I choć kolejne egzekucje mogą wydawać się błędem z punktu widzenia politycznego, to w istocie wcale nim nie są. Islamscy dżihadyści wykonują je nie ze ślepego okrucieństwa, ale z politycznej rachuby. Oni mają świadomość, że choć – na razie – ich decyzje rozwścieczają opinię publiczną i złoszczą rządy, to na dłuższą metę to się może zmienić. Szczególnie, gdy Zachód przyjmie komunikat, który się za tymi egzekucjami kryje.

A ten jest niezmiernie prosty. Islamiści chcą nam powiedzieć – za pomocą mediów społecznościowych czy You Tuba (w czym są bardzo nowocześni), że nasze zasady nie są ich zasadami, że odrzucają zachodnią (a w istocie każdą) moralność w imię świętej wojny z Zachodem, że życie ludzkie nie jest dla nich wartością fundamentalną. Ten przekaz połączony z faktem, że egzekucji (przynajmniej pierwszej) dokonał obywatel Wielkiej Brytanii, zawiera także inną istotną informację, a mianowicie, że na Iraku i Lewancie się nie skończy, że dżihad wkroczy także do Europy...

Jedyną możliwością, aby zachować życie, jest więc poddanie się, odstąpienie od walki. Tak zachowali się przed kilkoma laty Hiszpanie, których islamskie zamachy skłoniły do wycofania się z wojny. I wiele wskazuje na to, że dżihadyści liczą na to, że jeśli uda im się odpowiednio zastraszyć Zachód (a tak osobiste i spersononalizowane materiały jak te z egzekucji są doskonałe do zastraszania), to spanikowani Europejczycy nie tylko wycofają się z Bliskiego Wschodu, ale też zaczną ustępować – jeszcze szybciej i bardziej – muzułmanom we własnych krajach... I tak kalifat będzie się przybliżał... Może nie w perspektywie lat, ale dziesięcioleci. Szczególnie, że Europejczycy robią wszystko, by demograficznie przegrać z muzułmanami.

Tomasz P. Terlikowski