"W latach posoborowych przeszliśmy od euforii pełnej nadziei do swego rodzaju autodestrukcji Kościoła - że użyję tu wyrażenia Jego Świątobliwości Pawła VI - która polega na przejściu od wymagającego bogactwa nauczania soborowego do mizerii koncesji i ustępstw, wyrywkowych lektur dokumentów soborowych, nadużyć i sloganów. Mimo tego wszystkiego, Duch Święty dał Kościołowi w Soborze siłę do odnowy przy jednoczesnej kontynuacji, siłę do tworzenia rzeczy nowych przy wierności Tradycji."

KAŻDY JEZUITA TRAKTUJE PIEKŁO NA SERIO

wywiad z Ojcem Generałem Peterem Hansem Kohrenbachem SJ


Peter Hans Kolvenbach (ur. 1928, zm. 2016) - holenderski jezuita, teolog i filozof, w latach 1968-81 profesor językoznawstwa (jeżyki wschodnie) na Uniwersytecie CEw. Józefa w Bejrucie, rektor Papieskiego Instytutu Wschodniego, od 1983 do 2008 r. generał Towarzystwa Jezusowego.

- Towarzystwo Jezusowe założone przez św. Ignacego Loyolę w XVI wieku było odpowiedzią Kościoła na wyzwanie ówczesnych czasów. Odkrycia Kopernika i Kolumba, Renesans i Reformacja otworzyły przed człowiekiem nowe perspektywy, w których Bóg przestał być brany pod uwagę w tak wielkim stopniu jak dawniej. Jak Ojciec Generał widzi współcześnie misję zakonu takiego jak Towarzystwo Jezusowe? Jaka jest jego odpowiedź na wyzwanie naszych czasów? Na jakie elementy ewangelizacyjne należy, zdaniem Ojca Generała, położyć szczególny nacisk, by mogły one trafić do współczesnego człowieka?

- Na początku 34. Kongregacji Generalnej (styczeń-marzec 1995) papież Jan Paweł II wezwał Towarzystwo Jezusowe, aby rozpoznało swój szczególny wkład w nową ewangelizację u progu trzeciego tysiąclecia. Według Ojca Świętego, chodzi o ewangelizację przy użyciu nowego słownictwa, z odnowionym zapałem i odnowioną więzią z wiernymi. Ponieważ Towarzystwo Jezusowe nie chce spełniać swojego dzieła poza Kościołem lub obok Kościoła, ale jako sługa w misji Chrystusa dla swojego Kościoła, w swoim Kościele i ze swoim Kościołem, to właśnie wezwanie Papieża przede wszystkim, prowadzi nas zawsze i we wszystkim. 23 tysiące jezuitów rozproszonych po całym świecie nauczyło się myśleć w kategoriach Kościoła powszechnego, ale jednocześnie pracować według potrzeb Kościołów lokalnych. Centrum naszej misji stanowi profetyczne głoszenie Ewangelii, nauczanie królestwa w ubóstwie Chrystusa. Ta ewangelizacja nie jest możliwa bez głębokiego zaszczepienia Dobrej Nowiny, bez której ludzie w swojej ogromnej różnorodności nie potrafią przyjąć Słowa Bożego przy jednoczesnym zachowaniu swojej kultury, sposobu życia, myślenia i wyrażania się. Jest to ogromne wyzwanie, bo już Jego Świątobliwość Paweł VI zauważył, że przepaść między Ewangelią a kulturą jest bez wątpienia największym dramatem naszych czasów. Poza tym Ewangelia nie ogranicza się do czystej duchowości: Jego Świątobliwość Jan Paweł II dał nam odczuć, że Słowo Boże dotyczy całego ludzkiego życia i zmienia całą ludzką społeczność - często brutalną, nędzną i niesprawiedliwą - w cywilizację miłości, w której króluje nowy ład i Boża sprawiedliwość. Tutaj, tak jak wżyciu Pana, chodzi o konkretne zadania, szacunek dla praw człowieka i jego otoczenia, dla pokoju i sprawiedliwości, dla rozwoju społecznego i miłości ... wobec tych, którzy cierpią, żyją w nędzy lub są niesprawiedliwie uciskani i prześladowani. Ta misja na rzecz sprawiedliwości musi być zakorzeniona w Ewangelii i stanowić sztandar miłości dla tych wszystkich, którzy cierpią, ponieważ Pan nie ogłosił szczęśliwości jedynie w imieniu swojego Ojca, ale dał przykład miłości praktycznej, jak dobry Samarytanin. Owa misja znajdzie konkretne rozwiązania w różnych krajach i na różnych kontynentach zależnie od sytuacji i warunków lokalnych. Towarzystwo, inspirowane nieustannym wysiłkiem Ojca Świętego na rzecz spotkania wszystkich wierzących i zjednoczenia wszystkich chrześcijan, chciałoby spełniać swoją misję w świecie pozbawionym wyraźnego centrum i zdominowany m przez indywidualistów, poprzez dialog, solidarność i współpracę ze wszystkich sił Ludu Bożego. Również w Europie Wschodniej trzeba przejść od heroicznego wyznawania wiary, charakterystycznego dla czasów prześladowań, do propozycji przekazu uświęcającego i dynamizującego Chrystusa w świecie szybkich przemian. W takich czasach Towarzystwo Jezusowe zaczyna podejmować nową ewangelizację z tym wszystkim, co otrzymało od swego Pana, badając Jego wezwanie do złączenia się z Nim, Gospodarzem Winnicy, w całej swojej pracy wytyczonymi przez Niego drogami.

