Kryzys imigracyjny w Europie środkowej nasila się w rocznicę wybuchu II wojny światowej. Coś lub raczej Ktoś - podsuwa nam pod nos ostrzeżenie. II wojny światowej można było uniknąć, jak można jeszcze dziś uniknąć upadku Europy. Gdyby tylko zaatakowano Niemcy zaraz po dojściu Hitlera do władzy ... I gdyby tylko dzisiaj podjąć stanowcze kroki...

 Historycy spierają się, czy Józef Piłsudski rzeczywiście szykował wojnę prewencyjną z III Rzeszą jesienią 1933 roku, czy jedynie beffował. Tak czy inaczej, we wstępnym sondażu sprzeciwiła się  zdemoralizowana Francja niezdolna do walki. Jak dzisiaj Zachód niezdolny jest powstrzymać siłą imigrantów u swych granic, żeby skierowali się do bogatych państw arabskich albo bezwzględną przemocą NATO zaprowadzić pokój na Bliskim Wschodzie.

 Widać dziś jak na dłoni, że wojna z III Rzeszą w 1933 roku była świetnym pomysłem. Owszem, polałaby się krew, zginęłoby tysiące żołnierzy i niewinnych cywilów, byłyby  straty materialne. A co w zamian? W zamian nie zginęłyby dziesiątki milionów ludzi, Europa środkowa nie zostałaby zmiażdżona, demokracje europejskie nie straciłyby przywódczej roli w świecie zaledwie dziesięć lat później. W roku 1943 Francuzi mogli sobie powtarzać do woli „gdybyśmy tylko wiedzieli ...” między jednym a drugim kieliszkiem szampana serwowanego Niemcom w rozkosznym Paryżu. A już tragikomiczne, że Niemcy również nie wiedzieli, że bardziej opłacałoby im się przegrać wojnę prewencyjną, niż dojść do Stalingradu.

 Czy tylko zabrakło wyobraźni przywódcom Zachodu? Wtedy i dziś jest to raczej rachuba cyklu wyborczego. Politycy myślą kadencyjnie,  w okresach na ogół czteroletnich. Zaś w geopolityce trzeba myśleć na znacznie dłuższą metę. To jak można byłoby wyjaśnić  masom potrzebę ataku na III Rzeszę wówczas niemal bezbronną, który spowodowałby straty także po stronie Francji?  A dziś uzasadnić wojnę z radykalnym islamem na skalę fizycznie i moralnie bolesną dla Europy? Dlatego Unia przyjmuje obecną falę setek tysięcy uchodźców. To zachęci następne już miliony.

 Historia powtarza się czasem jak farsa, czasem tragifarsa. A tym razem? Na razie oglądamy tragedię uchodźców. Mało komu z polityków zaświta myśl, że przerzucają oni na Europę swój problem. Zamiast uporządkować własne państwa kosztem ofiar i wytrwałej pracy organicznej, uciekają na Zachód na zasiłki dla biednych. Pierwsze pokolenie uchodźców jeszcze zachowuje wdzięczność dla  dobroczyńców. Pamięta, jak źle im było w starym kraju. W  drugim pokoleniu pojawia się pogarda i nienawiść dla Zachodu, bo wielu nie umie lub nie chce się zasymilować.   Wściekle kąsa rękę, która je karmi - a ta głaszcze niewdzięczników. To etap farsy, który opisał Walter Laqueur w książce  „The Last Days of Europe” (Ostatnie dni Europy).

Po farsie humanitarnej wróci czas tragedii. Kilkanaście tysięcy strategicznie rozmieszczonych dzihadystów  gotowych na samobójczą śmierć zdoła obalić cywilizację na naszym kontynencie, żeby przygotować grunt pod kalifat może za 10 lat, a może wcześniej. Do akcji wkroczą Stany Zjednoczone i pewnie Rosja. Dopiero wtedy politycy europejscy tudzież uchodźcy muzułmańscy będą powtarzać „gdybyśmy wiedzieli, jak to się potoczy”. A przecież wystarczyłoby dziś trochę wyobraźni Piłsudskiego, póki nie jest za późno.

Krzysztof Kłopotowski