Ks. Adam Boniecki zastanawia się w edytorialu najnowszego numeru „Tygodnika Powszechnego” nad sensem udzielania ks. Wojciechowi Lemańskiemu zgody na okazjonalne odprawianie Mszy świętej w Jasienicy, skoro po kilku dniach została ona cofnięta. Ale już nie wspomina, dlaczego ta zgoda została cofnięta. A stało się tak, bo obecność ks. Wojciecha w Jasienicy nadal wywołała konflikty i różniła parafian.

„Od samego początku była to zgodna warunkowa. Jej podstawowym warunkiem było to, że obecność ks. Wojciecha Lemańskiego w Jasienicy nie będzie prowadzić do eskalacji konfliktu pomiędzy parafianami. Niestety, nawet już po ogłoszeniu samego zamiaru złożenia takiej wizyty przez ks. Wojciecha, doszły do nas sygnały, że rodzi to niepokój w Jasienicy. Grupa osób zaczęła wprowadzać mocno emocjonalny, niedobry stan we wspólnocie, a to z kolei prowadzi do podziałów. Dlatego należało wstrzymać decyzję” - tłumaczył w rozmowie z naszym portalem Mateusz Dzieduszycki (czytaj TUTAJ). Wiele zatem zależało od samego ks. Lemańskiego, który – jak się okazało, nie wykorzystał kolejnej dawanej mu szansy...

Ks. Boniecki słusznie zauważa, że w sytuacji tej zagubieni czują się katolicy w Polsce, podzieleni na obrońców ks. Lemańskiego i obrońców kościelnej dyscypliny. Pisze, że jego redakcja z radością przyjęła symptomy zakończenia konfliktu pomiędzy księdzem i jego przełożonym. Tak się jednak nie stało, były jasienicki proboszcz otrzymał karę suspensy.

„Podobno dekret o suspensie, który arcybiskup przyniósł na poprzednie spotkanie, po rozmowie z ks. Lemańskim podarł. Czy teraz został sklejony? Dlaczego teraz? Co przelało kielich biskupiej goryczy?” - pyta redaktor naczelny „TP”.

I znowu nie udziela swoim czytelnikom odpowiedzi na pytanie o przyczyny nałożenia takiej kary. A prawda jest taka, że znowu wiele zależało od ks. Lemańskiego, ale nie wykorzystał on danej mu szansy. Co więcej, choć miał zakaz wystąpień w mediach, na jasienickim pikniku chętnie rozmawiał z dziennikarzami, przedstawiając szokujące opinie. Nie powiedział też parafianom, dlaczego nie może odprawiać Mszy w Jasienicy, a także nie wycofał się ze swoich wypowiedzi na Woodstocku (czytaj komunikat kurii warszawsko-praskiej TUTAJ).

Czy to mało? Czy abp Hoser nie okazał wiele cierpliwości ks. Lemańskiemu, który wielokrotnie kontestował decyzje swojego przełożonego oraz wygłaszał niewybredne opinie na temat Kościoła katolickiego i jego hierarchów? Ks. Boniecki zauważa, że były proboszcz Jasienicy dla części wiernych jest „uosobieniem dobrego pasterza”, ale innych przerażał i gorszył.

„I tak były proboszcz małej Jasienicy został pokonany. Tomasz Terlikowski już się cieszy. Przecież zapowiadał: „Niebawem się jednak przekonamy o tym, że [czy] jako były ksiądz Wojciech Lemański będzie komukolwiek potrzebny”. „Jako były”? Suspensa nie wyklucza księdza ze stanu duchownego. W „zderzeniu mentalności, epok i motywacji” roztrzaskany został ks. Lemański. Doprawdy, nie ma się z czego cieszyć” - konstatuje ks. Boniecki.

Owszem, nie ma co się cieszyć z przypadku ks. Lemańskiego, bo cała ta sytuacja tylko szkodzi Kościołowi. Ale trzeba też przyznać, że i sam ks. Wojciech w znacznej mierze przyłożył rękę do tego, że dziś ma karę suspensy. Jasne, nie jest jeszcze „byłym” księdzem, ale zainteresowanie mediów jego położeniem już maleje. Ks. Lemański odpływa coraz bardziej na peryferia mainstreamu, bo jako ukarany ksiądz, bez prawa do wypowiedzi w mediach, przestał mu być potrzebny. I o oto zapewne chodziło w słowie „były”...

MaR/Tygodnik.onet.pl