„Jako młody mężczyzna nie miałem pojęcia, po co w ogóle żyję. Jaki sens ma moje życie? Jaki sens ma cierpienie? Dlaczego dotyka nas tyle zła? […] Skąd się w ogóle wziąłem? Oczywiście, urodziła mnie moja matka, ale mnie nurtowało pytanie, skąd na Ziemi pojawił się człowiek? I po co? Przestałem widzieć w życiu sens” – to zdanie wypowiedział w jednym z wywiadów Kiko Arguello – założyciel Drogi Neokatechumenalnej skupiającej dzisiaj miliony osób na całym świcie w dziele nowej ewangelizacji. Co się stało, że przeszedł od ateizmu do „szaleństwa” wiary?

Zabetonowane niebo

Francisco Argüello (talk brzmiało jego prawdziwe imię) urodził się w 1939 roku w zamożnej prawniczej rodzinie. Jednak jego ojciec od dzieciństwa marzył o karierze architekta dla swojego syna. Z tego powodu mały Kiko (jak go przezwał ojciec) godzinami ślęczał, malując obrazki. Jak się później okazało i ten czas Bóg wplótł w swój plan względem Kiko.

Jako młodzieniec, idąc za malarską pasją, poszedł na madrycką Akademię Sztuk Pięknych, gdzie m.in. poznał Pablo Picassa i Henriego Matisse. Tam „po uszy” zatopił się w środowisko negujące Boga i chrześcijaństwo. Jego koledzy – artyści zafascynowani socjalizmem i hasłami „równości i sprawiedliwości” wielokrotnie próbowali namówić Kiko do swoich przekonań tłumacząc, że skoro „Bóg nie istnieje, raj należy stworzyć na ziemi, raj komunistyczny”. Jednak Kiko już wtedy intuicyjnie czuł, że człowiek takiego raju nie jest w stanie stworzyć. Zaczął więc zadawać swoim znajomym szereg nurtujących go pytań: „Jak zlikwidujecie cierpienia, które dotykają niewinnych istnień? Jak ocalicie ludzi przed kalectwem, z którym się rodzą; z nieuleczalnych chorób, na które zapadają? Jak oddacie sprawiedliwość dzieciom z okropnych sierocińców albo tym, które są nieustannie bite czy wykorzystywane seksualnie?”.  Ponieważ nie otrzymał od nich odpowiedzi, uparcie szukał dalej i jak mu się wtedy wydawało w końcu  znalazł – w dziełach Sartre’a: „Filozofię Paula Sartre’a poznałem poprzez teatr i wydawało mi się wtedy, że znalazłem w niej odpowiedzi na moje niewyjaśnione pytania. Czym jest życie? – chciałem wiedzieć. Sartre mi odpowiedział poprzez swoją filozofię – absurdem. Świat jest absurdem, wszystko jest absurdem”. Kiko coraz bardziej brnął w swoją beznadzieję i odrzucenie istnienia Boga. Miał dosyć okropności związanych z II wojną światową, a na dodatek nikt nie potrafił odpowiedzieć na rodzące się w nim pytania o sens życia: „Pod wpływem filozofii Sartre’a upewniłem się, że Bóg jednak nie może istnieć, że Go nie ma. Niemal fizycznie poczułem, jak zamyka się dla mnie niebo, jakby wszystko było zabetonowane. Doszedłem do wniosku, że moim przeznaczeniem jest mężnie akceptować, że dzisiaj istnieję, ale jutro przestanę istnieć, nie wymyślając przy tym żadnego nieba, żadnej fabuły”. Postanowił więc całe życie poświęcić temu, co najbardziej kochał – sztuce. I w niedługim czasie zaczęły się spełniać jego największe marzenia – miał wszystko, czego pragnie artysta – zdobył sławę. Ukoronowaniem tego było otrzymanie najbardziej prestiżowego wyróżnienia, jakie w tym czasie mógł uzyskać artysta malarz – Nadzwyczajnej Nagrody Narodowej: „Zapraszano mnie do telewizji, było o mnie głośno w mediach, stałem się kimś sławnym. Powinienem był być kimś szczęśliwym, dumnym, a zamiast tego nie mogłem zrozumieć, dlaczego osiągnąłem tak wielki sukces i kompletnie nic on dla mnie nie znaczy?”.