- Obecny prefekt Kongregacji Doktryny Wiary, kardynał Joseph Ratzinger w swojej książce "Raport o stanie wiary" stwierdził, że natchnienie do skutecznych odpowiedzi na współczesny kryzys wiary znaleźć można w dokumentach II Soboru Watykańskiego. Niestety, wiele ustaleń soborowych zostało fałszywie zinterpretowanych, co wywołało zamieszanie i dezorientację w sercach wiernych, głównie w krajach zachodnich. Polsce, na skutek komunizmu, nie dane było na serio przejąć się Soborem Watykańskim II. Ten czas następuje dopiero teraz. Jakich rad mógłby udzielić Ojciec Generał polskim katolikom, aby nie powtórzyli pewnych błędów, które miały miejsce na Zachodzie? Jakie nadinterpretacje Vaticanum II są szczególnie niebezpieczne dla jedności Kościoła?

- Na temat II Soboru Watykańskiego panuje spora niejednoznaczność. W grudniu 1965 roku Jego Świątobliwość Paweł VI nie zawahał się powiedzieć, że dzięki temu Soborowi sposób patrzenia na człowieka i na świat wobec Boga jako centrum i kres wszystkiego wzmocnił się na korzyść ludzkości, bez obawy oskarżenia, że sposób ten będzie obcy człowiekowi. To oczywiście Duch Święty był przewodnikiem nauczania soborowego i to On przygotował Kościół do stawienia czoła wyzwaniom współczesnego społeczeństwa. Jest powszechnie wiadome, że Jego Świątobliwość Jan Paweł II zwołuje jeden synod po drugim - dla księży, świeckich, zakonników - po to, żeby czerpać z ducha Soboru i żeby go zachować żywym w jego dynamicznym apostolacie. Fakt, że Sobór jest dziełem Ducha Świętego, wymaga od nas nawrócenia. W latach posoborowych przeszliśmy od euforii pełnej nadziei do swego rodzaju autodestrukcji Kościoła - że użyję tu wyrażenia Jego Świątobliwości Pawła VI - która polega na przejściu od wymagającego bogactwa nauczania soborowego do miernoty koncesji i ustępstw, wyrywkowych lektur dokumentów soborowych, nadużyć i sloganów. Mimo tego wszystkiego Duch Święty dał Kościołowi w Soborze siłę do odnowy przy jednoczesnej kontynuacji, siłę tworzenia rzeczy nowych przy wierności Tradycji. Kościół Boży w Polsce musi odnaleźć się w soborowych doświadczeniach Zachodu, a pełne i autentyczne nauczanie Soboru może pomóc w stawieniu czoła wyzwaniom ze strony społeczeństwa, które również w Polsce poddaje się oddziaływaniu konsumpcji, pluralizmu i sekularyzacji. Tak naprawdę to właśnie to oddziaływanie może wywoływać więcej obaw niż prawdziwy dynamizm II Soboru Watykańskiego. W tym duchu kardynał Karol Wojtyła już w 1972 roku tłumaczył wprowadzanie Soboru jako źródła odnowy.

