Zaczęło się odliczanie do bliskiego końca prezydenta Donalda Trumpa. Im szybciej tym lepiej dla Ameryki, świata i dla Polski. Książka „Ogień i gniew” Michaela Wolffa pokazuje bez wątpliwości, że w Białym Domu zasiadł zahamowany w rozwoju bufon, który wcale nie chciał zostać najpotężniejszym człowiekiem globu. Nawet obiecał żonie, że nie wygra wyborów. Dlatego Melania była wyraźnie zła na męża podczas inauguracji, a wcześniej rozpłakała się na wiadomość o zwycięstwie. On sam wyglądał jak oszust przerażony, że mu za dobrze wyszedł szwindel.

  Ten strach w oczach, kiedy przy kamerach telewizji szedł korytarzami Kapitolu na ceremonię zaprzysiężenia biorąc odpowiedzialność za świat. Nie tak miało być, nie tak! Według planu miał przegrać wybory o kilka procent. Poczym jako ofiara Oszukańczej Hillary założyć stację telewizyjną. Widzami miały stać się z miejsca dziesiątki milionów konserwatywnych a rozczarowanych porażką wyborców głosujących na Trumpa. On z rodziną miał wejść do kręgu globalnych celebrytów. Ładna kariera dla dość szemranych hotelarzy. A tu nic z tego, bo uwierzyło mu za wielu ludzi.

  Książkę dostępną natychmiast na Amazon.com w formacie Kindle powinni przeczytać polscy politycy obozu rządowego. Oparli na Trumpie kalkulacje sojuszu z Ameryką przy rozluźnieniu więzi z Unią Europejską. Jednak nie wszystko stracone. Po upadku Trumpa nadal będzie obowiązywać przyjęta ostatnio doktryna bezpieczeństwa, według której głównym zagrożeniem dla Ameryki jest Rosja. Prezydentem zostanie zdrowy na umyśle wiceprezydent Mike Pence. Jest on prawdziwym konserwatystą w przeciwieństwie do Trumpa bez trwałych poglądów a natomiast byłego demokraty.

  Książka wyszła w 5 stycznia, wydawca przyspieszył publikację kilka dni, żeby ubiec próbę wstrzymania przez Biały Dom. Rewelacje już wylały się szeroko. Media podały szokujące informacje o niekompetencji Trumpa i pogardzie, jaką mają dla niego najbliżsi doradcy. Takiego chaosu w administracji nikt wcześniej nie widział. Szefem personelu Białego Domu, a to funkcja zbliżona do premiera w rządach europejskich, jest generał komandosów morskich John F. Kelly. Prezydent ogłosił nominację bez pytania generała o zgodę. Kelly przyjął funkcję z obowiązku patriotycznego. Jak wielu nominatów uważa, że nie tyle służy prezydentowi, ile go pilnuje. W godzinie ciężkiego kryzysu ktoś dorosły musi pilnować dostępu do guzika nuklearnego.

  Prezydent Ameryki balansuje na krawędzi wojny jądrowej z Koreą Północną. Odrzucił dyplomację i powstrzymywanie na rzecz środków wojskowych. Nie pogodzi się z tym, że Korea Pn. może zaatakować każde miasto amerykańskie. Jeśli będzie miał wybór między przyzwoleniem na zniszczenie Waszyngtonu albo Seulu przez północno-koreański atak,  jasne, że poświęci Seul. Tak postąpi każdy amerykański prezydent. Jednak niedojrzały, niepewny siebie, próżny Trump jest podatny na nieprzemyślane odruchy gniewu.

  Niech przykład Korei będzie przestrogą dla Polski. Sojusz Korei Południowej z USA jest „egzotyczny” jak sojusz polsko-amerykański. Sprawdził się kilkadziesiąt lat, gdy nie było realnej groźby wojny z Północą. Dziś sytuacja jest na ostrzu noża. Jeśli prezydent Trump wyda rozkaz zniszczenia arsenału nuklearnego Północy by chronić terytorium Ameryki, tym samym zgodzi się na zniszczenie Seulu przez atak odwetowy Północy. A jak postąpi mając do wyboru ochronę Waszyngtonu lub przyzwolenie na zniszczenie Warszawy?

  Prawica w Polsce jest zaślepiona Trumpem. Książkę Wolffa uzna za wrogą propagandę liberałów. Ale autor zbierał materiał ponad rok. Miał dostęp do najważniejszych postaci administracji. Nie sądzę, by zmyślał. Dlaczego? Bo „takiego gówna nikt nie wymyśli”, jak wyraził się o poczynaniach swego pryncypała były rzecznik prasowy Białego Domu.

Krzysztof Kłopotowski

Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich

sdp.pl