Do bezsenności przywykłam od dawna, jednak pobudka o 3 nad ranem po niecałych dwóch godzinach snu, to nawet dla mnie hardkor. Ponieważ w takich razach zamiast przewracać się w łóżku z boku na bok, trzeba znaleźć sobie jakieś zajęcie, udałam się do kuchni i postanowiłam przygotować obiad, żeby był na później. Ta czynność nieulubiona przeze mnie a jednak konieczna zajęła mi ręce lecz nie myśli. I tak smażąc naleśniki z jabłkami i gotując fasolową doznałam olśnienia – przyczyna braku snu objawiła mi się jasno jak w dzień.

Otóż poprzedniego wieczora zadzwonił do mnie mój dobry znajomy – katolik szczery, powiedziałabym nawet z odchyleniem tradycjonalistycznym, nie aż FSSPX ale na pewno nie zwolennik Kościoła w wersji lajt. I ten znajomy, zasapany, bo szedł szybko żeby zdążyć na autobus mówi mi – Byłem w kinie, obejrzałem Kler… Zdumiałam się i prawdę mówiąc nieco nawet usztywniłam. Bo jak to? Jerzy, pisarz którego misją artystyczną jest ukazywanie dobra jakim Bóg obdarzył świat i nas w nim, poszedł na ten paskudny, obrazoburczy, demagogiczny, bluźnierczy film?! Przyznać muszę, że trochę to mną wstrząsnęło. Do tego mówi – Świetny film! Musisz zobaczyć koniecznie! Podyskutowałam więc z nim używając zapożyczonych argumentów (bo skąd miałabym wiedzieć, że to film paskudny itp. patrz wyżej, skoro go nie widziałam…), a Jerzy skwitował to tylko - Tam nie ma nic przeciw Bogu. Idź do kina. Zakończyliśmy rozmowę, poszłam spać, a potem to jak już mówiłam, pobudka.

Kiedy więc krzątałam się w kuchni, w przebłysku myśli objawił mi się związek między przewracaniem naleśników na patelni o tak dziwacznej porze a wieczorną rozmową z Jerzym. A gdy zaczęłam nakładać farsz, zrozumiałam skąd wziął się mój niepokój a prawdę mówiąc zwyczajna złość.

Nikt przecież nie lubi, kiedy mówią mu co ma robić, jak postępować, co o czym myśleć. Nawet kiedy poddajemy się regułom danym zewnętrznie, chcemy robić to z własnej woli. To właśnie jest tak piękne w chrześcijaństwie – zawsze decydujemy sami. Tymczasem od chwili wejścia na ekrany filmu Kler, a prawdę mówiąc jeszcze przed premierą słyszę ze wszystkich stron, że na ten film człowiek przyzwoity iść nie powinien – bo to zrobiona pod tezę agitka, bluźnierstwo itd. Zarówno publicyści zawodowi jak i twitterowi komentatorzy oraz wszelkiej maści autorytety identyfikujący się ze stroną katolicką/konserwatywną/propisowską/patriotyczną (czy o czymś zapomniałam?) grzmią jednym głosem - tylko świnie siedzą w kinie!

Łatwo jest mnie zahukać, więc położyłam uszy po sobie i cicho sza. Tylko takie myślątko nieśmiałe chwilami szeptało cichutko - No ale przecież właśnie grzmiąc napędzają widownię tak krytykowanemu obrazowi… Cicho bądź, mówię do myślątka, ale ono dalej – Oni są przecież niekonsekwentni, bo z jednej strony niby nie zalecają, ale efekt tego… Cicho!, mówię stanowczo. Ale czy oni tak z powodu swojej niewielkiej przenikliwości intelektualnej? Bo żeby specjalnie, to… chyba niemożliwe… Myślątko ucichło, bo powiedziało chyba już zbyt wiele. Ja też umilkłam.

Czy jednak ten film, nawet gdyby go nie oglądać, gdyby o nim nie mówić, da się zamilczeć? A może nie wolno tego robić? Bo o czym – wedle opisu oraz relacji widzów - opowiada?

