ZUS jest bankrutem. Dzisiaj dosyć oklepane słowa nie stanowią wyłącznie credo środowisk konserwatywno-liberalnych skupionych wokół Janusza Korwin-Mikkego czy tygodnika "Najwyższy CZAS!", ale "oczywistą oczywistość" dla każdego pracującego Kowalskiego. Potrzeby Zakładu są olbrzymie i wiadomo, że 2,3 bln (to nie literówka - biliona!) złotych, ZUS nie dodrukuje, muszą skądś wziąć pieniądze.

 

Na domiar złego, młodzi Polacy nie garną się do zakładania rodziny. Ożenek i posiadanie potomstwa nie są dzisiaj wcale oczywistością, ale czymś na kształt rarytasu. Dlaczego? Bo sprawy obyczajowe, to jedno (w końcu tzw. wolne związki istniały od zawsze), ale perspektywa bycia bezrobotną parą z dziećmi na utrzymaniu odstrasza młodych. Równiez praca, która - jak proroczo rymował Peja - "w dzisiejszych czasach stanowi przywilej" wcale nie jest gwarantem prowadzenia godnego życia. Głodowe pensje i niepewny byt, związany z taką, a nie inną formą zatrudnienia, sprawia, że coś tak naturalnego jak rodzenie i wychowywanie potomstwa wydaje się "mission impossible".

 

Jednak nawet w patowej sytuacji decydenci różnego szczebla, starają się znaleźć rozwiązania czysto kosmetyczne. Jakie? O tym powiedziała dziś wiceprezes ZUS Mirosława Boryczka. - Może więc warto zastanowić się, czy wysokość emerytury lub bieżące obciążenia z tytułu składek nie powinny być uzależnione w jakiś sposób od tego, czy wychowuję dzieci, czy też nie - mówi Boryczka w rozmowie z "Wyborczą". - Tak jak uznaliśmy za sprawiedliwe, że osoby o wyższych dochodach oddają większą ich część do wspólnej puli poprzez podatki, tak samo być może powinniśmy pomyśleć o rozwiązaniu, w którym osoby nieponoszące kosztów wychowania i utrzymania dzieci, w większym stopniu partycypują w finansowaniu systemu emerytalnego. Mogłoby to zatrzymać spadek dzietności - dodaje pani wiceprezes.

 

Zapewne wokół słów Mirosławy Boryczki rozgorzeje następna płomienna debata, która przykryje kolejne skandaliczne decyzje i potknięcia rządu. Przyjmijmy jednak, że pomysły pani wiceprezes mają szansę na realizację. Czy wprowadzenie pomysłu, wyjętego żywcem z PRL-u, rzeczywiście zmienią patową sytuację polskiego systemu emerytalnego?   Aby znaleźć odpowiedź na to pytanie, należy zastanowić się, czy wyższe podatki zmotywują danego Kowalskiego czy Nowaka do szybkiego znalezienia partnerki i spłodzenia z nią potomstwa, byle tylko uniknąć "bykowego"? Optymizm przedstawicieli ZUS jest godny pozazdroszczenia.

 

Zamiast szukania realnych rozwiązań, które umożliwiłyby jednostkom swobodny rozwój, wykorzystywanie własnych talentów i przedsiębiorczości, znowu częstuje się nas wabikiem represyjnej polityki podatkowej dla przebrzydłych nieproduktywnych starych kawalerów. Nie mówi sie o obniżce podatków i zniesieniu biurokratycznych ograniczeń, które duszą gospodarkę, ale poszukuje kolejnej pętli. Tyle, że na inne gardła.

 

Tymczasem lewiatan coraz bardziej rośnie, wysysając z obywateli ich energię i dochody... Niebawem pożre własny ogon.

 

Aleksander Majewski