Wersja wydarzeń z twojego życia, którą chce ci opowiedzieć Jezus, jest znacznie ciekawsza i przede wszystkim prawdziwsza, niż moja własna. O tym przekonali się uczniowie idący do Emaus. To zachęta i dla nas, by więcej słuchać Jezusa, niż siebie i kolegów.

KOŚCIÓŁ PORAŻKI?

Nawet jeśli otaczasz się najbardziej inteligentnymi ludźmi, ich mądre rady mogą być tylko mądrością ludzką. A mądrość ludzka ma swoje ograniczenia. Tak było w przypadku uczniów z Emaus. Uciekali z Jerozolimy - z miejsca, w którym zawiedli się na Bogu. Miało być tak fajnie... Mieli tyle oczekiwań. I dyskutowali o tym wszystkim w drodze, a dyskusja wywoływała w nich smutek i poczucie porażki. Ich wzrok był skupiony tylko na problemach.

W pewnym momencie przybliżył się do nich Jezus pod postacią nieznanego wędrowca. Dzięki kilku pytaniom wydobył z nich, co się działo w ich sercach. Okazało się, że na wszystko patrzyli czysto po ludzku. Jezusa nazwali prorokiem, fajnie się Go słuchało i oglądało cuda, ale oni wciąż uważali Go za człowieka. Nie zrozumieli też prawdziwej misji Jezusa, tylko spodziewali się, że wyzwoli On Izraela. Dlatego czuli się zawiedzeni. A na dodatek kobiety ponoć widziały Go żywego.

Uczniów uciekających z Jerozolimy można nazwać "Kościołem porażki". Właśnie w ten sposób wiele osób interpretuje dziś wszystko, co się dzieje w Kościele. Ilu to "mądrych" mądrością ludzką komentatorów spotykamy dziś, zwłaszcza wśród osób wierzących i duchownych. W centrum ich zainteresowania jest zawsze upadek Kościoła: już nie wróci to co dawniej, czasy świetności za nami, ludzie są niewierzący, wszystkiemu winna epidemia, rząd, niewierni biskupi, zbyt postępowy papież. Nie zostaje nam już nic, tylko się smucić i "nakręcać się", zwłaszcza z osobami o podobnych poglądach. Najlepiej jeszcze włączyć sobie do posłuchania pewnych internetowych kaznodziejów, których ulubionym tematem nie jest głoszenie Ewangelii, tylko upadek Kościoła i przypisywanie wszystkiego szatanowi. Zatopmy się we wzajemnej frustracji, w swojej grupce zdesperowanych przyjaciół, najlepiej jeszcze przy kieliszku czegoś mocniejszego...

KIEDY BÓG OPOWIADA SWOJĄ WERSJĘ WYDARZEŃ...

Jeśli w tych frustracjach rozpoznajesz siebie - nie spotkałeś jeszcze Jezusa Zmartwychwstałego, który chce ci opowiedzieć swoją wersję trudnych dla ciebie wydarzeń. Kiedy tylko uczniowie wyrzucili z siebie, jak oni interpretują wydarzenia ostatnich dni i pozwolili mówić Jezusowi, On zaczął opowiadać swoją wersję, która pokazała krzyż i śmierć Syna Bożego w zupełnie innym świetle. Okazało się ponadto, że wszystko to już było zapowiedziane w Biblii!

Wiemy dobrze, co się wtedy działo w sercach uczniów. To niby "tylko" Słowo Boże, ale dzięki temu Słowu, zaczął ustępować smutek, a w sercach pojawił się ogień! Okazało się bowiem, że Bóg ma wszystko pod kontrolą. Gdyby nie wyjaśnienie Jezusa, uczniowie patrzyliby na krzyż, jako miejsce swojej największej porażki. Okazało się, że jest zupełnie inaczej. Krzyż był miejscem, dzięki któremu świat zyskał zbawienie. Uczniowie nie wiedzieli tego, znali tylko część prawdy, dlatego doświadczali frustracji.

SŁUCHAJ JEZUSA, A NIE FRUSTRATÓW!

Jaka z tego nauka? Więcej słuchaj Jezusa, a nie kolegów i kaznodziejów frustratów! Więcej słuchaj Jezusa, niż swoich negatywnych myśli o tym, co uważasz za swoją porażkę. Minęło dwa tysiące lat, a my wciąż jesteśmy "nierozumni i leniwi w sercu". O ile jeszcze nierozumność da się wytłumaczyć naszą ułomną ludzką naturą, o tyle dla leniwości w poznawaniu Słowa Bożego nie ma wymówek! Patrz, co się dzieje, gdy nie znasz Biblii i nie słuchasz słów Jezusa, gdy przeżywasz cierpienie!

Gdyby wszyscy wierzący spotykali się codziennie w swoim życiu ze Zmartwychwstałym Panem i słuchaliby Go osobiście, patrzyliby na wszystko zupełnie inaczej. Uczniowie z Emaus, po tym jak rozpoznali Jezusa w Pismach i na Eucharystii, wrócili czym prędzej DO TYCH SAMYCH PROBLEMÓW. Problemy się nie zmieniły, Jezus przecież cierpiał i umarł, ale zaczęli patrzeć na to z zupełnie innej perspektywy - Bożej. Rozwiązaniem nie jest ucieczka od problemów, ani wieczna frustracja! Rozwiązaniem jest nauczyć się patrzeć na problemy tak jak je widzi Bóg! Nie nauczysz się tego, bez codziennego spotykania się z Nim w Ewangelii. Dlatego dawaj Bogu codziennie przynajmniej te 15 minut, aby mówił do Ciebie. A w trudnych chwilach - jeszcze więcej, bo bardziej potrzebujesz słuchać słów Jezusa, niż swoich myśli, "mądrych" kolegów i kaznodziejów…

 

ks. Piotr Spyra