- Podczas rekolekcji wielkanocnych dla Jana Pawła II z ust Ojca Generała padły następujące słowa: "kapłan nie może własnych subiektywnych wrażeń czy doświadczeń czynić przedmiotem swojego przepowiadania lub nauczania, lecz musi przede wszystkim osobiście głosić i nauczać o tym, o czym naucza Kościół. Nasi Ojcowie w wierze, przede wszystkim Ojcowie z Kapadocji, podkreślali, że to jest prawdziwe «sacrificium intellectus» - podporządkowanie własnego rozpoznania nauczaniu Kościoła". W Towarzystwie Jezusowym element podporządkowania się nauce Kościoła przybrał charakter dodatkowego ślubu - posłuszeństwa papieżowi. Jednakże w tym samym czasie z ust wielu jezuitów padły słowa podważające dogmat o nieomylności papieża. Jak Ojciec Generał mógłby ustosunkować się do tych wydarzeń? Czy te zjawiska mają charakter incydentalny czy też - jak twierdzi wielu krytyków - są one w Towarzystwie Jezusowym dosyć rozpowszechnione?

- Święty Ignacy oraz jego pierwsi współpracownicy podczas działania apostolskiego w służbie Kościoła powszechnego byli ogarnięci Duchem Świętym. Po to, aby nie zboczyć z dróg Pana, ale przede wszystkim po to, aby nie wykonywać pracy niezależnej od wskazówek Pana, całkowicie podporządkowali się woli i osądowi Jego Ziemskiego Przedstawiciela, ponieważ On - jako pasterz całego Kościoła - lepiej wie, jaka praca jest do wykonania, czy do jakiego kraju w danej chwili trzeba wyruszyć z misją. Powszechność zadań Wikariusza Chrystusa powoduje, że jest on w jakiś sposób świadom potrzeb Kościoła i świata. Tak naprawdę żaden jezuita nie zapomniał o ślubie, który decyduje o wszystkich misjach Towarzystwa. To właśnie w imię tego ślubu jezuici wypełniali, według życzenia Najwyższego Pasterza, swoją misję na Syberii i w Albanii. Uniwersytet Sophia w Tokio oraz wydział nauk społecznych na uniwersytecie w Yaounde w Kamerunie - żeby dać pierwsze lepsze przykłady - zostały założone jako misje na wyraźne życzenie Ojca Świętego. Bardzo często biskupi Rzymu przeznaczali jezuitów do apostolatu ponad granicami: do dialogu między wiarą i kulturą, wiarą i nauką, Kościołem i światem współczesnym. To są dziedziny, w których nie można poruszać się po omacku ryzykując pomyłkę lub to, że się nie będzie zrozumianym czy też prowokując sytuacje konfliktogenne.

Ten, komu zlecono misję otwarcia się na świat w celu głoszenia chwały Chrystusa, dobrze wie, że to jego otwarcie może oznaczać ustąpienie przed światem, pociągać za sobą wybór drogi, która okazuje się drogą zakazaną przez Kościół. Chociaż jezuici w tych misjach ponad podziałami byli zmuszeni do podejmowania takiego ryzyka, to ich błędy i spowodowane przez nich napięcia nie stanowiły wady, lecz - w ostatecznym rozrachunku w momentach najtrudniejszych, jak tuż przed groźbą rozwiązania Towarzystwa, porzucenia wszelkich doświadczeń misjonarskich w Ameryce Łacińskiej i Azji czy podczas osobistej interwencji Ojca Świętego w kierownictwie zakonu - jezuici zawsze byli posłuszni temu, który jest Wikariuszem Chrystusa na ziemi. Niedawna Kongregacja generalna ponownie potwierdziła, że "sacrificium intellectus" może, a nawet musi stanowić nieodłączna część naszego podporządkowania Stolicy Apostolskiej.

