Marta Brzezińska-Waleszczyk: Jak ksiądz ocenia sposób, w jaki kuria warszawsko-praska rozwiązała sprawę z ks. Grzegorzem K. z Tarchomina. Proboszcz został wprawdzie odwołany dopiero po reportażu TVN24, ale kuria wydała w tej sprawie oświadczenie, przeprosił sam abp Hoser, odwołano ks. Wojciecha Lipkę. Te działania pokazują, że ordynariusz warszawsko-praski będzie zdecydowanie zwalczał przypadki pedofilii?

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: Postępowanie abp Henryka Hosera powoduje wiele znaków zapytania. Po pierwsze, dlatego że wbrew instrukcji, którą wydała Kongregacja Nauki Wiary w roku 2001, nie podjął działań w niej przewidzianych. Ksiądz, który został skazany przez sąd w pierwszej instancji nadal był proboszczem. Jego odwołanie nastąpiło dopiero wtedy, kiedy sprawą zajęły się media. Odwołanie ks. Wojciecha Lipki to takie poświęcenie kozła ofiarnego. W czasie konferencji prasowej rzeczywiście ksiądz kanclerz mówił rzeczy szokujące. Ponadto komunikat kurii warszawsko-praskiej jest bardzo niespójny. Za to wszystko odpowiada jednak ordynariusz, bo przecież to on, a nie kanclerz kurii, powołuje i odwołuje proboszczów. Oczywiście, za dobrą monetę trzeba uznać oświadczenie abp Hosera, dotyczące walki z pedofilią, jednak do tej pory hierarcha wykazywał postawę sprzeczną z instrukcją papieską. To jest w ogóle taki duży znak zapytania, dotyczący tego, czy Kościół stosuje się do papieskiej instrukcji.

Jaki schemat działania wskazuje instrukcja, a czego nie zrobił abp Hoser?

Instrukcja jednoznacznie obowiązuje wszystkich ordynariuszy, biskupów diecezjalnych i wyższych przełożonych zakonnych do podejmowania zdecydowanych działań, nawet w przypadku minimalnego prawdopodobieństwa popełnienia grzechu pedofilii. Ordynariusz jest zobowiązany do powiadomienia Kongregacji Nauki Wiary, która podejmuje wyraźne działania. W tym przypadku wyraźnie widać, że postępowanie abp Hosera nijak miało się do tej instrukcji, nie było właściwe. Pojawia się też kolejne pytanie, czy nuncjusz papieski w Polsce reaguje w sytuacjach, kiedy poszczególni biskupi nie postępuje zgodnie z wytycznymi Stolicy Apostolskiej. Myślę, że to jest głębszy problem. Sprawa, o której mówimy tak łatwo nie ucichnie. Nie chodzi o odwołanie kanclerza kurii czy nawet tego proboszcza. Decyzje zapadły, ale zastanawiające jest to, czy abp Hoser zdaje sobie sprawę z tego, że nie zastosował się w pełni do poleceń papieskich. Stało się to dopiero pod wpływem mediów. To smutne, że dopiero media praktycznie wymusiły decyzję o odwołaniu ks. Grzegorza K., zaś odwołanie ks. Lipki to dla mnie odwracanie uwagi od istoty problemu, bo ono nic nie rozwiązuje.

Kuria warszawsko-praska wydała wczoraj oświadczenie, w którym tłumaczyła zwłokę w przypadku ks. Grzegorza K. „Stosowanie kar kanonicznych jest niemożliwe przed udokumentowaniem winy” - czytamy w komunikacie.

Ależ tu nie chodzi o kary kanoniczne! Osoba, na której ciąży podejrzenie nie powinna pełnić funkcji duszpasterskich. Powinna być zawieszona w swoich czynnościach, a to nie nastąpiło. Co więcej, sąd pierwszej instancji wydał decyzję w marcu, a działania zostały podjęte dopiero we wrześniu, po reportażu w mediach. Można zapytać  czy gdyby tego reportażu w TVN nie było, to abp Hoser odwołałby proboszcza z Tarchomina i kanclerza? Oczywiście nie zrobiłby tego. Sprawa po czasie ucichłaby, nikt by się o niej nie dowiedział. Trzeba więc odróżnić karę kanoniczną od tego, co wskazuje również instrukcja uchwalona przez episkopat w 2009 roku – osoby podejrzane na czas wyjaśnienia sprawy powinny być odsunięte od kontaktów z młodzieżą. Proboszcz, choć niekoniecznie musi uczyć w szkole, w naturalny sposób ma do czynienia z dziećmi – choćby przez spowiadanie młodzieży czy kontakt z ministrantami. Chodziło więc o coś zupełnie innego – nie ostateczną karę, ale o niedopuszczenie do kontaktu z młodzieżą osoby mającej postawione zarzuty do momentu wyjaśnienia sprawy. Absolutnym kuriozum jest to, że sąd kogoś skazuje (na podstawie konkretnej wiedzy, a tu nie chodzi o karę grzywny, tylko więzienia), a kuria zachowuje się tak, jakby tego wyroku nie było, czeka na drugą instancję, zostawiając księdza na stanowisku proboszcza. Tu jest problem. Nie w tym, czy ksiądz jest suspendowany (to nie ten etap), ale o brak podjęcia stosownych kroków przez kurię.

Jak ksiądz ocenia sam język hierarchów i księży, którzy zabrali głos w sprawie skandali pedofilskich?

Tym, co bulwersuje chyba wszystkich komentatorów, jest sposób odnoszenia się do ludzi. Konferencja prasowa episkopatu pokazała, że są duchowni, jak bp Polak czy rzecznik prasowy zakonu michalitów, którzy nie decydują o tym, czy ktoś jest winny czy nie, ale jasno pokazują standardy. Wypowiedź kanclerza absolutnie od nich odbiegała. Nie dziwię się, że Marcin Przeciszewski z KAI również zareagował, komentując, że takie zachowania nie są w Kościele standardem. Ponadto wczorajsza wypowiedź abp Hosera, jak i komunikat kurii warszawsko-praskiej (nota bene, przez nikogo nie podpisany; kuria to zarazem wszyscy i nikt) są bardzo niespójne, sprzeczne w wielu wypadkach. Znaków zapytania jest wiele. Chcę wierzyć, że abp Hoser podejmie zdecydowanie działania. Ale kiedy mówi o grupie szybkiego reagowania, to zastanawiam się, dlaczego dopiero teraz. Przecież poszczególne decyzje papieskie z 2001 roku i instrukcja KEP z 2009 roku były na tyle wystarczające, by problem rozwiązać wcześniej, a nie dopiero wtedy, kiedy wybucha skandal. Powtarza się schemat, jak w przypadku lustracji – dopóki nie wybuchnie afera jest cisza, spokój i oczekiwanie na rozwój wypadków. Dopiero, kiedy wybucha skandal, angażują się media, następuje reakcja. Pojawia się kolejne pytanie – co robi przewodniczący episkopatu? Czy reaguje na takie przypadki? Czy nuncjusz reaguje na problemy? Czy może jest tak, że dopiero dziennikarze wymuszają na władzy kościelnej działanie? To niestety głębszy problem, który nie dotyczy tyko abp Hosera...

Rozmawiała Marta Brzezińska-Waleszczyk