Przyznam się szczerze, że trochę obawiałem się ukazania się zapowiadanego filmu T. Sekielskiego „Tylko nie mów nikomu”. Nie dlatego jednak, iż przepowiadano publikację wstrząsających faktów o nadużyciach seksualnych duchownych katolickich w Polsce, bo tego akurat można było się spodziewać, ale zbytniego epatowania szczegółami. Gdy więc film ukazał się w sobotę 11 maja na Youtubie, zaraz go obejrzałem. Byłem ciekaw jak autorzy filmu poradzili sobie z pokazaniem bardzo, bardzo trudnego tematu. Film, na szczęście nie koncentruje się na epatowaniu brutalnymi szczegółami, ale bardziej na pokazaniu bezradności, braku świadomości wagi problemu i zaniedbań ze strony niektórych polskich biskupów. Poszczególne fakty, choć nazwane dosadnie, pokazane zostały w miarę dyskretnie, z szacunkiem dla ofiar. Nie przeraziły mnie przedstawiane konkretne fakty, bo każdy psychoterapeuta w ciągu kilkunastu lat swojej praktyki zetknął się z tego typu przypadkami. Potwierdziły się moje doświadczenia psychoterapeutyczne, że ze strasznych doświadczeń molestowania seksualnego w dzieciństwie przez dorosłych, a tym bardziej księży, raczej się nie wychodzi i bardzo trudne lub wręcz niemożliwe jest poukładanie sobie normalnego życia. Patrząc na film od strony psychoterapeuty najbardziej uderzyła mnie traumatyczność nagrywanych ukrytą kamerą scen konfrontacji ofiar ze sprawcami. Domyślam się, że ofiary zgodziły się na taką konfrontację więc niby wszystko było OK, ale twórcy filmu chyba nie do końca zdawali sobie sprawę, że dla ofiar będzie to kolejne, bardzo traumatyczne przeżycie. Widać to zresztą było po reakcji jednej z ofiar. W takiej konfrontacji powinien był wziąć udział psycholog lub psychoterapeuta. Nie wiem czy ofiary miały okazję potem spotkać się z kompetentną osobą, by omówić swoje silne przeżycia i emocje. Autorzy filmu będą się bronić, że bez konfrontacji nie dałoby się potwierdzić prawdziwości faktów opowiadanych przez ofiary. I pewnie mają rację, ale można było bardziej zminimalizować negatywne skutki takiej konfrontacji. Nie wspominając już o tym, że sama sekwencja scen filmu sugeruje, że jest związek między konfrontacją z ofiarą a wcześniejszą śmiercią ks. Cybuli, ale to już bracia Sekielscy biorą na swoje sumienie.

Jest też w filmie kilka scen świadczących o nierozumieniu pewnych mechanizmów działania i prawodawstwa kanonicznego Kościoła. Jeśli jakiś duchowny został skazany prawomocnym wyrokiem za wykorzystanie seksualne małoletnich i otrzymał np. zakaz sprawowania Mszy św. w kościołach i kaplicach publicznych, może zaś to czynić w kaplicach prywatnych, nie łamie tego zakazu jeśli celebruje np. w kaplicy prywatnej do której przychodzą dorośli wierni. Bezzasadne więc było atakowanie kapelana więzienia jakoby łamał taki zakaz dopuszczając duchownego z zakazem do celebracji w kaplicy więziennej, która od strony prawa kanonicznego traktowana jest jako kaplica prywatna. Natomiast dobrze się stało, że został pokazany przypadek duchownego, który objęty zakazem wszelkich kontaktów z dziećmi prowadził rekolekcje parafialne w dwóch różnych miejscach. Zaskoczenie proboszcza, który go zaprosił pokazuje, że chyba rzeczywiście nic nie wiedział o przeszłości księdza rekolekcjonisty. Może dobrze byłoby, aby powstał ogólnopolski kościelny rejestr duchownych objętych takim zakazem, by proboszczowie zapraszający rekolekcjonistów byli bardziej czujni, kogo zapraszają. Trudno bowiem będzie proboszczowi ze Szczecina dokładnie znać sytuację w diecezji np. przemyskiej i odwrotnie. Dosyć naiwnie wyglądają sceny z zamkniętą kurią warszawską albo nieobceność kardynała Dziwisza, interpretowane jako brak chęci zajęcia się problemem seksualnego wykorzystywania nieletnich w Kościele. Trudno, żeby kardynałowie siedzieli i czekali na dziennikarzy.