- Podczas wspomnianych rekolekcji wielkanocnych dla Jana Pawła II Ojciec Generał przestrzegał przed identyfikowaniem Ewangelii z walk ą o sprawiedliwość społeczną, która prowadzić może do rewolucji i nowych niesprawiedliwości. Przed podobnymi konsekwencjami teologii wyzwolenia ostrzegał również prefekt Kongregacji Doktryny Wiary kardynał Joseph Ratzinger. Chcielibyśmy zapytać, jak z dzisiejszej perspektywy ocenia Ojciec Generał teologię wyzwolenia? Czy nie jest ona najlepszym przykładem owego niebezpieczeństwa, o którym Ojciec mówił podczas rekolekcji? Dlaczego w jej stworzenie zaangażowanych było tak wielu jezuitów?

- W drodze doAmeryki Środkowej Ojciec Święty stwierdził niedawno, że teologia wyzwolenia umarła wraz z obaleniem komunizmu w Europie ŚrodkowoWschodniej. Wynika to z faktu, że bardzo wielu teologów wyzwolenia było mocno przesiąkniętych językiem i ideologią marksistowską. Wierzyli oni w sens brutalnej walki w imię sprawiedliwości, w sens nienawiści w walce klas, w ograniczenie swobód obywatelskich, ale przede wszystkim, w reżim społeczny i polityczny, w Nowe Królestwo na ziemi. Tymczasem nie samym chlebem żyje człowiek, chociaż wydaje się on niezbędny do życia, ale przede wszystkim Słowem, które pochodzi z ust Bożych, i które może zaspokoić nasze ziemskie potrzeby oraz duchowy głód Boga. Dlatego też magisterium Kościoła stanowczo przeciwstawia się tym marksistowskim aspektom teologii wyzwolenia, które zresztą przy okazji porażki komunizmu w Związku Sowieckim straciły też wsparcie z jego strony. Magisterium Kościoła nie potępiło wszakże całej teologii wyzwolenia. Przez swoje zmartwychwstanie Chrystus obiecał nam wyzwolenie z pęt grzechu, śmierci i szatana, co wywoła zbawienne dla człowieka efekty sprawiedliwości, pokoju, miłosierdzia i litości, czyli owoce nowego przykazania. Trudność znalezienia ziarna wśród plew tak dużej ilości szkół teologii wyzwolenia nie przeszkodziła jednak Ojcu Świętemu w przyjęciu jednoznacznej postawy wobec biednych - ich liczba przecież ciągle wzrasta - oraz napisania encyklik, które piętnują struktury grzechu odpowiedzialne za tyle niesprawiedliwości i biedy, przypominając nam, że Ewangelia wywyższa biednych, wywyższając tak naprawdę tych, którzy walczą o sprawiedliwość w imię Ewangelii, gdzie pierwszymi wywyższonymi będą właśnie biedni. Jezuici zdają sobie zresztą sprawę, że nie można dla jakichkolwiek względów politycznych czy ideologicznych być towarzyszem Jezusa nie dzieląc jednocześnie jego miłości dla ewangelizacji biednych. Prawdę powiedziawszy, ponieważ zapał niektórych jezuitów w stosunku do biednych miał charakter bardzo polityczny, wielu z nich musiało opuścić Towarzystwo, inni musieli zmienić swoje doktrynalne poglądy, ale nawet w Kościele jezuici nie mogą właściwie zrozumieć swojej misji apostolskiej bez wsłuchiwania się w głos biednych.

-Wszystkie swoje homilie podczas rekolekcji watykańskich w 1987 r. kończył Ojciec Generał modlitwami do Najświętszej Maryi Panny. Wiek XX jest wyjątkowym stuleciem, jeśli chodzi o objawienia Maryjne. Ich liczba jest duża, a wymowa dramatycznie eschatologiczna. Wielu objawieniom towarzyszą też krwawe łzy z obrazów i posążków. Czy nie sądzi Ojciec Generał, że współczesny świat znalazł się w jakimś tragicznym punkcie, skoro wywołuje taką boleść Matki Zbawiciela? Czy nie jest to jakiś "znak czasu"? A jeżeli tak, to jak go odczytać?

