Ksiądz Wojciech Lemański dał się poznać szerszej publiczności jako jeden z blogerów Natemat.pl. Kapłan wypowiadał się na przykład na temat apostazji, przekonując, że Kościół nie może jej ani zabraniać, ani utrudniać, bo każdy człowiek jest wolny i nie można go zmusić do przynależności do jakiejś wspólnoty.
„Ojciec (teraz już profesor) Tadeusz Bartoś ma godnych następców. Ks. Wojciech Lemański zaczyna powoli dystansować swojego poprzednika w dziele deformowania doktryny katolickiej na potrzeby liberalnych mediów. Na portalu naTemat.pl przekonuje więc, że należy ułatwiać ludziom odejście z Kościoła” - komentował „Instrukcję wyjścia” ks. Lemańskiego Tomasz Terlikowski.
Innym razem, ks. Lemański zaatakował bp Meringa, za to, że walczy z satanizmem. - To, co zawarł ksiądz biskup w wypowiedziach na temat tego artysty, a już zwłaszcza to, co napisał ksiądz biskup w liście otwartym do księdza Bonieckiego, uważam za niegodne nie tylko biskupa, ale i chrześcijanina – napisał w liście otwartym do biskupa Wiesława Meringa ks. Wojciech Lemański.
Po lekturze publicystyki blogera Natemat.pl nie sposób nie odnieść wrażenia, że działa on w myśl starej jak świat zasady, „Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek”. Zwykle pisuje on tak, aby jak najbardziej uderzyć w nauczanie Kościoła, ale jednocześnie pozostawić wrażenie, że robi się to wszystko z... troski o dobro tegoż Kościoła i jego wiernych.
Nie inaczej jest tym razem. W przedostatnim wpisie na portalu Natemat.pl ks. Lemański pisze, że polscy księża i biskupi nie mają zielonego pojęcia, o tym, czym jest zmęczenie czy wyczerpanie. Dlaczego? Jako wyjaśnienie bloger podaje przykład „jednego z księży” (którego? Pytam o konkret), który na wieść o przeniesieniu do biedniejszej parafii miał powiedzieć biskupowi, że woli pracować jako kierowca tira, bo więcej na tym zarobi. „Biskup się ugiął i pozostawił młodzieńca na obfitym pastwisku”- kwituje.
Za kolejny przykład służy mu inicjatywa Nocy Konfesjonałów, która w pewnych kościołach miała zakończyć się już po godzinie. „Najbardziej utrudzili się nie spowiadający, ale biegający wśród nocy od kościoła do kościoła w poszukiwaniu otwartej świątyni” – relacjonuje ks. Lemański. I na koniec „argument” najmocniejszy – przykład księży z „jednej parafii” (znowu pytanie „której?”), którzy podczas rekolekcji wyszli z konfesjonałów i poszli zebrać tacę. „Potem zapewne do późnej nocy trudzić się będą liczeniem, rolowaniem i banderolowaniem utargu” – konstatuje ks. Lemański.
Trzy anonimowe przykłady posłużyły kapłanowi do wyciągnięcia bardzo surowej opinii – polscy księża niewiele wiedzą o utrudzeniu, zmęczeniu, wyczerpaniu. „Nie są nam znane doświadczenia nieprzespanych nocy czuwania przy chorym dziecku, oddawanie każdej zarobionej złotówki do rodzinnego budżetu, ciułanie na opał na zimę i podręczniki do szkoły” – wylicza ks. Lemański.
Cóż, powiedziałabym – i dobrze! Dobrze, że księżom nie dane jest doświadczać nocnego czuwania przy chorym dziecku – w końcu, po to żyją w celibacie, żeby nie mieć dzieci (oczywiście, nie piszę tu o duchowym ojcostwie, to zupełnie inna sprawa). Ok, nie oddają każdej domowej złotówki do rodzinnego budżetu, ale już na przykład tacy zakonnicy, którzy prócz czystości i posłuszeństwa ślubują ubóstwo, także nie mają swoich pieniędzy poza tymi, które dostaną od przełożonego. Może polscy księża nie ciułają na opał na zimę, ale doskonale znam historie księży diecezjalnych (posługując się nomenklaturą ks. Lemańskiego, z tych uboższych pastwisk), którym ledwo starcza na jedzenie co miesiąc.
Oczywiście, nie jest tylko tak, jak piszę ja, ale nie jest także tylko tak, jak pisze ks. Lemański. Różnica między nami polega na tym, że ja nie piszę, że wszyscy polscy księża to pracusie. Zaś ks. Lemański przytoczył skromne trzy przykłady (podejrzewam, że nawet jeśli prawdziwe, to marginalne) i na ich podstawie wydał opinię o polskich księżach w ogóle. Pars pro toto. Świadoma technika manipulacji, w ramach której podaje się do wiadomości jedynie część jakiejś informacji, jednocześnie sugerując, jakoby była to całość.
Dlaczego ks. Lemański dla równowagi nie podaje przykładów „zmęczonych” księży, którzy, choć nie czuwają nocami przy chorym dziecku, doskonale wiedzą, co to wyczerpanie. „Zmęczony” z pewnością często bywa ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, który opiekuje się niepełnosprawnymi (założyciel i prezes Fundacji im. Brata Alberta), organizuje (a także uczestniczy) w konwojach humanitarnych, m.in. do krajów byłej Jugosławii, Czeczenii, Albanii, Ukrainy. O wyczerpaniu na pewno wiele może powiedzieć także ks. Jacek Stryczek, jeden z założycieli Stowarzyszenia Wiosna, które organizuje Szlachetne Paczki. Ks. Stryczek nie tylko nie wychodzi z konfesjonału, żeby zebrać ofiary na tacę, ale nawet ustawia konfesjonał przed Galerią Krakowską, żeby także ci, co nie zaglądają na noce konfesjonałów (czy do kościoła w ogóle) mogli skorzystać z sakramentu spowiedzi.
Podaję same „spektakularne” przykłady? Proszę, nieco mniejszej „wagi”, ale za to świeżuteńki – kilka dni temu pisałam na portalu Fronda.pl o całodobowym pogotowiu duchowym. Kilkunastu księży z różnych miejsc w Polsce zdecydowało się, że będą dyżurować przy telefonach po to, aby każdy, kto tylko potrzebuje duchowej porady, albo po prostu chwili rozmowy mógł zadzwonić. W każdej chwili. Wprawdzie, nie czuwają przy łóżku chorego dziecka, ale całe noce dyżurują pod telefonem, czekając na telefon „duchowej córki czy syna”.
Nikogo nie zamierzam oszukiwać – nie wszyscy księża tacy są. Ale tak samo nie wszyscy są leniami, o których pisze ks. Lemański. I na koniec jedna rzecz, z którą w 100 proc. zgadzam się z ks. Lemańskim. „Większość naszych wiernych wcale od nas nie oczekuje koszenia trawy wokół kościoła albo własnoręcznego układania kostki brukowej. Wierni oczekują, i to jak najbardziej zasadnie, że gdy przyjdą z troską, radością, zmartwieniem czy trwogą, to nie odbiją się od zamkniętych na głucho drzwi plebanii albo nie usłyszą z wysokości balkonu, że duszpasterz też ma prawo do odpoczynku i żeby przyszli w przyszłym tygodniu”.
Nie mam co do tego wątpliwości, że wiele razy wierni zastaną drzwi plebanii otwarte. A nawet i z „wysokiego balkonu” ich głos będzie usłyszany.
Marta Brzezińska