„Kler” to przejaw antykatolickiej mowy nienawiści, prostacka i pozbawiona finezji antyklerykalna propaganda, niewątpliwie skuteczna w wzbudzaniu agresji do katolików wśród osób pozbawionych potrzeb i aspiracji intelektualnych. Nie można się dziwić, że taki antykatolicki obraz spotkał się z życzliwym zainteresowaniem lewicowego portalu „Krytyka Polityczna”. Wyrazem tego pozytywnego stosunku jest artykuł „Spóźniony ''Kler''” autorstwa Kingi Dunin (publicystki w wieku emerytalnym, działaczki feministycznej i lewicowej) i Agnieszki Wiśniewskiej (redaktorki lewicowego portalu).

Według lewicowych publicystek „księża pedofile” latami pozostawali bezkarni bo chroniła ich instytucja (rzekomo wszechwładny Kościół katolicki). Komentując tą głupią teorie trzeba przypomnieć dwie sprawy. Po pierwsze lewica choć insynuuje, że księża to pedofile, to nie przedstawia najczęściej żadnych dowodów, na swoje oskarżenia. Po drugie lewica z reguły nie przedstawia żadnych dowodów, że rzekomych pedofilów chroniła instytucja Kościoła katolickiego.

Dziś każdy cwaniak liczący na szybką i łatwą kasę może zyskać popularność i wsparcie lewicy gdy ogłosi, że był molestowany przez duchownego. Kiedyś gdy było modne UFO, równą popularność (i zapewne jakieś profity), jak dziś będąc rzekomą ofiarą pedofila, można było zdobyć głosząc, że było się porwanym przez perwersyjnych kosmitów. Jednak czynnik finansowy, czyli wizja haraczu od kleru, sprawia, że oskarżenia wobec księży o pedofilie wydają się atrakcyjniejsze finansowo - jak do tej pory nikomu z porwanych i molestowanych przez kosmitów nie udało się uzyskać od obcych ani centa.

Twierdzenia lewicy o tym, że mieliśmy w Polsce sytuacje w której nie działały sądy bo sędziowie byli dyspozycyjni wobec kleru, są całkowicie są sprzeczne z dotychczasową narracją groteskowej opozycji. Nie da się bowiem pogodzić obrony niezależności sądownictwa przed straszną PiSowską dyktaturą, i pochwał pod adresem sędziów oraz sadów, z tezą, że ci sami sędziowie na polecenie biskupów brali udział w tuszowaniu rzekomych skandali pedofilskich kleru.

Nie da się równocześnie twierdzić, że PiS wprowadza dyktaturę, z twierdzeniami, że od dekad żyjemy pod dyktatura kleru, który wydawał polecenia politykom, prokuratorom, policji i sędziom jak maja tuszować rzekome zbrodnie kleru.

Nie da się też pogodzić teorii o istnieniu dyktatury kleru z faktem, że pod tą rzekomą dyktatura organy państwowe i samorządowe dały ogromne pieniądze podatników na zrobienie filmu „Kler”, który ma ujawniać rzekomą dyktatur kleru.

Niezależne i robione od lat statystyki sądowe, prokuratorskie, czy policyjne, zaprzeczają teorii o tym, że istnieje problem pedofilii kleru (pojedyncze przypadki, nie są bowiem zależnością statystyczną). Jednak dla lewicy nie ma to znaczenia, bowiem lewica. logikę i materialne dowody, zdaje się uważać za faszystowski przesąd.

W swoim artykule lewicowe publicystki zwracają uwagę, że „okładki tygodników, dzienników, (…) dyskusje publicystów w mediach – wszystkie zwracają uwagę na premierę filmu Kler” i na to, że wiele miast nie zamierza wyświetlać tego szerzącego nienawiść filmu w swoich kinach. Taka troska o rzekomą wolność w sztuce to wyraz hipokryzji lewicy. Tak jak w wypadku nazistowskich zespołów rockowych (artystycznie stojące często na wysokim poziomie), które szerzą swoimi piosenkami nienawiść do kolorowych, co powoduje, nie ma miejsca na ich koncerty w publicznych placówkach, tak samo dla filmu „Kler” szerzącego nienawiść do katolików i Polaków, nie ma miejsca w placówkach publicznych. Szerzenie nienawiści antykatolickiej powinno być tak samo traktowane jak szerzenie nienawiści rasistowskiej.

