Portal Fronda.pl: Jedną z broni, po które najchętniej sięga w tej kampanii Bronisław Komorowski, jest przedstawianie Andrzeja Dudy jako zwolennika konfliktu z Unią Europejską i resztą naszych partnerów na świecie. Czy rzeczywiście za rządów Lecha Kaczyńskiego i PiS Polska była skłócona z sojusznikami?

Grzegorz Kostrzewa-Zorbas*: Nie, Polska nie była skłócona z całą Europą i światem. Ten zarzut jest niesłuszny, a podpierany jest zazwyczaj tylko opiniami zachodnich mediów. Rzeczywistość była inna. Było naprawdę wiele współpracy, zwłaszcza ze Stanami Zjednoczonymi i administracją G. W. Busha. Podpisano przecież umowę o budowie w Polsce bazy antyrakietowej - to było duże osiągnięcie, choć, oczywiście, niewolne także d pewnych wad. Dużym sukcesem było też wynegocjonowaniebardzo wysokich funduszy Unii Europejskiej dla Polski na początku prezydentury Lecha Kaczyńskiego i w czasach mniejszościowego jeszcze rządu PiS, pod koniec 2005 roku. Już wtedy zapadły podstawowe decyzje co do wysokości siedmioletniego budżetu unijnego i jego podziału w latach 2007 – 2014. Rzecz ta zwykle jest rozstrzygana z ponad rocznym wyprzedzeniem. Fundusze tamte były naprawdę bardzo wysokie. Te przyznane na nową siedmiolatkę, lata 2014 – 2020, są realnie niższe, gdy przeliczyć je według wartości pieniądza. Oczywiście, także w funduszach z lat 2007 - 20014 znalazły się pewne mankamenty, na przykład przeznaczono za mało pieniędzy na modernizację Polski, w tym na rozwój innowacyjności. Jest to jednak wspólna wada funduszy przyznanych na poprzednią i obecną siedmiolatkę, co przyczynia się do pozycji naszego kraju w dziedzinie innowacyjności niemal na samym dnie Unii Europejskiej. Tu od wielu lat nie ma żadnej poprawy.

Andrzej Duda i popierające go środowisko polityczne wytykają Komorowskiemu i rządowi, że prowadzą zbyt mało aktywną politykę zagraniczną. Podczas wczorajszej debaty Duda zwracał uwagę przede wszystkim na sprawę stałych baz NATO w Polsce.

Zarzut ten powinien dotyczyć raczej nie aktywności, a skuteczności. Zabiegi mają miejsce, co jest częścią oficjalnej pozycji Polski wewnątrz NATO i w stosunkach dwustronnych ze Stanami Zjednoczonymi. Postulat dotyczący stałych baz był zgłaszany na ostatnim szczycie Sojuszu w Wielkiej Brytanii w 2014 roku. Jak dotąd nie doprowadziło to jednak do żadnego rezultatu. Dużych stałych baz nie utworzono i wciąż funkcjonuje rozwiązanie połowiczne. Obecność sił NATO w Polsce nazywana jest obecnością rotacyjną ciągłą. Skala tej obecności jest mała, osiągnięto zatem jedynie kompromis. Co do tego jednak, że bazy NATO są w Polsce potrzebne, nie widzę różnic między PiS a Platformą ani innymi dużymi siłami politycznymi w kraju. To raczej skrajne i małe ugrupowania, pragnące się za wszelką cenę wyróżnić, głoszą na przykład, że Polska powinna się w ogóle rozbroić, bo wtedy zniknie wobec niej zagrożenie. Podobne absurdy kwitną na obrzeżach sceny politycznej, ale nie na jej głównym polu.

Andrzej Duda wskazywał Bronisławowi Komorowskiemu, że całkowitą porażką okazały się organizowane przezeń obchody zakończenia II wojny światowej, z czym Komorowski, naturalnie, się nie zgadzał. Jak pan ocenia te obchody?

W tym roku na skutek wojny Rosji z Ukrainą i jej konfliktu z Zachodem nie było czegoś, co można byłoby nazwać centralnymi i międzynarodowymi obchodami zakończenia II wojny światowej. Tradycyjna uroczystość w Moskwie nie udała się prezydentowi Putinowi ze względu na szeroki bojkot. Był to bojkot częściowo zupełny, a częściowo tyczący jedynie najbardziej pokazowego elementu, wojskowej parady. Przykładowo kanclerz Angela Merkel poleciała do Moskwy, ale dopiero po tej paradzie. Nie było zarazem międzynarodowej zgody na to, by urządzić gdzie indziej obchody podobnej rangi jak te, które zwykle odbywały się w Moskwie. W tym sensie stworzenie takiej alternatywy dla moskiewskich uroczystości Polsce nie wyszło, tak samo, jak nie wyszło nigdzie indziej w Europie.

Opozycja uważa obchody organizowane przez Bronisława Komorowskiego za jeden z dowód na bardzo poślednią pozycję Polski na arenie międzynarodowej. Słusznie?

Nie wolno sprowadzać polityki międzynarodowej do wizyt, bankietów, parad i seminariów. To wielkie nieporozumienie. Istotne jest na przykład czy Polska ma wiarygodne sojusze, czy ma dostęp do nowoczesnej broni, czy otrzymuje wielkie fundusze na rozwój, czy jest zdolna rozwijać dobrą współpracę z państwami, z którymi nie ma formalnych sojuszy, jak z Ukrainą. Warstwa parad, seminariów i podobnych wydarzeń to piana, która zakrywa często właściwy nurt. Na omawianie piany szkoda czasu. 

*Grzegorz Kostrzewa-Zorbas, politolog, publicysta tygodnika "wSieci" i portalu "wPolityce.pl"