"Czarny protest" w obronie prawa do aborcji poparło liczne grono celebrytów polskich. Wśród nich- swoją drogą, wybitna- aktorka Krystyna Janda. Artystka jednak w ostatnim czasie bardziej niż ze świetnych ról jak dawniej bywało, słynie z infantylnych wpisów na portalach społecznościowych.

Aktorka zaczęła ubolewać nad faktem, że wśród polskich kobiet "nie ma za grosz solidarności". Krystyna Janda umieściła wpis przy podlinkowanym artykule z portalu Gazeta.pl o proteście islandzkich kobiet sprzed 40 lat. 

Nie wiadomo, o co chodziło z solidarnością. Czy o kobiety, które nie chcą walczyć o prawo do aborcji, ponieważ cenią każde  życie i reprezentujące je w Sejmie posłanki? Wszystkie kobiety w Polsce powinny rzucić pracę i obowiązki domowe, by walczyć o prawo do aborcji? 

W każdym razie, nie ma to jak "w obronie polskich kobiet" krytykować kobiety. Może to brak dotacji spowodował tę wściekłość.

Pani Krystyno, świetną jest Pani aktorką, ale znacznie gorszą komentatorką spraw politycznych. Wychodzi dość... infantylnie. Wszyscy skorzystaliby na tym, gdyby wróciła Pani jednak do tego, co wychodzi Pani najlepiej.

Najbardziej przykre są jednak komentarze. Komentują w większości kobiety, które... Potwierdzają, że nie ma solidarności wśród polskich kobiet, że jedna by drugiej wbiła nóż w plecy, że "Kościół wtrąca się do polityki", że wstyd im za posłanki, które głosowały za życiem, że wraca  średniowiecze... 

Autorce tekstu, która również jest kobietą, wstyd jest za kobiety i mężczyzn rozpowszechniających kłamstwa, jakim jest projekt "Ratujmy Kobiety". Autorka tekstu nie chce być "ratowana" przez Panie Nowacką i Szczukę, autorka tekstu prosi Panią Jandę, Panią Nowacką,  Panią Szczukę i pozostałe, które głoszą szumnie, że "bronią godności kobiet", by nie wypowiadały się w jej imieniu. 

Ajk/Fronda.pl