"Polski rząd stoi przed dylematem. Albo będzie dążył do kompromisu za wszelką cenę, albo przyjmie wyzwanie Komisji Europejskiej (KE). Nie ma drogi pośredniej" - pisze Krzysztof Rak na łamach portalu Onet.pl.

Jego zdaniem wszystko zależy od tego, jaki jest prawdziwy cel Brukseli - czy rozwiązanie konfliktu wokół TK, czy coś zupełnie innego.

"Prawda jest taka, że sama Komisja Europejska ciężko zawiniła w ostatnich latach. Powinna być strażniczką traktatów, a nie zrobiła nic, gdy mocarstwa unijne nagminnie je łamały" - stwierdza dalej Rak. 

Jak wskazuje, w czasie kryzysu zadłużeniowego KE przymykała oko na pompowanie grubych miliardów do budżetów bankrutujących państw przez inne kraje UE oraz Bank Centralny, choć jest to niezgodne z Traktatem o funckjonowaniu UE. Rak przypomina też, że procedura wszczęta przez KE wobec Polski nie ma umocowania traktatowego i jest de facto bezprawna.
"Nie ma więc najmniejszej wątpliwości, że w sporze tym nie o praworządność chodzi . Gdyby tak rzeczywiście było, to Bruksela zareagowałaby w październiku 2014 roku, gdy Platforma Obywatelska i przewodniczący Trybunału Konstytucyjnego dokonali skoku na konstytucję. W czym więc rzecz?" - pyta Rak.

Według autora chodzi tu po prostu o to, że rząd PiS "zakwestionował prymat mocarstw, wyznaczając kkurs na podmiotowość i pierwszeństwo realizacji własnych interesów narodowych". Ogromną wagę ma realizowany przez PiS "scenariusz uczynienia z naszego kraju samodzielnego gracza na europejskim rynku surowców energetycznych" (dodajmy jednak gwoli ścisłości, że to rząd PO-PSL rozpoczął budowę gazoportu, a nie rząd PiS, argument Raka wydaje się więc nietrafiony).

Rak twierdzi, że Komisja Europejska stała się narzędziem w rękach Berlina, który jest za słaby, by uderzyć otwarcie. Dlatego prowadzi politykę nie jawnie hegemoniczną, ale kryje się za brukselskimi instytucjami.

"A zatem to, czego nie może Angela Merkel, zrobi za nią Frans Timmermans. Taktyka tego ostatniego nie wydaje się zbyt wyrafinowana. Chodzi mu o to, aby konflikt pomiędzy Brukselą i Warszawą tlił się cały czas. Dlatego ciągle kluczy, raz stawia ultimatum, potem je łagodzi i tak w koło Macieju. Ma to na celu skompromitowanie rządu PiS w oczach wyborców, zmęczenie ich nierozwiązywalnym konfliktem i w ten sposób otwarcie drogi do władzy tym partiom opozycyjnym, które w swojej polityce uwzględniać będą interesy mocarstw. Plan minimum polega więc na tym, aby za trzy i pół roku w Polsce rządziły „siły odpowiedzialne”, czyli takie, które wiedzą, że nie należy podskakiwać silniejszemu. Oczywiście Komisja natychmiast zawiesi swoje działania, gdy polski rząd wywiesi „białą flagę”. Wtedy bowiem skompromituje się w dwójnasób, bo wobec swojego twardego elektoratu, który nie daruje tego, że rząd przez pół roku prowadził spór, po to by się poddać" - twierdzi Rak.

Wobec tego, pisze autor, wybór polskiego rządu może być tylko jeden: iść na konfrontację i tę konfrontację wygrać. "Nie ma innego wyjścia" - twierdzi autor.

hk/onet.pl