Lewicowe publicystki dziwi, że film budzi takie kontrowersje. Ich zdaniem nie powinno tak być, bo ukazani w filmie „księża [są] tacy jak my”. Takie stanowisko lewicowych publicystek wskazuje, że standardy relacji społecznych na lewicy różnią się od standardów w których my katolicy żyjemy. Może więc Smarzowski zrobił film o klerze wzorując się na standardach jakie zaobserwował wśród lewicowców, przez co katolicy nie dostrzegają w filmie „Kler” realiów jakie znają ze swoich kontaktów z kościołem.

Publicystki „Krytyki Politycznej” przyrównały Smarzowskiego do Patryka Vegi twierdząc, że obaj mają dobry słuch społeczny. Nie zgodziłbym się z tą opinią. Vega tym się różni od Smarzowskiego, że robi filmy za własne pieniądze, a Smarzowski za środki podatników (jeden z tygodników pisał o 3,5 milionie złotych z PISF, 300 tyś z NINA, 450.000 z Krakowa). Subiektywnie uważam też, że filmy Vegi są lepiej zrobione.

Zdaniem lewicowych publicystek „panowie, których oglądamy na ekranie, noszą sutanny, ale to w sumie ludzie tacy jak wszyscy. Lubią spotkać się z kolegą i dobrze zabawić, mogą się zakochać, mieć słabości”. Taka opinia lewicowych publicystek, ewidentnie wskazuje jak patologiczne relacje społeczne panują na lewicy.

Według lewicowych publicystek gdy biskup z „Kleru” „zaczyna mówić „kurwa” i „pierdolę”, sala się śmieje i widzi, że to swój chłop. Inny ksiądz jest pijany, zatacza się i to też jest zabawne. A kiedy na znaną z kościoła melodię ksiądz podśpiewuje „Oto wielka tajemnica wiary, złoto i dolary”, to jest jeszcze zabawniej, ale też jeszcze bardziej czujemy, że wkraczamy w świat Kościoła, który dobrze przecież znamy”. Po takich deklaracjach lewicowych publicystek można sobie wyobrazić jak ''wesołe'' (i odmienne od naszego) jest życie w środowiskach lewicowych.

Zdaniem lewicowych publicystek chciwość i rozpusta kleru imponuje Polakom, którzy dzięki swojemu prostactwu utożsamiają się z klerem, postrzegając księży jako swoich, mających takie same namiętności (chciwość, troska o swoich, pijaństwo, rozpusta). Z perspektywy feministycznej lewicowe publicystki przyznają, że istnieje związek homoseksualizmu i pedofilii.

Zdaniem lewicowych publicystek „ ''Kler'' nie jest jednak filmem, który przeora świadomość społeczną, pokazując nam coś nowego. Pokazuje to, co o pedofilii w Kościele wiemy z książek, reportaży, debat. Oraz to, co wiemy o codzienności kleru z plotek parafialnych i obiadków rodzinnych”. W opinii lewicowych publicystek „może powinnyśmy się cieszyć, że powstał wreszcie taki obraz jak ''Kler'', ale uczciwie musimy powiedzieć, że jest on spóźniony o jakieś dziesięć lat. Nie jest dziś filmem, który wyważa jakieś drzwi”.

