Premier jak co roku wziął udział w Kongresie Kobiet, składając raport, ile postulatów feministek udało się zrealizować. Chwalił się, że kwestia tzw. suwaka jest praktycznie rozstrzygnięta, więc kobiety nie będą mogły być spychane na dalsze miejsca na listach wyborczych. Jednak ta deklaracja nie zadowoliła feministek, które domagały się parytetów i związków partnerskich.

Donald Tusk tłumaczył, że choć świadomość Polaków się zmienia, to jednak większość sejmowa projekt ustawy o związkach odrzuciła. Na to Kazimiera Szczuka wykrzyknęła, że Platforma jest słabą partią. „Ta większość w Sejmie nie pojawi się dlatego, że ktoś za głośno dziś na mnie nakrzyczy” – odpowiedział zaskoczony premier.

Niezbyt ciepło przyjęty premier próbował więc udobruchać feministki, komplementując Kongres i nazywając go jednym z najbardziej skutecznych lobby w Polsce. Jego zdaniem, fala wywołana przez Kongres podnosi się coraz wyżej i może „zmyć niektórych polityków”.

Danuta Huebner odczytała premierowi całą listą postulatów Kongresu, na której znalazły się m.in. związki partnerskie i seksedukacja. Tusk stwierdził, że nie ze wszystkimi żądaniami zgadza się w 100 proc., ale przyznał feministkom rację w wielu sprawach. „Wielu facetom nie wystarczyło refleksu” – kajał się premier.

Beb/Wyborcza.pl