Wypada mieć nadzieję, że film stanie się przełomem w polskim Kościele. Może wreszcie przekona się również ta część księży, która dotychczas bagatelizowała problem podkreślając, iż media robią wielką aferę antykościelną z tego, że ktoś kogoś tylko poklepał po siedzeniu. Fakt niestety są bardziej brutalne. Potrzebna jest kompetentna ogólnopolska Komisja złożona z niezależnych psychologów, prawników, pedagogów itp., świeckich (tak jest USA), która będzie zbierała świadectwa ofiar wykorzystania seksualnego przez duchownych katolickich i starała się profesjonalnie im pomóc. Jeśli biskupi lub przełożeni zakonni łudzą się, że da się wszystko przeczekać, to są w ogromnym błędzie, bo rzeczywistość ich dopadnie szybciej niż im się to wydaje. Mamy niewątpliwie do czynienia z największym kryzysem moralnym Kościoła od czasów Reformacji, a może nawet i w całej jego historii. Trudno przewidzieć jak on się zakończy. Nie wykluczone, że część ludzi, zwłaszcza nieutwierdzonych w wierze i bez osobistego doświadczenia relacji z Bogiem, odejdzie z Kościoła. Pamiętajmy, że jesteśmy dopiero u początku tej drogi w Polsce. Kryzys z pewnością odbije się na powołaniach do kapłaństwa i życia zakonnego oraz dotknie aktualnie pracujących duchownych. Wielu księży uczciwie wypełniających swoje obowiązki czuje zażenowanie, wstyd i złość z powodu grzechów niektórych naszych braci. Powtarza się sytuacja, którą znamy z kart Starego Testamentu. Jeśli naród wybrany grzeszył bez opamiętania, Pan Bóg oczyszczał go rękami pogan. Jeśli sami jako duchowni nie byliśmy w stanie oczyścić się, to Pan Bóg czyni to rękami innych. Nie ma wątpliwości, że jest to moment oczyszczenia dla duchowieństwa katolickiego na świecie i teraz w Polsce. Każdy jednak kryzys, zarówno w wymiarze wspólnotowym jak też indywidualnym, jeśli jest dobrze przeżyty, może stać się okazją do wzmocnienia i nowego otwarcia. Głównie to od biskupów i przełożonych zakonnych zależy czy uporamy się twórczo z tym trudnym problemem. Dokładnym wyjaśnieniem wszystkiego powinni zająć się biskupi i przełożeni zakonni z pokolenia obecnych 50-latków, gdyż starsi duchowni mają inną mentalność i zdają się nie rozumieć wagi problemu. Aby to oczyszczenie stało się skuteczne musimy pamiętać o czterech elementach: stać po stronie ofiar, ukarać sprawców, rozwinąć skuteczną prewencję i pokutować za grzechy swoje i innych. W mojej refleksji skupię się tylko na pierwszym i ostatnim elemencie.

 

Stać po stronie ofiar

 

W przypadku seksualnego wykorzystania małoletnich przez duchownych katolickich jako Kościół musimy zawsze stać po stronie ofiar, wysłuchać je i starać się jak najlepiej im pomóc. Nie ma innej drogi. Dlatego ucieszyło mnie bardzo szybkie oświadczenie abpa Polaka i abpa Gądeckiego oraz przeprosiny skierowane do ofiar. Na tle wcześniejszych wypowiedzi naszych pasterzy, że w przypadkach seksualnego wykorzystywania nieletnich przez księży katolickich to wina dzieci, które szukają bliskości i przytulenia się a także niedawnej beznadziejnej konferencji prasowej, to obiecujący głos. Przeciętni telewidzowie czy słuchacze nie rozumieją teologii grzechu pierworodnego przytaczanej przy takich okazjach a wskazywania innych środowisk, gdzie pedofilia ma miejsce odbierają jako chęć obrony sprawców. Niekiedy księża buntują się na taką postawę biskupów i przełożonych zakonnych mówiąc: „Przecież myśmy niczego złego nie zrobili, dlaczego mamy przepraszać za innych? Ile razy mamy przepraszać? To jest atak na Kościół, chęć zniszczenia go i całkowitego wyparcia katolików ze sfery publicznej tak jak na Zachodzie”. Oczywiście, nie możemy być naiwni, by nie widzieć, że w Polsce trwa i nasila się walka o rząd dusz. Niektórym ludziom bardzo zależy na osłabieniu pozycji Kościoła w naszej ojczyźnie. Z naszej perspektywy wewnątrzkościelnej, nie możemy jednak zachowywać się tak, że świętymi z przeszłości chlubimy się, zaś od grzeszników odcinamy się. I święci i pedofile należą do Kościoła. Jeśli zaś chodzi o przepraszanie, to obawiam się, że za grzechy seksualnego wykorzystywania nieletnich przez duchownych katolickich będziemy musieli bez końca bić się w piersi i przepraszać, jak Niemcy za II Wojnę Światową. Przepraszać, wyrażać skruchę, pomagać ofiarom i ukarać winnych przestępstw. To stanie po stronie ofiar ma kilka wymiarów:

  1. Po pierwsze więc stać po stronie ofiar, to, jak do tego zachęca ostatnie Motuproprio papieża Franciszka Vos estis lux mundi, po uzyskaniu wiarygodnej informacji poinformować o tym odpowiednich przełożonych.

  2. Po drugie, stworzyć procedury dzięki którym ofiara będzie mogła bezpiecznie przedstawić swoją sprawę bez obawy, że będzie szantażowana chęcią szkodzenia Kościołowi. Nie tylko przeszłe doświadczenia, ale samo zgłoszenie jest dla ofiary traumatyczne. Ofiary noszą w sobie traumę przez wiele lat zanim dojrzeją do opowiedzenia o niej. Sam fakt, że ktoś nic o tym nie mówił przez 20-30 lat, nie oznacza wcale, że jest niewiarygodny albo konfabuluje, co niekiedy jest podnoszone jako zarzut przeciw ofiarom. Świadczy to o zupełnym niezrozumieniu działania ludzkiej psychiki. Ofiary niekiedy przez całe lata musiały wypierać te traumatyczne wydarzenia, żeby nie oszaleć i móc w miarę normalnie funkcjonować w codziennym życiu. Osoby przyjmujące zgłoszenia, uruchamiając całą procedurę przesłuchiwania świadków powinny oczywiście sprawdzać wiarygodność doniesienia, ale zrobić to na tyle dyskretnie, by nie dodawać bólu ofiarom. Mogą się zdarzyć pojedyncze osoby, które będą chciały wykorzystać fakt seksualnego wykorzystania do osiągnięcia korzyści materialnych, ale nie można tego z góry zakładać. Warto chyba przyjąć zasadę: wierzyć ofiarom, chyba, że mamy bardzo mocne dowody przeciwne.

  3. Po trzecie, stawać po stronie ofiar, to, jeśli jest oczywista wina duchownego, wesprzeć ją pomocą psychologiczną. W niektórych diecezjach kuria opłaca psychoterapię ofiarom, które chcą w niej wziąć udział. I to powinien być standard dla wszystkich.

  4. Po czwarte, wspomóc materialnie ofiary w bardzo trudnej sytuacji finansowej. Może się zdarzyć, że ze względu na towarzyszące osobie do lat rozbicie psychiczne nie może ona znaleźć pracy, żyje w chronicznej depresji albo ogólnie nie radzi sobie w życiu. Ta pomoc nie może jednak w żadnym wypadku nosić jakichkolwiek znamion płacenia z milczenie.

  5. Po piąte: stawać po stronie ofiar to nie wykorzystywać ich do walki politycznej. Po ukazaniu się filmu zaraz uruchomili się niektórzy politycy, którzy chcą użyć ofiar do walki politycznej z PiSem jako partią rzekomo popieraną przez Kościół. Używanie ludzi pokrzywdzonych do swoich celów politycznych jest wyjątkowo obrzydliwe.

