Ks. Adam Boniecki w edytorialu do najnowszego numeru „Tygodnika Powszechnego” przywołuje rozmaite wątpliwości, dotyczące tego, czy w katolickim piśmie można/powinno się pisać o problemie pedofilii w Kościele. Przywołuje opinie swoich znajomych, którzy twierdzą, że takie publikacje szkodzą Kościołowi, dają oręż jego wrogom, podkopują zaufanie do Kościoła. „Niech się tylko coś złego w Kościele zdarzy, Tygodnik pierwszy to wyciągnie i opisze” - zarzucają niektórzy. Informacje o pedofilii wśród księży nie dziwią, jeśli ukazują się na łamach „Faktów i Mitów”. „Wtedy można mieć nadzieję, że to tylko pomówienia, antyklerykalizm, manipulowanie informacjami… Ale w piśmie katolickim?...” - zastanawia się redaktor naczelny „TP”.

„Wiara w Boga nie może się opierać na wierze w księdza-nadczłowieka. Nawet wiara w święty Kościół powszechny” - podkreśla ks. Boniecki. I dodaje, że w dobie internetu smutne wydarzenia, także te, dotyczące życia Kościoła, bardzo szybko docierają do opinii publicznej. Przypomina również, że już od czasów Jana Pawła II przepisy odnośnie do postępowania z księżmi, którzy dopuścili się pedofilii są bardzo jednoznaczne i surowe.

W końcu, jak zauważa ks. Boniecki, są takie sytuacje, w których na milczenie nie pozwala etyka dziennikarska. I odnosi się do opisywanej w najnowszym numerze „Tygodnika Powszechnego” sprawy oskarżonego o pedofilię ks. Krzysztofa, który przez wiele lat – mimo wyroku sądu, uznającego jego winę – pracował duszpastersko. „Daję mu mieszkanie i patrzę na sprawę z czysto ludzkiego punktu widzenia. Przecież człowiek to nie pies, żeby gdzieś go zostawić. Ksiądz Krzysztof formalnie nie ma żadnych funkcji, a był przydzielany do prac, które mu zlecałem. Nigdy nie pozostawał sam z dziećmi. Nie prowadził też żadnych lekcji religii. Cały czas jest pod pełną kuratelą” - przekonywał proboszcz parafii, w której zatrzymał się ks. Krzysztof.

Ks. Boniecki podkreśla, że zadaniem mediów jest patrzenie władzy na ręce, zaś te, które nie chcą się władzy narazić, tracą wiarygodność. Tu powraca kwestia krytyki Kościoła, więc kapłan odwołuje się do słów Jana Pawła II z 1997 roku. „O ile sytuacja dawniejsza zyskiwała Kościołowi ogólne uznanie – nawet ze strony osób i środowisk »laickich« – to w sytuacji obecnej na takie uznanie w wielu wypadkach nie można liczyć. Trzeba raczej liczyć się z krytyką, a może nawet gorzej. Trzeba zdobywać się na discernimento: akceptować to, co w każdej krytyce może być słuszne. A co do reszty, jest rzeczą jasną, że Chrystus będzie zawsze znakiem sprzeciwu” - mówił Ojciec Święty.

MaR/Tygodnik.onet.pl