Wolny skazaniec

Jednak Kiko powoli zaczął wsłuchiwać się w cichy głos wybrzmiewający na dnie jego wnętrza, który mówił mu, że jednak istnieje coś więcej, że nie jest tylko strzępkiem materii: „Wkrótce zetknąłem się z filozofią Henriego Bergsona […] który twierdził, że intuicja jest o wiele silniejszym środkiem poznania prawdy niż rozum. […] Odkryłem wtedy, że w gruncie rzeczy moja egzystencja nie akceptuje absurdu egzystencji. Jeśli nie wszystko jest absurdalne, to możliwe, że Bóg istnieje. […] Zdałem sobie też sprawę, że sam nie mogę sobie dać wiary”. Kiko Argüello odważył  się wtedy na krok, który zadecydował o jego dalszych losach. Krok pojawiający się w historii prawie każdego człowieka, który dotknął dna, a potem został ocalony ze swojej beznadziei: „Po tym wszystkim postanowiłem krzyczeć do Boga. Może to Bóg sprawił całą tę kenozę, całe to zejście w dół, bym mógł stać się pokornym, zdolnym do wołania. I, wołając do Boga, doświadczyłem czegoś niespodziewanego. Coś w moim sercu mówiło mi, że Bóg istnieje i że mnie kocha. […] To była pewność. Pamiętam, że wtedy płakałem. Byłem tak zdumiony, że płynęły mi z oczu strumienie łez. Dlaczego płakałem? Czułem się jak skazany na śmierć, który czeka na wykonanie wyroku i nagle mu mówią, że jest wolny. […] Bóg istnieje – coś dawało mi tę pewność. Święty Paweł mówi, że wiara to duch Jezusa Chrystusa, który daje świadectwo naszemu duchowi, że Bóg nas kocha, kocha nas jak ojciec, jest jakby dotknięciem istoty Boga”.

„Zobaczyłem w nich Ukrzyżowanego Chrystusa”

Po nawróceniu zaczął się dla Kiko okres poszukiwania powołania, a raczej dyskretnego działania Boga w Kiko, aby w końcu doprowadzić go do misji, do której go przez cały czas przygotowywał. Ze swoim głodem głębszego poznania Boga Kiko zwrócił się do jednego kapłana, który zaoferował mu udział w Kursach Chrześcijaństwa. W niedługim czasie z ich uczestnika przeobraził się w nauczyciela, wykładającego prawdy wiary, które jego uratowały od życiowej katastrofy. Swój artystyczny talent także pragnął wykorzystać na Bożą chwałę – i tak zrodziła się w nim inicjatywna „Gremio 62” – grupy zrzeszającej artystów i architektów, pragnących zaangażować się w odnowę sztuki sakralnej. W tym celu postanowił pojechać na wyprawę po Europie, aby lepiej przyglądnąć się chrześcijańskim zabytkom. Jednak podczas niej nie tylko zagłębił się w artystyczne arkany, ale przede wszystkim poznał postać, która wycisnęła trwałe piętno na jego duchowości – Charlesa de Foucaulda – założyciela Małych Braci od Jezusa. O dziwo, po powrocie z wyprawy okazało się, że ma odbyć służbę wojskową w Algierii – miejscu, gdzie jako trapista osiadł Charles de Foucault.

