O tym, że ojciec prof. Mieczysław Albert Krąpiec był zarejestrowany jak tajny współpracownik bezpieki wieści krążyły od dawna. Dominikanie, którzy są jedynym zakonem, który rozliczenie z przeszłością przeprowadził do końca, przyznawali to już dawno temu, a informacje o tym znalazły się także w biografii Jana Pawła II, jaką opublikował George Weigel. O informacjach jakie bezpieka pozyskiwała od TW Józefa informowali także historycy Kościoła i biografowie. Ale bomba, choć tykała wciąż nie wybuchała. Zdetonowała ją (choć i tak w ograniczonym zakresie) książka Dariusz Rosiaka „Wielka odmowa. Agent, filozof, antykomunista”, której autor zupełnie wprost informuje o zarejestrowaniu o. Mieczyszława Alberta Krąpca jako TW, a także omawia – w ograniczonym zakresie – informacje jakie bezpieka od niego uzyskała i sprawy w jakie był zaangażowany. Rosiak, choć informuje, to w istocie nie oskarża, unika nawet określania Krąpca agentem, zamiast tego skupiając się na pochwałach dla jego rektorowania i wskazywaniu jak wielką rolę odgrywa jego filozofia.

Antylustracyjna mowa trwa

Odpowiedzią Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego na te doniesienia i informacje o tym, że wieloletni, i nie ma co ukrywać, że niezmiernie zasłużony dla KUL-u, rektor był zarejestrowany jako TW, nie była jednak próba rozliczenia się z przeszłością, oczyszczenia pamięci, ale klasyczna „antylustracyjna mowa trwa”. Rektor KUL zaczyna od stwierdzenia, że „teza Autora, potwierdzona przez przedstawicieli OO. Dominikanów, że ich współbrat, o. Mieczysław Albert Krąpiec był długoletnim tajnym współpracownikiem służb specjalnych PRL zasmuciła nas”, a potem przechodzi do „tłumaczenia” dlaczego rozmowy ojca Krąpca z bezpieką były konieczne.

„Sytuacja KUL w opisywanym przez Autora czasie była wyjątkowo trudna. KUL był instytucją represjonowaną - ofiarą zbrodniczego systemu. Stopień inwigilacji Uniwersytetu był dużo większy niż innych uczelni. Wszystkie podejmowane przez KUL przedsięwzięcia były ściśle kontrolowane przez władze państwowe. Ta wymuszała na władzach Uczelni prowadzenie rozmów, w czasie których, w ekwilibrystycznych negocjacjach, próbowano osiągnąć cel, zabiegając jednocześnie o utrzymanie niezależności Uniwersytetu i troszcząc się o bezpieczeństwo studentów i pracowników. Takie rozmowy prowadził też o. prof. Mieczysław Albert Krąpiec. Nigdy się tego nie wypierał” - napisał rektor, który na szczęście dodał, że choć „dobro KUL było nadrzędną perspektywą jego działania”, to „otwarte pozostaje pytanie, czy dopuszczalna granica w kontaktach z komunistycznymi władzami nie została przekroczona”.

[koniec_strony]

Nie zabrakło także w oświadczeniu zapewnienia, że o wszystkim wiedział Prymas Wyszyński (choć to akurat wcale nie jest takie pewne), a także najbliżsi współpracownicy, i że dzięki temu KUL pozostał – co zresztą przyznaje także Dariusz Rosiak – „uniwersytetem niezależnym, zachowując wolność badań naukowych i swobodę w poszukiwaniu prawdy”. „Ojciec M. A. Krąpiec żył w określonym czasie i miejscu, pełnił ważną i odpowiedzialną funkcję, dokonywał wyborów i podejmował działania, w których - jak ufamy - przyświecały mu szlachetne intencje. Jako człowiek dojrzały musiał być świadomy odpowiedzialności moralnej za podejmowane decyzje. Przeszłości zmienić nie można. Można jednak starać się lepiej ją zrozumieć, aby sprawiedliwie ocenić” - podsumowuje rektor KUL.

Niewątpliwie zasługi Krąpca

Kłopot z tym oświadczeniem jest tylko taki, że w istocie nie odnosi się ono do zarzutów (a może po prostu pytań), jakie stawia wobec ojca profesora Mieczysława Alberta Krąpca Rosiak. Autor „Wielkiej Odmowy” nigdzie nie kwestionuje bowiem wielkich wyzwań przed jakimi stanął Krąpiec, ani jego ogromnych zasług. Przeciwnie w książce wciąż powraca teza, że to właśnie dominikanin sprawił, że lokalna uczelnia stała się potęgę na skalę międzynarodową.

„Gdy obejmuje kierownictwo uczelni, budynki KUL są w katastrofalnym stanie, sypią się ściany i stropy, w niektórych miejscach gmach jest bliski zawalenia. Studenci i wykładowcy duszą się w ciasnych salach. Dla Krąpca ratowanie uczelni staje się nadrzędnym celem. Uruchamia kontakty zagraniczne, zwłaszcza wśród Polonii z Kanady, USA i Belgii. Odwiedza ambasadorów krajów zachodnich, zaprasza ich na inauguracje roku akademickiego, organizowane z przepychem i klasą niespotykanymi w przaśnym komunizmie” - opisuje Rosiak. „Prestiż lubelskiego uniwersytetu i jego rektora rośnie, bo to również najlepszy okres rozwoju lubelskiego szkoły filozoficznej, która staje się rozpoznawalna i ceniona za granicą” - uzupełnia. A potem dodaje, że to za rektorowania ojca Krąpca KUL zyskał kolejne nowe wydziały, ogromną bibliotekę, a także stał się „wyspą wolności” w komunistycznym państwie. Rosiak przyznaje także, że prawdopodobnie to wszystko nie byłoby możliwe, gdyby nie rozmowy dominikanina z władzami, w tym także z oficerami bezpieki.

