Ostatnie dni lata przyszło mi spędzić nieopodal granicy z Litwą – w okolicach Sejn, Suwałk, Augustowa. Czas płynie tu nieco wolniej niż w stolicy – nikomu nigdzie się nie spieszy. Nikogo nie interesują tu spory wokół Trybunału Konstytucyjnego, ludzie niespecjalnie zainteresowani są też warszawską aferą reprywatyzacyjną. Żyją od pierwszego do pierwszego zainteresowani raczej tym, by zdobyć pieniądze na chleb, bo w okolicy pracy po prostu nie ma. Nie istnieje tu żaden przemysł, nie ma dużych zakładów produkcyjnych. Jest woda, lasy i niezbyt urodzajne ziemie. Z agroturystyki wyżyć raczej trudno – letnicy pojawiający się tu na cztery miesiące w roku pieniądze zostawiają, ale nie ma szans, by starczyło ich na pozostałą część roku. Zresztą sława idąca za rządowym programem 500 plus jeszcze tu nie dotarła. Turystów ciągnęło raczej na zatłoczone nadmorskie promenady. Ale gospodarze mają plany na przyszły rok. Zatroskani pytają więc przybyszów z Warszawy na jak długo budżetowi państwa tych pieniędzy starczy.

Istotniejszy jest jednak inny temat: Rosja. W powietrzu wyczuwalny jest strach przed naszym sąsiadem. Nic dziwnego. Z jednej strony uzbrojony po zęby Obwód Kaliningradzki, z drugiej nieobliczalna Białoruś – jeden z najbliższych sojuszników Putina. W tej okolicy – wedle ustaleń ostatniego szczytu NATO stacjonować ma jeden z czterech batalionów państw Sojuszu dowodzony przez Amerykanów (pozostałe będą na Litwie, Łotwie i w Estonii). Tu powstaje także pierwsza z trzech dywizji Obrony Terytorialnej – jeden z batalionów stacjonował będzie w Ełku, a kilka dni temu ruszył nabór do OT. „I co z tego – mówi mi jeden z gospodarzy pod Sejnami. - Jak przyjdzie do wojny, to wszyscy sojusznicy nas zostawią, a my zostaniemy zdmuchnięci z powierzchni ziemi. Zaczęliśmy wymachiwania szabelką, a u Putina broni i narodu dużo”.

Trudno tego strachu nie rozumieć. Wszak ci ludzie w razie ewentualnego ataku ze wschodu przyjmą na siebie pierwsze uderzenie. I to oni z mocą podkreślają, że nasza polityka w stosunku do Rosji jest bardzo dziwna. Zachowujemy się jak potężne mocarstwo, drażnimy, zrywamy umowy gospodarcze, itp. A to niekoniecznie skończy się dla nas dobrze. Nie możemy grać silniejszego i udawać, że Rosji nie ma. Jest i będzie. I nie ma złudzeń: zawsze będzie krajem potężniejszym niż Polska. Trzeba nauczyć się z tym żyć. Tu widać to nieco lepiej niż w Warszawie.

Tomasz Krzyżak