W jakim stanie jest Rosja? Kwitnie, znajduje się w stagnacji, czy wręcz upada? Nie ma, co do tego zgody na świecie. Są tacy badacze, nawet bardzo znani i prominentni, jak np. Joseph Neye Jr. z Harvardu, autor i badacz kategorii soft i smart power, którzy uważają, że w XXI wieku nasz wschodni sąsiad znajduje się w zmierzchowym stadium swej potęgi, a może wręcz upada. Inni, wśród których znajdują się autorzy amerykańskiej strategii bezpieczeństwa narodowego wręcz odwrotnie, są zdania, że Rosja jest światową potęgą nr 2, która rzuca właśnie wyzwanie pozycji Stanów Zjednoczonych i w związku z tym Waszyngton winien odpowiednio zmodyfikować swoją politykę. Wreszcie nie brak i takich, jak Andrew Kuchins z Georgtown University, którzy uważają, że obydwa te poglądy są uprawnione, bo Rosja w niektórych obszarach się wzmacnia i jest silniejsza a w innych, odwrotnie, słabnie.

Cały ten pojęciowy bałagan postanowili uporządkować dwaj badacze, Simon Saradzhyan i Nabi Abdullaevz, jeden z Harwardu, drugi z Moskwy, którzy wzięli pod uwagę wszystkie zbudowane do tej pory w świecie nauki systemy mierzenia narodowej potęgi i porównali, jak na tle Zachodu wygląda Rosja Putina, (czyli od 1999 roku). (Simon Saradzhyan i Nabi Abdullaev, Measuring National Power: Is Vladimir Putin’s Russia in Decline? Russia Matters Project May 2018.)

Zobaczmy. W najprostszym ujęciu, kiedy bierze się pod uwagę udział krajowego PKB, mierzonego siłą nabywczą, w relacji do świata, Rosja wzrastała w latach, 1999 – 2016 (bo taki okres obejmują badania) szybciej niźli Zachód. Udział Rosji w światowym PKB wzrósł w tym czasie o około 3 %, podczas gdy w przypadku wszystkich jej zachodnich rywali spadł, i to zjawisko można mierzyć dwucyfrowymi wskaźnikami. Bardziej skomplikowany model, którym mierzyć „potęgę państwa” taki, który bierze pod uwagę tzw. „masę krytyczną” każdego kraju, czyli ludność, obszar, PKB, siłę wojskową pokazuje, że gdybyśmy za 100 przyjęli rok 1999, to Rosja osiąga dziś wskaźnik 115, a Stany Zjednoczone 87. Z zachodnimi sojusznikami Waszyngtonu jest jeszcze gorzej (Wielka Brytania - 73, Francja 69 a Niemcy 67). W trzecim przypadku, kiedy posługiwać się modelem Tradycyjnych Możliwości Narodowych (RGITNC), biorącym pod uwagę liczbę ludności, konsumpcję energii, wydatki wojskowe, wartość dodaną przemysłu, to wówczas okazuje się, że tak mierzona rosyjska potęga narodowa zmniejszyła się o 0,98 % w ciągu tych lat. Ale na tle zachodnich rywali, ten wynik wygląda rewelacyjnie – Niemcy – spadek o 29,6 %, identycznie Wielka Brytania, Francja 26,85 %, a Stany Zjednoczone „tylko” 18,47%.

Czwarty, najbardziej skomplikowany model Eksperymantalnego Indeksu Potęgi Narodowej (EINP) stworzony przez amerykańskich analityków służb specjalnych, w którym mierzy się zasoby każdego kraje, siłę jego gospodarki, armii, zaawansowanie technologiczne i naukowe, ale również umiejętność efektywnego posługiwania się tymi zasobami, pokazuje, że między rokiem 1999 a 2016 siła Rosji wzrosła o 18 %. Gdyby ten sam model aplikować do Zachodu, to obraz jest zgoła inny – USA spadek, o 16 %, ale Europa Zachodnia to już zupełny dramat – Włochy spadek o 57 %, Niemcy o 38 % Wielka Brytania o 31 % i Francja o 25 %.

Do tej pory, zwykło się przyjmować, że przekonanie żywione przez większość Rosjan o tym, że ich kraj za czasów Putina „wstaje z kolan” to wynik zaczadzenia kremlowską propagandą. Ale przywoływane wyżej analizy każą spojrzeć na całą sprawę z innej perspektywy. Rosja może nie zadziwia tempem wzrostu i rozwoju, ale biorąc pod uwagę te lata udało jej się utrzymać swą pozycję, a kolektywny Zachód w ekspresowym tempie słabnie. A, zapomniałem dodać, że we wszystkich tych klasyfikacjach jest kraj, który zdecydowanie lideruje, który przegonił pozostałe w każdej z nich o kilkadziesiąt procent. To oczywiście Chiny.