Po prostu Filozof

Nie brak w książce także ogromnego szacunku dla pracy badawczej i naukowej ojca Mieczysława Alberta Krąpca. A trzeba to docenić tym bardziej, że Rosiak nie wywodzi się raczej ze środowisk tomistycznych, i zapewne (jeśli się mylę, to mam nadzieję, że wybaczy mi on tę pomyłkę) bliżej byłoby mu do krytyki „chrześcijaństwa tomistycznego” ks. Józefa Tischnera. Mimo to dociera do ludzi, którzy – choć politycznie są obecnie po innej stronie – wychwalają Krąpca jako swojego mistrza i pokazują, że stworzył on potężny burt badań tomistycznych i własną szkołę myślenia.

I z tym również trudno się nie zgodzić. Polska myśl filozoficzna byłaby o wiele uboższa, gdyby nie wielka walka o. Krąpca o „odzyskanie świata realnego”. Jego analizy antropologiczne z „Ja-Człowiek” są nadal ogromnym wkładem w myśl o człowieku, a „Metafizyka” to dzieło absolutnie fundamentalne dla kogoś, kto chce studiować tomizm. Warto też wciąż na nowo zaglądać do analiz o języku czy do analiz kultury. To wszystko pozostało i pozostaje niezwykle ważnym elementem spuścizny badawczej ojca Krąpca. Tak jak warto spierać się a czasem zgadzać z wizją polityki (w wymiarze meta trudno o spór, a w bieżących wyborach można oczywiście zachować lekki dystans). Polska myśl filozoficzna – i to przyznaje Rosiak otwarcie, a mnie trudno się z nim nie zgodzić – byłaby o wiele uboższa bez „tomizmu lubelskiego”.

Wszystkie jednak te zasługi nie mogą unieważniać pytania o to, czy kontakty z bezpieką, z władzami nie były zdradą nie tylko wobec współpracowników, ale także wobec Kościoła i Boga,czy nie były one moralnie złe, nawet jeśli podejmowane ze „szlachetnych pobudek” i w intencji wzmacniania i ratowania KUL. Fundamentalna zasada klasycznej etyki głosi przecież, że „cel nie uświęca środków”.

[koniec_strony]

Gra” TW Józefa

Aby w pełni odpowiedzieć na to pytanie trzeba by mieć oczywiście pełen wgląd w teczki TW Józefa, a najlepiej także przeprowadzić serię rozmów z jego uczniami i współpracownikami. Wybór wypisów z teczki, którego dokonał Rosiak pozwala jednak postawić tezę, że przynajmniej kilkakrotnie ojciec Krąpiec przekroczył – i to zdecydowanie granice „gry” czy „walki o dobro uniwersytetu”. I nie chodzi tylko o to, że szczegółowo informował o sytuacji w zakonie, o rozgrywkach jakie się w nim toczą, a także o tym, w jakim stanie jest polski Kościół. To wszystko można jeszcze uznać (choć to dość trudne, jeśli weźmie się pod uwagę intelekt ojca Krąpca) za opowieści, które przekazywał on, by załatwić pewne kwestie. Trudno jednak tak potraktować doniesienia o tym, że jeden z jego współbraci ma romans... To już było jawne wystawienie go na działania bezpieki.

Ale najgroźniejsze wydaje się, co innego. Najpoważniejszym zarzutem (trudno powiedzieć, by udowodnionym w pełni) jest to, że ojciec Krąpiec miał być jednym z autorów przygotowanego przez bezpiekę memoriału, który miał skompromitować kard. Stefana Wyszyńskiego w oczach ojców soborowych. Chodzi o słynny dokument o kulcie maryjnym i obchodach Wielkiego Millenium, który niezwykle osłabił autorytet Prymasa Polski, i który przygotowali na zlecenie bezpieki tajni współpracownicy. Pierwszym na liście wytypowanych do tego działania miał być TW Józef, czyli właśnie ojciec Krąpiec. Czy rzeczywiście to zrobił? Rosiak notuje tylko, że prowadzący go oficer odebrał po tej akcji sporą nagrodę... Nie jest to oczywiście dowód, ale znacząca poszlaka, której nie wolno lekceważyć. I już choćby te informacje, jeśli zostaną potwierdzone, wymuszają niezwykle ostrożne traktowanie „wyjaśniania” całej tej sprawy jako „usprawiedliwionej gry”. A jeśli do tego dodać, że wiele wskazuje na to, że ojciec Krąpiec był jednym z najważniejszych wyjaśniających bezpiece polski Kościół, to obraz stanie się pełny.

I nie chodzi o to, by odrzucić teraz dorobek ojca Krąpca, by potępić go w czambuł, i rozstać się z jego filozofią czy rozumieniem polityki, ale o to, by spróbować zrozumieć, jak komunizm i bezpieka potrafiła wykorzystać i „złamać zasady moralne” nawet tak wybitnych jednostek jak ojciec Krąpiec. Ale, żeby było to możliwe trzeba także wobec niego i jego historii stosować sprawdzone zasady moralne, które on także głosił, a nie uciekać w opinię wedle której cel uświęca środki. Na to zgody być nie może, tak jak na udawanie, że ceną za niezależność KUL może być donoszenie na współbraci, informowanie o życiu Kościoła czy wreszcie – jeśli to oskarżenie się potwierdzi – uczestnictwo w grze operacyjnej przeciw kardynałowi Wyszyńskiemu. Oczywiście znajdzie się wiele usprawiedliwień, i trzeba o nich mówić, ale one nie mogą wyjaśnić i usprawiedliwić wszystkiego.

Tomasz P. Terlikowski