Tomasz Wandas, Fronda.pl: Biskup Tadeusz Pieronek na antenie TVN wyraził obawę, że duchowni dążą do stworzenia "Kościoła partyjnego". Czy faktycznie można dojrzeć ślady takiego działania, czy to fantazje biskupa emeryta?

Ks. dr hab. Robert Skrzypczak: Obawiam się, że są to obawy księdza biskupa, który być może za bardzo ulega sile radiowej, bądź telewizyjnej, bądź internetowej propagandy, bo o jakąż by fascynację partyjną miało chodzić? Znam duchownych, którzy popierają Praformę Obywatelską, znam także innych duchownych, którzy popierają Prawo i Sprawiedliwość, znam takich którzy są zwolennikami Kukiza, są także tacy którzy są zwolennikami Polskiego Stronnictwa Ludowego, są jeszcze tacy którzy są bardziej zafascynowani partią Korwina.

O co zatem chodzi?

Na pewno, zawsze na rzeczy jest przestrzeganie (ze strony biskupa zwłaszcza) przed nadmiernym zaangażowaniem się politycznym, a zwłaszcza partyjnym, przede wszystkim ze strony duchownych. Oczywiście pamiętać należy, że chrześcijanin ma prawo mieć swoje poglądy filozoficzne także polityczne, swój światopogląd, swoja wizję świata, swoje preferencje wyborcze. Trzeba też w tym względzie zachowywać pewien umiar, pewną mądrość, zwłaszcza jeśli ktoś jest posłany przez Kościół do głoszenia Ewangelii, ponieważ Ewangelia jest dla wszystkich. Trzeba umieć rozróżniać ten porządek. Jak mówi św. Paweł „Jestem posłany żeby być Żydem dla Żydów, Grekiem dla Greków, poganinem dla pogan, aby będąc wszystkim dla wszystkich pozyskać przynajmniej niektórych”. Jeśli chodzi o głoszenie Ewangelii, nasza misja jest uniwersalna.

Jak zatem ma się to do osobistych poglądów danego człowieka?

Trzeba zachowywać duży dystans i dużą wolność, także wobec osobistych poglądów czy preferencji. W tym względzie ksiądz biskup ma rację jeśli przestrzega kogoś kto nie umie zachować tej wewnętrznej wolności, umiaru. My jako księża jesteśmy także ograniczeni prawem kanonicznym do tego, aby nie startować w wyborach, ani nie popierać publicznie żadnej partii, ani nie możemy też, tak jak to było jeszcze przed wojną, zasiadać w Parlamencie jako posłowie, czy senatorowie. W tym względzie ostrzeżenie, czy przestroga biskupa jest zdrowa i na miejscu. Myślę, że byłoby dużo przesady w tym, aby bić na alarm jakoby jakaś większa część duchowieństwa stawała się partyjna czy „partyjniacka” w Polsce. Nie dostrzegam tego niebezpieczeństwa, nie widzę tego ani w sposobie przepowiadania Ewangelii, ani w konferencjach, ani w katechezach, aby księża w Polsce nawoływali bądź odstręczali wobec jakiejkolwiek władzy, ze względu na przynależność partyjną.

Czy jednak nie możemy być krytyczni wobec niekatolickich działań partii „x”?

Z innych względów, które są rozbieżne z nauczaniem Kościoła, oczywiście możemy być krytyczni wobec takiej lub innej partii. Jeśli jakaś partia nawołuje do deprawacji obyczajowej w Polsce, jeśli jakaś partia głosuje za niszczeniem praw naturalnych, czy praw Bożych, to wtedy także jako kapłani mamy prawo popierać działania pewnej partii, a przestrzegać przed zakusami innej. Ma to miejsce tylko i wyłącznie na tym poziomie, jeśli chodzi o ochronę człowieka przed demoralizacją i złem moralnym.

Biskup wspomniał też, że mężczyzna, który podpalił się przed PKiN na znak protestu wobec działań władzy, jest dla niego bohaterem. Dlaczego kapłan, biskup, nawet jeśli wyraża swoje prywatne poglądy, mówi to w duchu sprzecznym z nauczaniem Kościoła?

Komentarzem do tej wypowiedzi księdza biskupa jest stanowisko, które zajęła Konferencja Episkopatu Polski. Wczoraj wieczorem umieściła informację na swojej stronie, że wyrażone przez księdza biskupa Tadeusza poglądy dotyczące tragedii tego człowieka, który dokonał samospalenia są prywatnymi poglądami duchownego i nie odzwierciedlają stanowiska całego Kościoła, zwłaszcza, że został do tego dołączony także odpowiedni passus z Katechizmu Kościoła Katolickiego dotyczący oceny moralnej jakichkolwiek aktów targania się na własne życie.

 Jednak po kilkunastu godzinach wpis zniknął ze strony Episkopatu Polski.

Zostało to uzasadnione, ze względu na ilość hejtu, czyli wywołanych złych komentarzach, przekraczających wszelkie normy dopuszczalności emocji. Wiemy skądinąd, że niektóre osoby nie potrafią trzymać miary w komentarzach internetowych. Jest to nędzne bohaterstwo, kiedy wyraża się swoje opinie nie pokazując twarzy, ani nie ujawniając nazwiska. Każdy w tym względzie może być wtedy chamskim, bezczelnym, atakującym nienawistnikiem. Episkopat Polski wycofał się z tych komentarzy, nie ze względu na to, jakoby żałował zajętego stanowiska, bo było słuszne i ważne, ale żeby nie prowokować w ludziach grzechów językowych.

Czy episkopat powinien przejmować się hejtem? Czy ze względu na hejt powinien usuwać wpisy?

Myślę, że zrobił to ze względu na cnotę roztropności. Ta cnota roztropności dotyczy pewnej mądrości polskich biskupów. Poprzez trudne lata, zmagania się z ateizującym komunizmem, wrogim i obcym względem Kościoła, Państwem Komunistycznym PRL-u, biskupi nauczyli się i myślę, że to jest naturalny odruch, żeby nie dać się przez opinię publiczną albo przez media podzielić. Myślę, że to jest też rozstropna decyzja ze strony prowadzących stronę Konferencji Episkopatu Polski, żeby nie narażać także autorytetu biskupa Tadeusza na nadmierną konfrontację, żeby nie stał się pochodnią, którą poniesie się przeciwko reszcie biskupów, ani też żeby nie stał się tarczą, do której każdy może dowolnie strzelać.

Dlaczego?

Chodzi o pasterza, nawet jeśli jest emerytowany, to jest on zawsze symbolem i znakiem ojca, w naszej rodzinie kościelnej, dlatego nawet jeśli się pomyli, przeholuje, zapędzi w jakiejś opinii, w jakimś zdaniu, nawet jeśli ktoś pomyśli, że stał się samotnym Mohikaninem, który galopuje przeciwko większości opinii publicznej. Wtedy należy zastosować zasłonę miłosierdzia. Jest fragment Pisma Świętego, który zazwyczaj pada w liturgii Słowa w Kościele przy okazji Uroczystości Świętej Rodziny: „Szanuj ojca nawet gdyby rozum stracił”. Oczywiście, to nie stosuje się do żadnego z polskich biskupów, ale stosuje się do tej cnoty umiaru i miłosierdzia jaką stosujemy wobec nie anonimowych, wydumanych autorytetów ale ludzi, którzy dostali od Boga stanowisko bycia ojcem wiary i nawet jeśli przeholuje, nawet jeśli w czyimś przekonaniu chybił celu i wygłosił poglądy, których nie da się w żaden sposób obronić, to nie powód żeby budować wokół niego barykady obronnej, albo atakować go. Zawsze Kościół miał taki odruch, aby bronić głowy. Moim zdaniem najlepiej jest, w wypadku jeśli ktoś z ludzi, których szanujemy i kochamy, nawet jeśli wygłosił jakieś zdanie, którego nie podzielamy albo, z którym się nie zgadzamy, to lepiej jest temu biskupowi nawet powiedzieć to w cztery oczy, a nie wojować z nim publicznie lub nie prowokować innych ludzi do wojowania. Lepiej jest zachować milczenie miłosierdzia.

Wiemy, że w nauczaniu Kościoła Katolickiego, samobójstwo, a nawet próba jego popełnienia jest grzechem. Czy jednak są jakieś wyjątki od reguły? Czy są jakiej okoliczności, w których można by było pochwalić samobójcę?

Trzeba przede wszystkim rozróżnić tego, który oddaje życie od samobójcy. Święty Maksymilian Kolbe w obozie oświęcimskim nie był samobójcą. Tak samo jak ksiądz Jerzy Popiełuszko wybierając się w bardzo ryzykowną trasę do Bydgoszczy i decydując się na powrót w nocy samochodem, też nie był samobójcą. Oni oddali życie. Jest to zupełnie co innego. Natomiast samobójstwo, jako akt odebrania sobie życia, z powodów nienawiści czy desperacji wobec własnego życia, jest samo w sobie grzechem ciężkim. Przy czym, dzisiaj mamy coraz większą wiedzę na temat złożoności ludzkiej psychiki, procesów nerwicowych, które mogą stać za podjęciem takiej, czy innej desperackiej decyzji. Kościół nabiera coraz większej mądrości, żeby nie osądzać, nie potępiać sprawcy takiego czynu. Nieraz bywa tak, jak zdarzyło się świętemu Janowi Vianneyowi – pewna dziewczyna rzuciła się z mostu do rzeki, popełniła samobójstwo, przyszli ludzie, żeby poinformować go o tym zdarzeniu i święty Jan od razu podjął decyzję, żeby modlić się i odprawić chrześcijański pogrzeb tej dziewczynie. Wtedy ludzie zaoponowali mu mówiąc, że przecież ona jest samobójcą, popełniła grzech śmiertelny. Święty Jan Vianney odpowiedział: „między mostem, a taflą wody upłynęło kilka sekund, my nie wiemy co się wtedy wydarzyło w sercu tej dziewczyny”. Znam przypadki, gdzie ktoś popełnił samobójstwo strzelając sobie z pistoletu w głowę i w tym momencie krzyczał „nie chcę umrzeć”. Psychologia człowieka jest za bardzo złożona, wrażliwość ludzka jest za bardzo bogata, żeby podsumowywać ją zbyt pochopnym osądem. Akt odebrania sobie życia, jako akt sam w sobie, jest potępiany w świetle Bożego prawa. Tylko Bóg jest Autorem życia, tylko Bóg może, o to życie poprosić, zażądać go, odebrać. Człowiek jest obdarowany życiem. Powinien odnosić się do końca z całkowitym respektem wobec tego daru, w stosunku do samego siebie, oraz także do innych. Grzech samobójstwa jest naruszeniem przykazania „nie zabijaj”. Z drugiej strony, ocena motywów, powodów dla których ktoś targnął się na życie, jest tak tajemnicza, tak skomplikowana, że pozostawiamy to tylko osądowi Pana Boga. Modlimy się bardzo często w Kościele za zmarłych dodając słowa: „których wiarę jedynie Ty znałeś”.

 

Dziękuję bardzo za rozmowę.