Kolejny list społeczny Episkopatu Polski przechodzi prawie bez echa. Nie sięgnie po niego większość duchowieństwa ani nie przeczytają go politycy, którzy powinni się nim przejąć szczególnie. Dziennikarze największych mediów mają natomiast za dużo gorących tematów kościelnych, żeby zajmować się listami biskupów. Do dyżurnej „pedofilii w Kościele” właśnie jeden z księży nieopatrznie dorzucił nowy temat: spalenie książek, w tym „Harry’ego Pottera”.

Sensacje i skandale przesłaniają to, co jest istotą misji i nauczania Kościoła. Biskupi alarmują bowiem, że: „Rywalizacja polityczna dawno przekroczyła granice demokratycznych polemik pomiędzy zwolennikami rożnych wizji rozwoju ojczyzny i dotyka najgłębszych fundamentów naszej narodowej wspólnoty oraz wpływa na jej postrzeganie w kontekście międzynarodowym”. Zwracają uwagę, że zamiast godziwego zaangażowania w walkę na rzecz sprawiedliwości i prawa najsłabszych często mamy do czynienia nie ze zmaganiem się „o coś”, ale „z kimś”. Polityka przestaje być wówczas troską o dobro wspólne, a staje się wyrafinowaną walką o władzę. Cel, jakim jest zdobycie władzy, nie uświęca środków używanych do jej zdobycia – przypomina episkopat. I chociaż wielu uczestników sceny politycznej traktuje to jako specyficzny polityczny spektakl, to kiedy za pośrednictwem mediów spektakl ten trafia do społeczeństwa, wywołuje bolesne podziały: w rodzinach, miejscach pracy, wspólnotach sąsiedzkich. Od siebie dodałbym, że również w Kościele. „Rodzi konflikty – piszą biskupi – które nie tylko utrudniają niezbędne działania na rzecz wspólnego dobra, ale mogą prowadzić do deprecjonowania podzielanych autorytetów, doświadczeń historycznych czy dorobku kulturowego”.

W tej sytuacji biskupi ostrzegają: „Wszelki dialog kończy się wówczas, gdy język politycznych debat służy budowaniu jednostronnego i nieprawdziwego obrazu życia społecznego czy też stygmatyzowaniu politycznych oponentów”. Wskazują na konieczność powrotu do idei solidarności w życiu publicznym i narodowym, zaznaczają jednakże, że ta niemożliwa jest bez prawdy, również „tej historycznej, apelującej o wzajemne wybaczenie i nawrócenie”. Wyliczają sześć głównych prawd, które muszą być uwzględnione w budowaniu ładu społecznego. Na pierwszym miejscu jest prawda o niezbywalnej godności i prawie do życia każdego człowieka od poczęcia do naturalnej śmierci. Dalej jest prawda o wyzwaniach, przed którymi stoimy, prawda o tym, że żadna partia nie ma monopolu na skuteczne rozwiązywanie wszystkich problemów, o znaczeniu demokratycznego wyboru, o wielkości, przyszłości i przeszłości naszego narodu, o potrzebie narodowego rachunku sumienia i pojednania z innymi narodami.

Na specjalną uwagę zasługuje też fragment mówiący o kompetencjach i zależnościach między władzą w demokracji. „Władze ustawodawcza i wykonawcza poddane są weryfikacji i ocenie przez wyborców. Władza sądownicza powinna zaś działać według norm etycznych oraz ram uchwalonych przez władzę ustawodawczą” – piszą biskupi. Wśród zagrożeń, z którymi musi się zmierzyć nasz naród, wymieniają szczególnie „hałaśliwą ideologię”, która „podważa binarny podział płci i niezastąpioną rolę rodziny naturalnej, próbując w debacie, prawie i programach edukacyjnych zastąpić człowieka rzeczywistego jego zideologizowanym obrazem”. Biskupi unikają jednak nazwy tej ideologii.

Jakby uprzedzając zarzuty o wtrącanie się do polityki, już w pierwszym rozdziale episkopat przywołuje zdanie papieża Franciszka z adhortacji Evangelii gaudium: „Nie można już dłużej twierdzić, że religia powinna się ograniczać do sfery prywatnej i że istnieje tylko po to, by przygotować dusze do nieba”. Biskupi sprzeciwiają się więc zarówno wykluczaniu Kościoła z życia publicznego, jak i jego politycznemu instrumentalizowaniu. Szczególnie zaś wykorzystywaniu „wyrwanych z kontekstu fragmentów jego nauczania do celów bieżących partyjnych rozgrywek”. Już to samo sprawia, że dla większości polityków i mediów dokument ten jest nieatrakcyjny.

Dlatego tym bardziej szkoda, że list ten nie ma skróconej wersji, do przeczytania z ambony, dzięki czemu dowiedziałby się o nim naród. Bo to naród, a nie politycy, jest suwerenem w państwie. Jeśli chcemy, żeby coś się naprawdę w Polsce zmieniło, warto rozmawiać z suwerenem, formować jego sumienie. Z tym zaś ostatnio chyba nie jest najlepiej.

Idziemy nr 14 (703), 7 kwietnia 2019 r.

Ks. Henryk Zieliński