Nawiasem mówiąc Rosjanie, mam na myśli przedstawicieli rosyjskiej elity, są tym wzrostem chińskiej potęgi i zafascynowani i przerażeni jednocześnie. Zafascynowani z tego powodu, że z zazdrością patrzą na drogę, którą przeszedł Pekin, bo mimo stłumienia siłą demokratycznych protestów na Placu Niebiańskiego Spokoju udało chińskim władzom za życia jednego pokolenia coś, co wydaje się niemożliwe – utrzymanie władzy monopartii, znakomite rozszerzenie kooperacji ekonomicznej z państwami Zachodu oraz odbudowa znaczenia w świecie chińskiej gospodarki (mam na myśli kategorię historycznego długiego trwania, bo na początku XIX wieku gospodarka Państwa Środka, jak się szacuje była największa na świecie). Przerażenie jest wynikiem postrzegania narastającej dysproporcji między chińską potęgą o rosyjską stagnacją.

Na podstawie obserwacji i analizy tego, co stało się w ciągu ostatnich 30-lat, jak zmienił się układ sił na świecie, jak zmniejszyły się dysproporcje między liderami a goniącymi rosyjscy analitycy zastanawiają się, co stanie się około roku 2050? Gdzie będą zlokalizowane światowe centra siły, kto będzie decydował o przyszłości świata i jakie miejsce w nowym systemie zajmie Rosja? Zasadniczą zasługą epoki Putina, ich zdaniem, jest to, że udało się zahamować ekspresową degradację czasów Jelcyna. Może Rosja nie rozwija się tak jak najbardziej dynamiczne gospodarki świata, ale też jej znaczenie nie kurczy się tak szybko jak dominującego przez cały okres zimnej wojny kolektywnego Zachodu.

Tego rodzaju analizy obarczone są wszakże kilkoma dość zasadniczymi błędami, będącymi wynikiem przyjętych założeń. Modelowanie w dłuższej perspektywie opiera się na odnalezieniu zasadniczych trendów rozwojowych widocznych współcześnie i próbie mierzenia ich efektów za kilkadziesiąt lat. Nie musi to prowadzić do rezultatów budzących zaufanie. By się o tym przekonać wystarczy wziąć do ręki powstałe na początku lat 70-tych raporty tzw. Klubu Rzymskiego wieszczącego światowy kryzys w rezultacie wyczerpywania się zasobów energetycznych i przesunięcie centrum światowej siły gospodarczej na Bliski Wschód. W gruncie rzeczy podobnie chybionymi były wcześniejsze o dekadę projekcje zakładające konwergencję systemów gospodarczych komunistycznej Rosji i kapitalistycznego Zachodu. Zwróćmy uwagę jak na perspektywy rozwoju, ba, wręcz przetrwania Unii Europejskiej, wpływa obecny kryzys emigracyjny, o którym jeszcze 10 lat temu nikt nie myślał. Albo rewolucja technologiczna związana z upowszechnieniem internetu.

