawy ,,Ratujmy Kobiety'' czy podpisanie Karty Różnorodności. Czy władze kościelne uczyniły właściwie godząc się na takie właśnie miejsce pochówku? O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy ks. prof. Pawła Bortkiewicza TChr.

***

Sprawa śmierci prezydenta Pawła Adamowicza jest bez wątpienia tragedią. Tak, jak każdą tragedią jest nagła śmierć człowieka. Mieliśmy do czynienia z mordem dokonanym publicznie, przez pospolitego przestępcę, najprawdopodobniej chorego psychicznie człowieka. Przy zdumiewającej postawie najbliższego otoczenia. Ustalenie tych faktów jest ważne, by uniknąć etykietowania tej śmierci "mordem politycznym".

Z niepokojem obserwuję nakręcającą się spiralę emocji ze strony tych, którzy na tej śmierci budują swój kapitał polityczny. To bardzo niebezpieczne zjawisko, godne potępienia, ale i - jak sądzę - instytucjonalnego przeciwdziałania. Rozumiem, że pamięć o zmarłym domaga się szacunku i uniknięcia bilansowania elementów jego życia. Sądzę jednak, że działać to powinno w obie strony - uniknięcia linczu, ale kanonizowania. Z niepokojem słucham zatem projektów o na przykład nadaniu imienia Zmarłego Uniwersytetowi Gdańskiemu, bo i z takim projektem już mamy do czynienia.

W wirze tych emocji pewne sprawy powinny zostać określone jasno i precyzyjnie.

Zmarłemu przysługuje modlitwa. Osobiście deklarowałem już pamięć modlitewną, zarówno wtedy, gdy prosiliśmy o cud uzdrowienia, jak i po śmierci. Ta śmierć miała charakter wydarzenia publicznego, i w pewnym sensie - modlitwa też mogła przybrać formę publiczną. Rozumiem zatem na przykład msze święte sprawowane w intencji Zmarłego, a także jako wyraz solidarności i pociechy dla Jego Bliskich.

Problemem natomiast jest dla mnie kwestia pochówku.

Kodeks prawa kanonicznego określa wypadki, w jakich wierny zostaje pozbawiony prawa do pogrzebu kościelnego. Pogrzebu kościelnego powinni być pozbawieni: notoryczni apostaci, heretycy i schizmatycy (por. KPK, kan.751); osoby, które wybrały spalenie swojego ciała z motywów przeciwnych wierze chrześcijańskiej; inni jawni grzesznicy, którym nie można przyznać pogrzebu bez publicznego zgorszenia wiernych (por. KPK, kan. 1184 § 1). Oczywiście, problematyczne zawsze będzie jednoznaczne przypisanie jakiegoś zmarłego do którejś z tych grup.

Mówiąc o apostatach czy heretykach, będziemy szukać precyzyjnych i formalnych aktów poświadczających takie decyzje. Niemniej, można i trzeba się pytać, czy człowiek, który jawnie, publicznie, w sposób zaangażowany instytucjonalnie przeczył nauczaniu Kościoła - skoro nie był we wnętrzu wspólnoty żywego Kościoła chciałby i powinien być złożony we wnętrzu murów kościelnych? Interpretacja Kodeksu dopuszcza  sytuację, gdy duszpasterz, dokonując pochówku,  może w pewien  sposób zaznaczyć dezaprobatę Kościoła wobec  postępowania za życia, które godziło w nauczanie Kościoła, np. poprzez mniej okazałą ceremonię pogrzebową czy przez odpowiednią homilię.

Nie ośmielam się jednoznacznie komentować decyzji władz kościelnych w tej sprawie. Niemniej, podobnie jak część społeczności kościelnej w Polsce, jestem zdziwiony zarówno faktem powszechnej żałoby "narodowej", jak i formą i miejscem pogrzebu.

Raz jeszcze podkreślam, nie zmienia to faktu modlitwy za Zmarłego, jak i za Jego Bliskich. Trzeba jednak chyba wciąż, byśmy rozróżniali sprawiedliwość a miłosierdzie, empatię a prawo (także kanoniczne).

Trzeba wreszcie, byśmy nie popełnili podstawowego błędu - fałszując rzeczywistość, która była pospolitym przestępstwem podniesionym do rangi mordu politycznego, budujemy spiralę nienawiści i wrogości. Najwyraźniej komuś na tym bardzo zależy.

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr