ks. Kowalczyk: Moc krzyża chrystusowego nad opętanymi  

W tytule zaznaczam, o jaki krzyż chodzi, ponieważ krzyż znany był już przed chrześcijaństwem, na przykład w starożytnym Egipcie zakończony pętlą (anch) był symbolem życia. W cesarstwie rzymskim w czasach Jezusa ukrzyżowanie było karą najbardziej haniebną, na którą skazywano tylko niewolników. Żydzi tej kary nie stosowali. Jezus został ukrzyżowany z rozkazu władzy rzymskiej.

W Ewangeliach krzyż jest symbolem cierpienia, na przykład w Mt 10,38: „Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien”. Dla św. Pawła Apostoła krzyż jest godnym czci symbolem zbawczego dzieła Jezusa, znakiem Bożej miłości do człowieka. W liście do Galatów pisze on: „Co do mnie, nie daj Boże, bym miał się chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa, dzięki któremu świat stał się ukrzyżowany dla mnie, a ja dla świata” (6,14). W liście do Filipian św. Paweł życie chrześcijan, którzy ulegają pokusie zła, nazywa „postępowaniem jak wrogów krzyża Chrystusowego” (Flp 3,18). A zatem widzimy, że dla Apostoła narodów krzyż jest symbolem Chrystusa. Z czasem do praktyk chrześcijańskich wchodzi znaczenie się krzyżem. Świadectwem tego jest dziełko „De Corona 3” apologety chrześcijańskiego Tertuliana (155-220 rok), w którym czytamy: „Gdy wychodzimy lub wracamy do domu, gdy zaczynamy lub kończymy jakąś czynność, gdy się ubieramy lub nakładamy buty, przed kąpielą lub gdy siadamy do stołu, gdy zapalamy świece, gdy kładziemy się na spoczynek lub siadamy na krześle, przy każdym naszym zajęciu zróbmy na czole znak krzyża”. Nie od razu jednak krzyż stał się znakiem odróżniającym chrześcijan, stał się nim dopiero w czwartym wieku, po edykcie Mediolańskim Konstantyna Wielkiego zakazującym prześladowania religii chrześcijańskiej, oraz między innymi zakazującym kary krzyżowania. Według legendy Konstantyn przed bitwą przy Moście Mulwijskim niedaleko Rzymu widział we śnie krzyż i usłyszał słowa: „W tym znaku zwyciężysz”. Po swoim zwycięstwie Konstantyn ufundował wielki złoty krzyż dla starej bazyliki św. Piotra w Rzymie. Do trzeciego wieku najbardziej popularnym znakiem chrześcijaństwa była ryba, a to z tego powody, że litery greckie tworzące słowo „ichthys” (ryba) można było odczytać jako monogram Jezusa – „Jezus Chrystus, Syn Boży, Zbawiciel”. Jednym z najstarszych świadectw traktowania krzyża jako znaku chrześcijan są słowa z kazania św. Cyryla biskupa Jerozolimy (313-386 rok): „Krzyż jest znakiem wierzących, lękają się go demony”. Do rozpowszechnienia krzyża jako znaku chrześcijaństwa w wielkim stopniu przyczyniło się odnalezienie krzyża świętego przez matkę Konstantyna, św. Helenę, które według starożytnej Kroniki Paschalnej z Konstantynopola miało miejsce 14 września 320 roku.