  6. Po szóste: stawać po stronie ofiar to nie wykorzystywać ich do wewnątrzkościelnej walki o władzę i wpływy. W niektórych wspólnotach kościelnych zdarzają się nadużycia, gdy rzeczywiste cierpienia ofiar są wykorzystywane przez część duchownych do walki o władzę i wpływy. Ponieważ mężczyźni w dużej mierze realizują się przez władzę, pokusa wykorzystania ofiar do walki o władze w diecezji lub zakonie może być wielka. Niektórzy duchowni już zrobili na pedofilii karierę kościelną, naukową lub medialną. To budzi wątpliwości co do czystość ich intencji, że wcale nie zależy im tak naprawdę na dobru ofiar, ale na wypromowaniu siebie kosztem ofiar. Członkami komisji kościelnych badających kwestie molestowania seksualnego w diecezjach lub zakonach nie powinni być (a takie przypadki miały miejsce) ojcowie duchowni kleryków, którzy posiadają wiedzę na ten temat ze spotkań z ofiarami, ale też z sakramentu pokuty. Ponieważ po latach pamięć słabnie i zaciera się ostrość rozróżnienia, może dojść do bezpośredniego lub pośredniego zdradzenia sekretu spowiedzi. Tacy duchowni powinni pamiętać, że Kodeks Prawa Kanonicznego przewiduje kary za zdradę wprost lub pośrednio sekretu sakramentu pokuty. Zdarzają się też przypadki wymuszania zeznań o molestowaniu przez nadgorliwych przełożonych na ofiarach, np. klerykach seminariów duchownych. Gdy takie zeznania zostały złożone przez ofiary z zastrzeżeniem, że nie życzą sobie, aby o nich mówić publicznie i dalej drążyć temat, przełożeni, wbrew woli ofiar zanosili je potem do prokuratury domagając się wszczęcia postępowania wobec sprawców. To wyjątkowe draństwo i nadużycie władzy w Kościele o którym pisał papież Franciszek. Takie działania absolutnie nie powinny mieć miejsca a ich sprawcy powinni zostać ukarani. Nie można działać wbrew woli ofiar używając środków niemoralnych i nieetycznych nawet w tak szczytnym celu jakim jest oczyszczenie szeregów duchowieństwa ze sprawców molestowania nieletnich. Cel nie uświęca środków. Ofiary nie mogą stać się środkiem do walki z innymi. Sam pamiętam jak podczas rozmowy z jedną z ofiar wykorzystania seksualnego w rodzinie zachęcałem dorosłą już osobę do zgłoszenia tego faktu do prokuratury, ale odmówiła. Trzeba to uszanować i zatrzymać się, bo ofiara nie jest gotowa na taki krok. Z ludzką traumą trzeba się obchodzić bardzo delikatnie, z wielkim szacunkiem dla człowieka. Dlatego wyjaśnieniem przypadków seksualnego wykorzystywania małoletnich w Kościele nie powinni się zajmować nadgorliwi szaleńcy i osoby niezrównoważone psychicznie, bo uczynią więcej szkód niż dobra.

 

Pokuta i ekspiacja za grzechy kapłanów

 

Pośród całego tego bólu i wstydu nas kapłanów, warto abyśmy nie zatracili perspektywy duchowej w spojrzeniu na to doświadczenie. Pan Bóg oczyszcza swój Kościół i nas duchownych bardzo brutalnie zrywając zasłonę, która zakrywała straszne grzechy niektórych z nas i ukazuje je światu. Z perspektywy duchowej możemy w trojaki sposób reagować na doświadczenie bólu, zła i upokorzenia:

- odpowiadać buntem i złością

- uciekać

- przyjąć to doświadczenie w duchu ekspiacji w jedności z ofiarą Chrystusa i ofiarować swoje cierpienie za swoje grzechy i bliźnich, szczególnie za tych, którzy są przyczyną cierpienia.

Jako księża polscy przyjmujmy pewnie każdą z tych postaw. Są tacy, którzy odpowiadają buntem i złością. Film Sekielskiego uznają z kolejny atak na Kościół, nie przyjmują do wiadomości, że przypadki seksualnego wykorzystywania nieletnich przez duchownych mogły mieć miejsce uznając wszystko za spisek masoński. Inni, choć dopuszczają możliwość takich faktów, reagują złością na bezradność i niefrasobliwość biskupów oraz wyraźne nieradzenie sobie z problemem. Jeszcze inni uciekają w ogóle od problemu nie zajmując się nim. Nawet jeśli początkowo zareagujemy w pierwszy lub drugi sposób, to Chrystus zachęca nas do trzeciej postawy: przyjąć to cierpienie w duchu ekspiacji w jedności z Jego cierpieniem jako ofiara z swoje grzechy i innych kapłanów oraz w intencji ofiar. Bo tylko taka droga prowadzi do zbawienia wszystkich uczestników cierpienia: tych, którzy je zadali, tych, którzy go doświadczyli w dzieciństwie i nas, którzy go doświadczamy teraz. Taka postawa nie może jednak oznaczać jakiejś „spirytualizacji” problemu ani porzucenia rozstrzygnięć prawno-karnych lub zamiatania wszystkiego pod dywan na zasadzie: „Pomódlmy się, to wszystko się samo zmieni”. Samo się nie zmieni. Potrzebne jest odważne działanie.

 

Ks. Leszek Misiarczyk