Mimo tego, że budowanie prognoz na najbliższe kilkadziesiąt lat to nie jest łatwy kawałek chleba, Rosjanie niestrudzenie, to robią. Grupa ekspertów skupiona wokół kształcącego rosyjskie elity moskiewskiego uniwersytetu MGiMO, a precyzyjnie rzecz ujmując, pracująca w Centrum Badań Wojenno – Politycznych, pokusiła się o przeanalizowanie kilkunastu możliwych scenariuszy rozwoju sytuacji na świecie do roku 2050. W efekcie ich pracy powstała bardzo obszerna publikacja (ponad 700 stron), w której przeanalizowali kilkanaście możliwych scenariuszy rozwoju wydarzeń oraz wybrali jeden, ich zdaniem najbardziej prawdopodobny. (МИР В XXI ВЕКЕ: ПРОГНОЗ РАЗВИТИЯ МЕЖДУНАРОДНОЙ ОБСТАНОВКИ ПО СТРАНАМ И РЕГИОНАМ, Москва 2018, http://viperson.ru/uploads/attachment/file/950798/PodberezkinAI_i_dr_Mir_v_XXI_veke_A5_1_.pdf) W największym skrócie rzecz ujmując jest to scenariusz starcia kolektywnego Zachodu i rzucającego mu wyzwanie, najpierw w planie ekonomicznym, a później również politycznym i militarnym świata Azji, w który największą rolę będą odgrywały Chiny, ale im bliżej roku 2050 tym szybciej Pekin gonić będzie Delhi. Rosja jest zainteresowania takim kierunkiem rozwoju wydarzeń, bo powstanie na świecie wielu centrów siły poprawia pozycję Moskwy. Rosyjscy naukowcy uważają wszakże, że Zachód nie odda łatwo swojej kontroli nad ładem instytucjonalnym, którym rządzi się światowa gospodarka. I w najbliższych latach podejmie, ich zdaniem, dwie próby przeciwdziałania rysującym się zagrożeniom. Z jednej strony rozpocznie politykę reindustrializacji, której głównym narzędziem będą wojny handlowe i nasilający się protekcjonizm, z drugiej zaś spróbuje tak przekształcić porządek instytucjonalny, aby nie tracąc nad nim kontroli, uwzględnić nieco aspiracje wschodzących państw. Sprzyjać temu będzie kontrola nad światowym systemem finansowym (kredyty) oraz dominacja w świecie nauki (wiedza, jako zasadniczy driver wzrostu gospodarczego). Gdyby rywalizację sprowadzać do ostatniego argumentu, często przesądzającego czyja racja zwycięży – siły, to zdaniem rosyjskich ekspertów przewagi Zachodu będą maleć. Po pierwsze ich zdaniem, i to jest być może najsłabszy punkt prognozy, do 2050 nie nastąpi przełom w uzbrojeniu, a przynajmniej nie w takim stopniu i skali, aby równoważyć inne czynniki. Te inne czynniki, to przede wszystkim potencjał gospodarczy i ludnościowy. W obydwu przypadkach Zachód w relacji do państw aspirujących do odgrywania większej roli na świecie słabnie. Pierwszym krokiem Zachodu będzie w takiej sytuacji wezwanie do zwarcia szeregów, zacieśnienia związków sojuszniczych, skupienia się wokół lidera, czyli Stanów Zjednoczonych. Następnie podjęta zostanie próba destabilizacji bezpośredniego otoczenia państw, których potencjał rośnie i które chcą rzucić wyzwanie obecnym liderom. Ten czynnik wzmocniony zostanie położeniem jeszcze silniejszego niźli obecnie nacisku na to, co można określić „dominowaniem kulturowym”, narzucaniem wzorów i standardów. Oczywiście, cele te można realizować za pośrednictwem presji ekonomicznej i kulturowej, ale można również uciekać się do „gołej siły”. Zdaniem rosyjskich analityków ten drugi scenariusz jest znacznie bardziej prawdopodobny. Generalnie w najbliższych latach będzie wzrastało znaczenie siły, a w relacji Rosja – Zachód, będzie to czynnik dominujący. Rosja stanie się zasadniczym celem ataku Zachodu, bo w rysującym się tandemie z Azją jest ogniwem słabszym. I jego pokonanie, zdobycie, znakomicie poprawiłoby pozycję kolektywnego Zachodu. Jednym słowem konflikt jest nieuchronny, jedyną niewiadomą jest tylko skala tego konfliktu. Póki, co niewiele wskazuje na to, że będzie to starcie przy użyciu potencjałów nuklearnych. Jaki jest, zdaniem ekspertów z prestiżowego moskiewskiego uniwersytetu cel Zachodu? Ni mniej ni więcej, tylko likwidacja Rosji. Przy czym nie chodzi ich zdaniem o zniszczenie fizyczne, a o uzyskanie pełnej kontroli nad polityczną elitą Rosji. Prognozują, że kluczowymi latami, kiedy to obecna konfrontacja polityczna może przybrać wymiar starcia militarnego, będą lata 2023 – 2025. Nietrudno dostrzec, że w 2024 roku kończy się obecna kadencja Putina i najwyraźniej rosyjscy analitycy obawiają się walk w rosyjskiej elicie o schedę po Władimirze Władimirowiczu.

Jednym słowem, ich zdaniem, konfrontacja jest nieuchronna. W planie najbardziej pesymistycznym dla Moskwy może ona prowadzić do próby demontażu rosyjskiej państwowości. Wydaje się, że pogląd ekspertów pracujących nad omawianym raportem nie jest bynajmniej w Rosji odosobniony. Tak zdają się myśleć rosyjskie elity z najważniejszym ich politykiem, czyli Putinem. Ostatnimi czasy kilkakrotnie mówił publicznie o takiej ewentualności i kilkakrotnie apelował do świata, aby ten wreszcie „zaczął słuchać Rosji”. Nadmieniał też, że jeżeli na szali postawione zostanie istnienie państwowości rosyjskiej, to on się nie zawaha i naciśnie czerwony guzik.

Wszystko to, nie oznacza, że rosyjskie elity dążą do wojny. Raczej myślą o wojnie, prowadzą politykę, zarówno gospodarczą, jak i międzynarodową, aby być do wojny przygotowanym i godzą się z myślą, że w ostatecznym rachunku przesądzić może goła siła. Przyjmując taką perspektywę uprawia się jednak inną politykę, niźli tylko maksymalizowania wzrostu gospodarczego i liberalnego „róbta co chceta”. Opisywane na wstępie wyniki analiz wskazują, że jest to polityka w dłuższej perspektywie skuteczna. Wszyscy w obliczu wzrostu potęgi Chin słabną, ale chodzi o to, by Rosja słabła wolniej niźli kolektywny Zachód, by naród był w większym stopniu, skupiony wokół swego przywództwa i by być przygotowanym na „godzinę W”.

Marek Budzisz

dam/salon24.pl