Joanna Jaszczuk, Fronda.pl:  Wczoraj dyrektor Wojskowego Biura Historycznego, prof. Sławomir Cenckiewicz ujawnił dokumenty dotyczące działalności Kiszczaka na placówce w Londynie. W latach 1946-1947, będąc jeszcze porucznikiem, Kiszczak infiltrował polskich żołnierzy, chcących wrócić do ojczyzny. Jest to materiał przełomowy i sensacyjny, czy też, znając działalność Kiszczaka w rządzie PRL, nie dziwi aż tak bardzo?

Krzysztof Wyszkowski, opozycjonista czasów PRL, czł. Kolegium IPN: Jest to materiał sensacyjny z wielu względów. Akcja niszczenia dokumentów trwała bowiem nie tylko w okresie tzw. transformacji, czyli po Okrągłym Stole w 1989, 1990 r. i nawet jeszcze później. Jednak dokumenty te były niszczone już wcześniej: w latach 40., 50., 60... Kolejne władze, bojąc się odpowiedzialności, przynajmniej częściowo niszczyły archiwa. Są państwa, gdzie materiały archiwalne się ceni, nie niszczy się ich. Polskie archiwa natomiast są straszliwie zniszczone i fakt, że te dokumenty się zachowały, zakrawa na cud. Materiały archiwalne dotyczące Czesława Kiszczaka zachowały się- co zadziwiające- w archiwach Służby Bezpieczeństwa, a potem- ukryte, bez żadnych oznaczeń- w Centralnym Archiwum Wojskowym. Wszystko to jest bardzo tajemnicze. Mam nadzieję, że sprawa z czasem zostanie wyjaśniona. Co więcej, są to pojedyncze dokumenty, które się ukazują. Nie mamy tak szczegółowych dokumentów dotyczących Jaruzelskiego. Zapewne lepiej postarał się o ich zniszczenie... Możemy mieć jednak nadzieję, że te znaleziska będą postępowały. Skala zniszczeń jest przerażająca. To, czym dziś dysponujemy dla analizy PRL-u, jest zaledwie niewielkim ułamkiem. Przeszłość i odpowiedzialność sowieckiej agentury odcyfrowujemy jedynie po drobnych śladach.

Dr Lech Kowalski w wywiadzie dla portalu wPolityce.pl prognozuje, że tego rodzaju dokumentów będzie więcej

Doktor Kowalski ukończył swoją książkę, zanim ukazały się „nowsze” dokumenty. Przypomnijmy, że ten historyk jest autorem publikacji dotyczących zarówno Jaruzelskiego, jak i Kiszczaka. To bardzo zasłużony historyk, bo jeden z niewielu piszących dziś prawdę o systemie PRL. Jest tu też pewien paradoks, gdyż Kowalski- sam wywodząc się z aparatu PRL-owskiego- wykazuje się odwagą cywilną, dokonując tej przemiany naukowej, ale również osobistej i dziś pisząc rzeczy prawdziwe. Mamy cały szereg historyków, którzy- szumnie nazywając się tzw. opozycjonistami czasów PRL- piszą różne kłamstwa, wybielają i osłaniają zbrodniarzy, zdrajców i agentów sowieckich. W najbliższy piątek bodajże ma odbyć się konferencja historyków lakierujących PRL, chwalców Okrągłego Stołu, czyli umowy z Kiszczakiem, grupa, na czele której stoi Andrzej Friszke, ostatecznie skompromitowany jako historyk. Bronił Wałęsy, przemilczał najważniejsze informacje dotyczące Jacka Kuronia. Fałszuje najnowszą historię Polski. Lech Kowalski, mimo swojej przeszłości, powinien być wzorem dla ludzi, którzy oskarżają obecne polskie władze o stosowanie tzw. „dawnych metod”, jak zdaje się- napisali w swoim oświadczeniu. W tym apelu, w którym powołują na 5 listopada Nadzwyczajny Kongres Badaczy Dziejów Najnowszych, piszą, że politycy (współcześnie rządzący), przenoszą do świata nauki „typowe dla siebie metody działania. Znamy te eksperymenty sprzed kilkudziesięciu lat”. To porównanie współczesnych władz do stalinowców brzmi zupełnie haniebnie w ustach sygnatariuszy tego apelu: prof. Jerzy Kochanowski, dr hab. Mariusz Mazur, prof. Krzysztof Ruchniewicz, dr Marcin Zaremba. To jest coś niesamowitego... Ludzie, którzy nie ośmielili się podnieść głosu przeciwko Jaruzelskiemu i Kiszczakowi mają czelność atakować współczesne władze, ale również tak odważnych historyków jak np. prof. Sławomir Cenckiewicz czy właśnie dr Lech Kowalski.

Gen. Kiszczak stosował różne metody unikania odpowiedzialności. Jeśli przypomnimy sobie historię z jego procesami, chociażby w ostatnich latach życia, uciekał w chorobę. Okazuje się, że robił to już w drugiej połowie lat 40., właśnie po powrocie z Londynu. Pod koniec życia miał również „wybielać się”, twierdząc, że na placówce w Londynie po prostu pomagał polskim żołnierzom na Zachodzie

To najzupełniej typowe zachowanie. Wszyscy tego rodzaju ludzie w ten właśnie sposób odwracają kota ogonem. Wystarczy przypomnieć historię z generałem Jaruzelskim i to jak „uczcił” grób ojca, polskiego patriotę i bohatera, który walczył w wojnie polsko-bolszewickiej. Jaruzelski zdradził własnego ojca, nigdy nie odwiedził jego mogiły, nawet gdy jeździł regularnie do Rosji jako sowiecki aparatczyk. Nie był tam nawet w 1990 r., gdy Gorbaczow odnowił grób jego ojca, odwiedził go dopiero w 1995 r. To miara ich braku godności. Gotowi są powiedzieć wszystko, a nie mają szacunku dla siebie samych, dla własnych rodzin.

Skoro wspomniał Pan o generale Jaruzelskim, niedawno prezydent Andrzej Duda, na wniosek ministra obrony narodowej awansował płk. Ryszarda Kuklińskiego pośmiertnie na stopień generała brygady. Przy tej okazji pojawiły się opinię, że nadszedł czas na degradację Jaruzelskiego do szeregowca. Najpierw czytałam felieton Tadeusza Płużańskiego na ten temat, następnie pojawiły się informacje, że domagają się tego organizacje kombatanckie

Wydaje się to absolutnie koniecznym krokiem i dziwi, że aż do tej pory tak się nie stało. Powinno to nastąpić już wtedy, gdy ci ludzie zasiedli na ławach oskarżonych, czy to w sprawie pacyfikacji Kopalni „Wujek” czy w sprawie grudnia 1981. Jak rozumiem, politycy Platformy Obywatelskiej, którzy zapraszali Jaruzelskiego do Belwederu nie chcieli tego zrobić. Teraz nadszedł czas, aby usunąć te postacie z tej części polskiej historii, do której czujemy szacunek. To niewychowawcze dla młodych pokoleń, by przy nazwiskach takich sowieckich agentów, jak Jaruzelski i Kiszczak pojawiały się zaszczytne stopnie generalskie. Myślę, że degradacja to pilna konieczność.