Od czwartego wieku krzyż jest znakiem chrześcijaństwa i symbolem Chrystusa. Krzyże stawia się na ołtarzach, wynosi wysoko na wieże świątyń, stawia przy drogach, krzyże noszą na sobie lub przy sobie wierzący w Chrystusa. Wszędzie, gdzie jest przypomina zbawcze dzieło Chrystusa dokonane na krzyżu. Chrześcijanin chce żyć w świetle krzyża, ponieważ on nie tylko przypomina mu Chrystusa, ale jest narzędziem łaski, źródłem duchowego umocnienia. Pewien człowiek opowiedział mi, jak dręczony przez złe duchy intuicyjnie w krzyżu szukał ratunku:

„Mając dwadzieścia lat wyjechałem do Niemiec i tam na studiach odszedłem od wiary w Boga. Spodobał mi się New Age, w ogóle ezoteryzm. Zrobiłem kurs radiestezji, reiki, przeszedłem inicjację reiki pierwszego stopnia. Poznałem pewnego mistrza sztuki walk wschodnich, który wprowadził mnie w świat postrzegania energii. Przez piętnaście dni pod jego kontrolą praktykowałem Chi-gong oraz medytację wschodnią. Przez dwa lata bardzo intensywnie zajmowałem się radiestezją, szukałem żył wodnych i stawiałem diagnozy lekarskie. Pewnego razu przyszedł do mnie człowiek z prośba o uzdrowienie z codziennych wymiotów. Od niego zaraziłem się złą energią, która spowodowała moje załamanie. Zaczął męczyć mnie lęk. Miałem wrażenie, że w mieszkaniu nie jestem sam, że towarzyszą mi złe duchy. Nieustannie przepalały mi się żarówki, komputer przestał funkcjonować. Później przed snem zacząłem widzieć diabły – potwory. Pewnej nocy doszło do kryzysu. Czułem wokół siebie jakby złą, ciemną chmurę, która mnie atakowała, serce przeszył mi ostry ból, jakby ktoś przebił mnie ostrym narzędziem. Nie mogłem oddychać, dusiłem się. Myślałem, że za chwilę umrę. Wtedy przypomniałem sobie, że kiedy byłem na odwiedzinach w Polsce ktoś podarował mi różaniec, jaki dostałem z okazji pierwszej Komunii św. oraz medalik św. Benedykta. Rzeczy te leżały w szafie, uważałem, że są bez wartości. Teraz odnalazłem je, chwyciłem do ręki i zacząłem odmawiać modlitwę, którą pamiętałem: Zdrowaś Maryjo. Nie modliłem się do Jezusa, ponieważ nie wiedziałem, czy mogę. Zacząłem też wzywać na ratunek aniołów. Różaniec i medalik uratowały mnie. Bardzo zapragnąłem znaleźć się przy krzyżu. W mieszkaniu nie miałem krzyża poza tym małym krzyżykiem przy różańcu, wybiegłem więc z mieszkania i usiadłem pod krzyżem przy kościele”.

Szatan boi się krzyża, nienawidzi go. Dotknięcie krzyżem człowieka opętanego wywołuje gwałtowną reakcję, opętany boi się dotyku krzyża, nawet nie może patrzyć na krzyż. Pewna osoba zniewolona przez złego ducha, podczas gdy nad nią odmawiałem egzorcyzmy, wpadała w trans, traciła świadomość, upadała na parkiet i próbowała posuwając się na rękach i kolanach wyczołgać się z pokoju, albo ukryć się pod stołem. Trzeba było zastępować jej drogę lub zamykać drzwi. Kiedy jednak przed drzwiami lub pod stołem kładłem krucyfiks, osoba ta, chociaż nie mogła go widzieć, ponieważ miała zamknięte oczy, czołgała się w przeciwną stronę. Zły duch, który kierował jej ruchami, bał się zbliżyć do krzyża.

Opętani nie pozwalają zrobić sobie na czole znaku krzyża. Kiedy im się pokazuje krzyż, odwracają twarz, zamykają oczy, nieraz krzyczą: „Weź to!” , albo chcą wyrwać krzyż z ręki egzorcysty i odrzucić.

Nie pozwólcie wmówić sobie, że w imię tolerancji nie należy krzyża umieszczać w miejscach publicznych: w szkołach, szpitalach, miejscach pracy. Wiemy, komu na tym zależy.

ks. dr hab. Andrzej Kowalczyk

http://www.marana-tha.pl/index.php?go=czytelnia/wykl_mkch

Oprac.MP