Portal Fronda.pl: Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki, który w czasie obrad synodu biskupów mocno optował za odrzuceniem propozycji mogących podważyć wartość katolickiej rodziny, chciałby, aby rozwodnicy w nowych związkach czy osoby ze skłonnościami homoseksualnymi byli objęci szczególną troską Kościoła w ramach specjalnych duszpasterstw. W niektórych polskich parafiach one już funkcjonują. Jakie są zadania tych duszpasterstw?

Ks. Jacek Konieczny: Kościół ma być takim domem, otwartym dla wszystkich. Dlatego stara się pochylić nad sytuacją takich właśnie osób, okazać im wsparcie. Prawda jest jednak taka, że Kościół nie może zmienić swojej doktryny. W ramach duszpasterstwa dla osób w związkach niesakramentalnych czy dla osób ze skłonnościami homoseksualnymi nie będziemy ogłaszali, że grzech przestaje być grzechem. Będziemy natomiast wpierali ludzi, którzy znaleźli się w trudnej, a często także grzesznej sytuacji, prowadząc ich do nawrócenia. Dziś szczególnie media lansują taką dziwną tezę, że gdy człowiek w jakiejś słabości prosi o pomoc, znaczy to, że prosi, aby zmieniono naukę Kościoła. Kościół okazuje swoje miłosierdzie przez to, że stara się być blisko, zaś człowiek w chwili słabości, tym bardziej potrzebuje drogowskazów. Musimy być jednak wrażliwi także na to, aby to otwieranie się, nie ograniczało się tylko na jedną kategorię słabości. Bo często bywa tak, że duszpasterze zajmują się np. tylko związkami niesakramentalnymi. Nie brakuje zaś osób, które po odejściu współmałżonka trwają w wierności przysiędze małżeńskiej i z rozgoryczeniem skarżą się z na brak wsparcia ze strony duszpasterzy. Kościół musi widzieć tych wszystkich poranionych ludzi, wszystkich, którzy proszą o pomoc.

Na jakie wsparcie mogą liczyć osoby żyjące w związkach niesakramentalnych z Archidiecezji Krakowskiej? 

Jeden z naszych kapłanów, nominowany do tego zadania przez ks. kardynała, prowadzi regularne spotkania z udziałem takich osób. Funkcjonują one na zasadzie grupy wsparcia, ale mają też charakter formacyjny - organizowane są rekolekcje, dni skupienia, etc. Nie może być bowiem tak, że ta pomoc duszpasterska będzie się sprowadzała się do takiego „zalewania ran oliwą”. Ludzie, którzy należą do Kościoła, muszą żyć jego normalnym życiem. W „Familiaris Consortio” Jan Paweł II pokazał drogi, jakimi należy podążać do nawrócenia. Sam staram się uczestniczyć przynajmniej w części takich spotkań. Wielokrotnie, na zakończenie rekolekcji czy dni skupienia, ich uczestnicy dają świadectwo tego, jaką rolę odgrywa dla nich ta formacja. Niektórzy potrafią przejechać 100 km po to, żeby być na wspólnej Mszy św., czy na nabożeństwie. Potrzeba wspólnoty jest dla nich bardzo ważna, ale tymi kilometrami oni „głosują” przede wszystkim za Panem Bogiem. Dają świadectwo miłości do Kościoła i wytrwałości w oczekiwaniu na Eucharystię. Pokazują, że dla nich Kościół, Eucharystia, to nie są puste słowa. W pewnych okolicznościach, ci ludzie mogą także uzyskać prawo przystępować do Komunii Świętej, co oczywiście zawsze związane jest z podjęciem drogi nawrócenia.

Ta koncepcja nie podoba się tym, którzy miłosierdzie Kościoła widzieliby w zmianie doktryny, tak, aby dopuścić rozwodników do Komunii Świętej bez konieczności nawrócenia się... 

Myślę, że problem polega dziś na tym, że ludzie, zwłaszcza media - boją się mówić o grzechu, o potrzebie nawrócenia. Tymczasem człowiekowi w jego trudnej sytuacji, potrzebne jest przede wszystkim nawrócenie. Taki człowiek musi się spotkać sam na sam z Panem Bogiem i przyjąć w pełni jego naukę zawartą w Kościele. Nie może być tak, że wybieramy sobie z nauki Kościoła te elementy, które nam odpowiadają i na tej podstawie wyrabiamy swój światopogląd. Ojcowie Kościoła użyli takiego bardzo trafnego sformułowania nt tego, jakie konsekwencje ma wybiórcze traktowanie zasad Ewangelii: „Ewangelia jest jak dom -jeśli się wyjmie jakiś element, który nam nie odpowiada, cała konstrukcja upadnie”. Dziś Kościół lęka się właśnie o to, że któraś z głoszonych przez niego prawd zostanie zrelatywizowana.

W ten sam sposób Kościół postrzega sytuację osób ze skłonnościami homoseksualnymi. Im także Kościół pragnie okazać miłosierdzie. Inaczej wprawdzie, niż oczekiwaliby tego zwolennicy legalizacji związków partnerskich.

Tym ludziom bez wątpienia potrzebna jest pomoc duszpasterska i psychologiczna. Z myślą o nich powinny powstawać specjalistyczne ośrodki świadczące tego rodzaju wsparcie. Kościół musi poświęcać swoje siły na to, aby pomagać ludziom, którzy tego potrzebują i którzy o to proszą. Natomiast początkiem wszystkich struktur w Kościele jest wołanie o pomoc i szczere nawrócenie. Inaczej, wszystkie te działania mają wyłącznie poklask medialny i nie będą służyły człowiekowi jako pomoc w jego drodze do zbawienia. Nie można liczyć na to, że Kościół ogłosi, że homoseksualizm jest zgodny z naturą człowieka, bo wtedy byśmy zdradzili prawdę o człowieku, która objawił Chrystus. Kościół musi okazywać takim ludziom życzliwość i chęć pomocy, ale chciałbym tu zaakceptować, że to wołanie o pomoc – czy to w przypadku homoseksualistów, czy to osób żyjących w niesakramentalnych związkach, czy uwikłanych w różne grzeszne nałogi, etc. - winno być adresowane nie tylko do ludzi Kościoła, ale to musi być wołanie o pomoc do Pana Boga.

Rozmawiała Emilia Drożdż