W skrócie - przedstawia zło zżerające od wewnątrz Kościół instytucjonalny – nie tylko horror pedofilii, ale i kupczenie urzędami, ale i uwikłanie księży we współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa. Czy to nieprawda? List księdza arcybiskupa Carla Marii Viganònie pozostawia wątpliwości co do pierwszej kwestii; powszechnie wiadomo też, że niemało księży donosiło na współbraci, o czym wciąż milczy się wstydliwie; przypadki wykorzystywania stanowiska do zdobywania wpływów i majątków również nie są tajemnicą.

No ale przecież pokazywanie zła jest samo w sobie złe! - Doprawdy? A od czego mamy rozum i sumienie, żeby z rzeczywistości przedstawionej wyciągać własne wnioski na temat rzeczywistości realnej, a potem wnioski te uwzględniać w swoim postępowaniu?

No ale film pokazuje tylko tych złych księży, dlaczego nie równoważy tego sylwetkami kapłanów- cichych bohaterów codziennej ewangelizacji, w postrzępionych sutannach, oddających wszystkie swoje siły, by prowadzić powierzone swej pieczy owieczki ścieżkami Pana; księży-męczenników, księży świętych? - A bo nie o nich opowiada reżyser. O księżach wspaniałych, bohaterach, świętych były już filmy, prawda? Był film o bł. ks. Jerzym Popiełuszce, był o św. o. Maksymilianie Kolbe. A że nie miały takiej oglądalności… cóż można powiedzieć… Nie mam kompetencji do oceniania porównawczego klasy artystycznej filmów, więc powstrzymam się od wyrażenia opinii.

A dlaczego nie robi się więcej filmów pokazujących bohaterstwo i piękne życie kapłanów, piękno religii katolickiej? - To dobre pytanie, ale nie bardzo wiem do kogo należy je kierować. Może do PISF? Ach nie, przecież wiemy, że to ostoja ideologii lewackich i antypolskich… To może do Piotra Glińskiego, „naszego” jak słyszałam ministra kultury, który w myśl naszych oczekiwań miał wesprzeć rozwój kultury i sztuki konserwatywnej i chrześcijańskiej?

Jednak pokazywanie księży wyłącznie z złym świetle podważa autorytet Kościoła i wpisuje się w antychrześcijańską nagonkę lewicy maszerującej przez instytucje! - A może autorytet Kościoła podważa właśnie zło, które w nim się umościło? Niezdolność otwartego wyznania prawdy? Napiętnowania grzeszących? Nie wystarczy okazjonalnie wspominać bł. ks. Jerzego Popiełuszko i co rusz przywoływać Jego słowa nie bacząc na ich treść, którą zawsze była tylko prawda. Trzeba jeszcze dokładać wszelkich starań, by Jego potworna męczeńska śmierć została wyjaśniona, a jej sprawcy dowodnie wskazani jeżeli już nie skazani. Tymczasem to właśnie ludzie Kościoła sprzeciwili się wznowieniu śledztwa w tej sprawie, tłumacząc to zagrożeniem dla procesu beatyfikacyjnego… Mój Boże!

Każdy z nas jest zobowiązany stanąć w prawdzie, także a może szczególnie kapłani. Tkwiąc bowiem w grzechu i w kłamstwie roztaczają wokół siebie aurę fałszu, który wiernych skutecznie odstręcza od Kościoła. W ten sposób skazują na porażkę całą swoją pracę ewangelizacyjną a zatem sprzeniewierzają się powołaniu.

Dlatego chcę sama ocenić wartość filmu, bo Bóg obdarzył mnie tak jak innych rozumem i sumieniem, więc nie potrzeba nam żadnej policji myśli.

Wiem, że dostanie mi się za to od wielu. Jeden z komentatorów, litościwie pominę nazwisko, w każdym razie tzw zasłużony działacz opozycji wyraził się – nNe muszę nurkować do szamba, żeby dowiedzieć co w nim jest. Ach, gdyby zawsze tak było można! Kto mieszka w domu z szambem, wie, że trzeba to paskudztwo regularnie oczyszczać, bo inaczej jak wybije, to dopiero katastrofa. Czasami nie da się inaczej, tylko człowiek musi wejść do środka, bo zbyt długo nikt szamba nie czyścił. To przykre i niemiłe, ale potem może być tylko lepiej.

Nie warto więc bać się – ani prawdy, ani cudzych opinii. Bać się można i trzeba tylko Boga, a On jest prawdą przecież.

Martyna Ochnik