Kolejnym przełomowym momentem w jego życiu było zetkniecie się z ogromem biedy i nędzy mieszkańców madryckich slumsów. Zaoferował pomoc zrozpaczonej kobiecie maltretowanej przez jej męża – poszedł z nią, aby załagodzić konflikt. Jednak na jednych odwiedzinach się nie skończyło: „Nie dawali mi żyć. W końcu pomyślałem: „A jeżeli Bóg mówi mi, abym wszystko pozostawił i poszedł żyć z nimi, aby im pomóc?” Zebrałem się, zostawiłem wszystko i poszedłem mieszkać z tą rodziną […] Całe środowisko mną wstrząsnęło. Zobaczyłem wielu ludzi żyjących w straszliwe sytuacji, pełnej cierpienia. […] Wobec tej sytuacji były tylko dwie możliwe odpowiedzi. Znacie słynne zdanie Nietzschego? „Albo Bóg jest dobry i nie może nic uczynić, aby pomóc tym biednym ludziom; albo On może pomóc i tego nie robi, bo jest zły”. To zdanie zawiera truciznę […] W tej sytuacji przeżyłem ogromną niespodziankę. Wiecie, co zobaczyłem w tych ludziach? Nie zobaczyłem tego, o czym mówi Nietzsche: czy Bóg może, czy nie może pomóc. Zobaczyłem w nich Chrystusa Ukrzyżowanego.” Po powrocie do domu wiedział co ma czynić, nie miał już cienia wątpliwości. Slumsy Palomeras – drewniane rudery przypominające szałasy, zamieszkiwane przez Cyganów i wszelakich wyrzutków społecznych – stały się jego domem.

Egzorcyzmowanie Słowem Bożym

Po jakimś czasie Kiko spotkał Carmen – doktor chemii, dla której ojciec marzył o wielkiej karierze, a ona tak samo jak Kiko pragnęła tylko jednego – poznania Chrystusa i służenia Mu całym życiem.   Początki ich współpracy nie były łatwe, ale Pan chciał, aby razem stworzyli wspólnotę, która będzie lekarstwem na oziębłość wiary współczesnych czasów - Drogę Neokatechumenalną.: „Gdy usłyszałam, jak Kiko mówi o potrzebie tworzenia wspólnot, i gdy sama doświadczyłam czym jest Rodzina z Nazaretu, dziś już wiem, że rodzina jest w obecnych czasach najważniejszą wartością”. Gdy Kiko i Carmen zaczęli głosić Słowo Boże „wyrzutkom” społecznym zaczęły dziać się cuda. Na ich oczach przemieniali się ludzie – złodzieje przestawali kraść, w rodzinach zaczęła na nowo kwitnąć miłość, mężczyźni zaczęli szukać pracy, aby utrzymać żonę i dzieci – po prostu Słowo Boże ich egzorcyzmowało, jak stwierdził to Kiko. Z pomocą biskupa Casimira Morcilla Droga Neokatechumenalna zaczęła rozprzestrzeniać się pierwsze w Hiszpanii, a następnie w innych krajach.

Chrystus wszystkim

Kiko nie porzucił swojego malarskiego talentu, ale cała jego twórczość skupiła się wokół nowej  ewangelizacji. Namalował freski m.in. w kościele św. Bartłomieja we Florencji, Trójcy Świętej w Piacenzy, w krypcie Męczenników Kanadyjskich w Rzymie, a nawet zaprojektował kościół Świętej Rodziny z Nazaretu w Oulu. Jednak od nawrócenia siłą napędowa całego jego życia i twórczości stał się Bóg, którego miłość nieustannie głosił za pomocą dzieła nowej ewangelizacji: „Muszę przyznać, że moje malarstwo nic nie znaczy w porównaniu z pozyskaniem Chrystusa. Tak samo jest z kobietami, z małżeństwem. Wszystkie te rzeczy nie są nic warte jeśli człowiek nie ma w sobie pragnienia zjednoczenia z Chrystusem. Jeśli ty dziś odwracasz się od Chrystusa i wybierasz innych bożków, zostaniesz bez Chrystusa i stracisz wszystko”.

Natalia Podosek

Artykuł powstał na podstawie książki Aleksandry Polewskiej: „Boży wariaci. Historia tych, którzy porzucili karierę dla Chrystusa”, Kraków 2013.