Portal Fronda.pl: Wczoraj media poinformowały o dokumencie, jaki powstał po pierwszym tygodniu Synodu poświęconego rodzinie. Pojawiły się tam niepokojące sformułowania, które znaczna część mediów uznała za pewnik, otrąbiając wielką zmianę w podejściu Kościoła do rozwodników czy homoseksualistów. A przecież taki dokument nie ma żadnego specjalnego znaczenia, żadnej większej rangi. Czy to nie są zbyt pochopne komentarze? 

Ks. Dariusz Kowalczyk SJ: Niekiedy jestem krytyczny wobec mediów, które mówią o Kościele, bo szukają sensacji, zatrzymują się przy sprawach trzeciorzędnych, pomijając najważniejsze. W tym przypadku dostrzegam jednak problem, który nie wynika jedynie z jakości informowania o synodzie w mediach. Problem leży, moim zdaniem, w samym synodzie, a raczej w wypowiedziach niektórych biskupów. Trzeba mieć oczywiście świadomość, że jest to pierwsza faza procesu, który będzie rozłożony na rok czy dwa. Obecnie trwa synod nadzwyczajny, za rok będzie zwyczajny (to istotne, bo w przypadku tego drugiego jest szersza reprezentacja biskupów, wybranych przez episkopaty; teraz obradują właściwie przewodniczący episkopatów). Po synodzie zwyczajnym zostanie opracowany dokument, który podpisze papież Franciszek. Jak widać, jeszcze długa droga przed nami, dlatego przestrzegałbym przed mówieniem o wielkich, radykalnych zmianach.

Proszę pamiętać, że Paweł VI rozpoczął dyskusję na temat środków antykoncepcyjnych. Głosy biskupów były wtedy podzielone, można było spodziewać daleko idących zmian, ale w końcu papież napisał „Humanae Vitae”. Dlatego apelowałabym o ostrożność w wydawaniu osądów. Wierzymy, że nad synodem czuwa Duch Święty, ale nie robi tego w sposób magiczny. Biskupi, eksperci mogą formułować różne propozycje, które nie do końca są adekwatne do misji czy nauczania Kościoła. Trzeba pewnej cierpliwości i wiary w to, że ostatecznie, poprzez te różne dyskusje, starcia wyklaruje się wola Boża.

Księdza ten dokument zaniepokoił?

Niepokoją mnie niektóre wątki, jakie pojawiają się w wypowiedziach biskupów, zwłaszcza biskupów języka niemieckiego. Dokument po pierwszym tygodniu synodu, jaki się wczoraj pojawił, może budzić pewien niepokój. Zgadzam się z mocną opinią wyrażoną przez abp Stanisława Gądeckiego. W tym podsumowaniu widać ślady anty-małżeńskiej ideologii, odejście od nauczania Jana Pawła II. Wydaje się, że ojcowie synodalni sami za bardzo nie wiedzą, jaki cel sobie postawili. Myślałem, że chodzi o pokazanie chrześcijańskiego modelu rodziny, udzielenie wsparcia ruchom, środowiskom, jednostkom, które chcą ten ideał realizować w dzisiejszym świecie, m.in. rodzinom wielodzietnym, ruchom antyaborcyjnym, a tymczasem niektórzy biskupi formułują jakieś zachwyty nad pięknem związków homoseksualnych.  Oczekiwałbym, podobnie jak abp Gądecki, że synod da mocne wsparcie normalnym, zwykłym rodzinom, które walczą o wierność. Tego wsparcia, jak mi się wydaje, było do tej pory za mało. Oczywiście trzeba też mówić o sytuacjach z katolickiego punktu widzenia  nieregularnych, bo one stanowią współczesną rzeczywistość. Ale chciałbym, aby mówiono w taki sposób, jak np. Jan Paweł II mówił w „Familiaris consortio” o rozwodnikach, którzy żyją w nowych związkach. Z miłosierdziem, ale bez zamazywania nauki, którą Kościół głosił przez 2 tys. lat. Podstawy myślenia niektórych ojców synodalnych wydają się dość świeckie. Nie mówi się o grzechu, wszystko widzi się w perspektywie przechodzenia od różnych niedoskonałych form do pewnej doskonałości. Wszystko jest tu godne szacunku, dobre, tylko co najwyżej niedoskonałe, ale tą niedoskonałość trzeba po prostu zrozumieć. Rozumiem chęć „zrobienia” wszystkim dobrze, ale to budzi wątpliwości, czy jeszcze jesteśmy na poziomie Ewangelii i tradycji Kościoła...

