Żona komunistycznego generała, Maria Kiszczak, rozmawiała z tygodnikiem „Wprost” o teczkach byłego prezydenta Lecha Wałęsy. Opowiadając o jednej z jego wizyt w ich domu, zdradziła ciekawą informację na temat byłego prezydenta.

Mnie wtedy akurat nie było w domu. Mąż mówił o nim krótko: prosty człowiek, który umiał zaimponować robotnikom”

- mówi Kiszczakowa.

Opowiadając o okolicznościach przekazania jej przez męża teczki TW Bolka, Maria Kiszczak powiedziała, że zapytała go wówczas, czy teczka nie powinna trafić do Lecha Wałęsy. Kiszczak miał wówczas ostro zaprotestować:

Mąż chciał ją zachować dla historii. Wiedział, że kiedy Wałęsa został prezydentem, niszczył papiery na swój temat”.

Dalej dodała:

Czesław bał się, że zniszczy i tę teczkę”.

Wdowa po komunistycznym generale przyznała, że doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak ważny dokument przechowuje i dodała, że od dawna miała świadomość, że Lech Wałęsa był współpracownikiem służb PRL, „[…] więc to nie był dla mnie szok” - dodała.

Maria Kiszczak w rozmowie z Wprost.pl przyznała też, że pewien mężczyzna podając się za studenta filologii hebrajskiej w Poznaniu ukradł z jej mieszkania… ważne dokumenty po generale Kiszczaku.

Powiedział, że studiuje filologię hebrajską w Poznaniu, że jest wielkim wielbicielem mojego męża, że chciałby porozmawiać. Został kilka dni, nocował w pokoju na dole. Powiedział, że bada życie i działalność mojego męża, chce zrobić badania. Pożyczył nawet mundur, rzekomo do jakiejś prezentacji. Później się dowiedziałam, że sprzedał go na jakiejś aukcji za 2,5 tys. zł! W dodatku twierdził, że sprzedaje to w moim imieniu…”

- mówi Kiszczakowa.

Dalej dodaje:

W naszej piwnicy stał jakiś karton z wycinkami prasowymi, między nimi musiały być też archiwalia, o których nie wiedziałam. Nie miałam pojęcia, że to ważne dokumenty. Ten młody człowiek je ukradł, skorzystał z zamieszania, że akurat robiłam remont piwnicy. To on sprzedał je do USA”.

dam/wprost.pl,Fronda.pl