Do tezy o odmienności relacji społecznych wśród lewicowców, skłaniają mnie informacje medialne o relacjach społecznych w lewicowej elicie. W 2014 roku dzięki publicystom portalu „Na Temat” czytelnicy mieli okazje poznać kulisy życia lewicowej elity. W artykułach zamieszczonych na portalu opisane są wzajemne oskarżenia dwu znanych przedstawicieli lewicowej elity w III RP – wówczas 38 letniego pisarza Ignacego Karpowicza i oskarżonej przez niego o molestowanie wówczas 60 letnia publicystki praktykującej feminizm Kingi Dunin.

Urodzona 63 lat temu Kinga Dunin od czasów PRL związana była ze środowiskiem KOR. W III RP Dunin była między innymi publicystką dodatku do „Gazety Wyborczej”, osobą związana ze środowiskiem „Krytyki Politycznej” (jakiś czas temu środowiska lewicowe zbulwersował fakt, że lider „Krytyki Politycznej” korzystał z anonimowej i bezpłatnej pracy swojej partnerki), i działaczką partii Zielonych.

Mniej znany do opisanego skandalu była dla osób spoza środowiska lewicy pisarz Ignacy Karpowicz. Zapewne dzięki ujawnieniu traumy związanej z seksualnymi awansami seniorki feminizmu na trwałe zapisał się w pamięci Polaków.

Sprawę oskarżeń opisał w artykule „Ignacy Karpowicz atakuje Kingę Dunin. Oskarża guru feminizmu o molestowanie seksualne” Michał Wąsowski. Publiczny konflikt w elicie lewicy rozpoczęła Kinga Dunin publicznie na Facebooku domagająca się od Ignacego Karpowicza spłacenia długu w wysokości 13.000 zł.

W odpowiedzi pisarz poinformował, że pieniądze przelał na konto i ujawnił brudne sekrety znajomości z sławną feministką. Ignacy Karpowicz w swoim oświadczeniu jakie przesłał do portalu „Na temat” stwierdził, że przyjaźnił się z Dunin, i często korzystał z jej gościny gdy przebywał w Warszawie. W czasie korzystania z gościny sześćdziesięcioletnia nestorka feminizmu miała według relacji młodego pisarza molestować go seksualnie i zmuszać do czynności seksualnych. Zdaniem pisarza domaganie się zwrotu długu miało być zemstą odtrąconej seksualnie feministki. Co gorsze inne znane feministki w ramach korporacyjnej solidarności miały poprzeć Dunin w jej niegodnym zachowaniu.

Pisarz w swym oświadczeniu opisuje przyczyny dla których trwał w toksycznym związku – podziwiał lewicową wyrocznie, był otumaniony jej feministyczną propagandą, korzystał z jej wsparcia, i bał się posądzenia o posiadanie moralności mieszczańskiej. Gdy pisarz przerwał znajomość odtrącona feministka zaczęła mu zatruwać życie. Postawa feministki tym bardziej zabolała pisarza, że wierzy on w idee które publicznie feministka głosiła, a którym prywatnie się sprzeniewierzyła. Pisarza zabolało też to, że hipokrytkami okazały się i inne czołowe feministki.

W odpowiedzi na zarzuty pisarza na portalu „Na temat” ukazało się oświadczenie feministki, w którym nestorka feminizmu stwierdziła, że pisarz to wariat i, że zamierza go pozwać o zniesławienie.

Michał Gąsior w tekście „Konflikt interesów przy nominacji Karpowicza do Nike?” przybliżył czytelnikom kolejne bulwersujące fakty z życia lewicowej elity. W swoim oświadczeniu Kinga Dunin oskarżyła pisarza Ignacego Karpowicza o to, że jest konkubentem sekretarza nagrody literackiej Nike (Juliusza Kurkiewicza) dzięki czemu został nominowany do tej nagrody. Wielu pisarzy po oświadczeniu Dunin komentowało, że nagroda literacka przyznawana jest nie tym którzy piszą dobre książki ale tym którzy są towarzysko związani z odpowiednimi osobami. W dyskusji padły też podobne zarzuty pod adresem krytyki literackiej w „Gazecie Wyborczej”.

Jan Bodakowski