Niemieccy kardynałowie są bardzo zadowoleni z przebiegu synodu. „Potrzeba nowych pomysłów. Nie zerwania z tradycją, to jasne, ale otwarcia nowych dróg. Wierzę, że znajdziemy rozwiązanie dla tej trudnej kwestii. Bo jest to problem całego Kościoła” - mówił kard. Marx, dodając, że „jesteśmy na dobrej drodze”. Naprawdę, jesteśmy na dobrej drodze?

Kardynałowie niemieccy są zadowoleni, bo ten dokument, o którym poinformowały wczoraj media, w dużej mierze idzie po ich myśli. Oni przyjechali do Watykanu z pewną ideą, konceptem, wypracowali stanowisko popierane przez większość niemieckich biskupów. Mamy do czynienia, a zwłaszcza będziemy mieć po synodzie, z dość dużym starciem w Kościele. Oczywiście, nie trzeba się tego bać, bo takie starcia, nawet bardziej dramatyczne, już były w Kościele. Dziś to spory bardziej na poziomie moralnym i pastoralnym. Dziwią mnie dobre rady, które właściwie opierają się na kompromisie ze światem czy też pomysł, by pójść drogą wytyczoną przez niektóre Kościoły protestanckie. Tym bardziej, że kiedy patrzymy na wspólnoty protestanckie, w których te wszystkie pomysły są realizowane już od dawna, to nie dostrzeżemy rozkwitu Kościoła. Protestanckie wspólnoty nie wypełniły się wiernymi. Co więcej, taki Kościół, jak słusznie zauważył abp Stankiewicz, ulega naciskowi świata, bo może doczekać się kilku pochwał ze strony mediów, typu „Gazeta Wyborcza”, „New York Times” czy „La Repubblica”, ale na dłuższą metę traci, bo nie jest nikomu potrzebny. Zostanie zapomniany, zepchnięty na margines. Pamiętajmy o tym, co przeżywają wspólnoty protestanckie, które już realizują część pojawiających się na synodzie propozycji. Są w dużo większym kryzysie, a rodzin też jakoś specjalnie nie wzmocniły. Otworzyły jedynie furtki dla rzeczywistości sprzecznych z Ewangelią i prawem naturalnym, które coraz bardziej panoszą się, jak np. tzw. małżeństwa homoseksualne.

Jeśli już teraz pojawiają się w wypowiedziach biskupów i dokumentach podsumowujących takie niepokojące sformułowania, to możemy spodziewać się, że frakcja niemiecka, która forsuje swoje rozwiązania przeważy i w takim właśnie duchu będzie odbywał się kolejny synod, tym razem już zwyczajny?

Zobaczymy, co wydarzy się w drugim tygodniu synodu, ale jeśli zakończy się on takimi akcentami, jakie pojawiły się we wspomnianym dokumencie, to myślę, że czeka nas rok dość mocnych dysput. Sądzę, że większość biskupów, których teraz nie ma na synodzie, na świecie zupełnie nie podziela tego rodzaju języka, wizji i będą się temu przeciwstawiać. Mam nadzieję, że rzeczywiście postawa biskupów z Kościołów lokalnych będzie rzeczowa, jednoznaczna i niektóre propozycje zostaną odrzucone. W przeciwnym razie, zamiast pokazywać światu piękno rodziny chrześcijańskiej, będziemy na siłę, podlizując się temu światu, szukać piękna w związkach homoseksualnych. Należy z całą mocą wrócić do tego, czego nauczał Jan Paweł II. Ci, którzy mówią, że „Familiaris Consortio” jest już przestarzałe chyba nigdy nie czytali tego pięknego dokumentu. Przypominam sobie, co papież mówił o rodzinie w programowym dla Kościoła w XXI wieku liście „Novo millennio ineunte”. Z jednej strony, Kościół nie powinien się poddawać agresywnej ideologii w kwestii małżeństwa i rodziny. Papież nie wskazał wprawdzie, o jakie ideologie chodzi, ale możemy powiedzieć, że dziś te ideologie, to aborcjonizm, ideologia aktywistów gejowskich, skrajny feminizm, ideologia gender i tego typu radykalne ruchy. A z drugiej strony, trzeba na różne sposoby pokazywać, że jest możliwe realizowanie chrześcijańskiego modelu małżeństwa we współczesnym świecie. Trzeba powrócić do nauczania Kościoła o małżeństwie i rodzinie, którego wyrazem są teksty opublikowane za pontyfikatu Jana Pawła II, a nie ulegać pseudo-miłosiernym koncepcjom pt. zróbmy tak, aby wszystkim było miło.

Rozm. Marta Brzezińska-Waleszczyk