- To sam Ojciec Święty zaproponował tę wschodnią modlitwę maryjną na zakończenie każdej medytacji podczas tamtych rekolekcji watykańskich. To oczywiście On skłonił nas do duchowego oddychania dwoma płucami: płucem duchowego dziedzictwa Wschodu oraz duchowego dziedzictwa Zachodu. Również w modlitwie liturgicznej Kościołów wschodnich Maryja płacze. Jednakowoż Jej łzy nie są łzami gorzkiego braku nadziei, bezsilnej litości czy wstydliwej słabości. W niektóre niedziele Kościół bizantyjski modli się: "Stojąc przy Krzyżu, o Zbawicielu, Niepokalana wylewała morze łez widząc krople krwi wypływające z Twojego boku i bezprzykładnie wychwalała Twoje miłosierdzie." Łzy Maryi nie są łzami smutku zwątpienia, ale świadectwem uczestnictwa całym sercem w Męce Jej Syna; tak jak ziarna pszenicy zagrzebane w ziemi umierają po to, żeby przynieść dużo owoców, tak Ten, który sieje łzy, zbiera żniwo radości paschalnej. Płacząc pod Krzyżem, Ona bierze udział w darze, który nam ofiarowuje Ojciec Jezusa. Jako miłosierna Matka tej łaski, odkrywa przed nami siłę miłosierdzia w świecie zaślepionym przemocą, w którym odrzucono pojednanie i przebaczenie. Płacz Matki Bożej skłania nas do świadczenia o miłosierdziu, które jest i które będzie zbawieniem ludzkości.

- Jakie jest zdanie generała w sprawach, które wywołują obecnie najwięcej zamieszania w sporach prasowych wokół Kościoła: czy kobiety powinny uzyskać prawo sprawowania urzędu kapłańskiego, czy celibat ma być nadal nieodłącznym elementem kapłaństwa, czy homoseksualizm może być w przyszłości uznany za orientację równą orientacji heteroseksualnej?

Magisterium Kościoła wypowiedziało się jasno i bez żadnych dwuznaczności na temat wyświęcania kobiet-kapłanów. Wśród przyczyn, jakimi magisterium tłumaczyło tę odmowną decyzję, jest zamiar Stworzyciela i Zbawiciela respektowania różnicy między mężczyzną a kobietą. W akcie stworzenia Pan Bóg wprowadził na wieki rozróżnienie po to, żeby każde stworzenie nosiło w sobie coś z niewyczerpanego bogactwa boskiego źródła. Dzień i noc, niebo i ziemia, światłość i ciemności, ogrom gatunków roślin i zwierząt, mężczyzna i kobieta. Ta różnorodność musiała bardzo ubogacać akt stworzenia. My natomiast czynimy na odwrót - wykorzystujemy jakąkolwiek różnicę, aby z niej czynić przedmiot dyskryminacji czy niesprawiedliwości, aby nienawidzić bliźniego pod pretekstem koloru jego skóry, jego narodowości, pochodzenia. Sam Jezus cierpiał z powodu swojego galilejskiego pochodzenia z miasta Nazaret, z którego przecież "nic dobrego nie może pochodzić". Walka przeciwko jakiejkolwiek dyskryminacji jest słuszna, ale nie może zamienić się w "wyrównywanie", które zniszczy całą różnorodność ustanowioną przez Stwórcę. Ewangelia odkrywa przed nami, jak Zbawiciel widzi różnice między mężczyzną a kobietą w dziele zbawienia, które Kościół stawia na pierwszym miejscu. Inne, specyficzne było powołanie apostołów, inne - zadanie Kobiety, Matki Jezusa. Trzeba bez wątpienia występować - w imię Ewangelii i u boku Ojca Świętego - przeciw wszelkim przejawom ucisku kobiet, dyskryminacji społecznej czy nieznajomości wkładu kobiet w prace Kościoła, ale to wszystko przy respektowaniu różnorodności ustanowionej przez naszego Pana, tak jak robią to zresztą Kościoły wschodnie. Taka zgodność (między Kościołem katolickim a innymi Kościołami chrześcijańskimi - red.) nie istnieje, niestety, odnośnie celibatu księży. Kościoły wschodnie, zarówno katolickie jak i prawosławne, znają od zawsze zarówno księży żonatych, jak i żyjących w celibacie. Kościół łaciński postawił na celibat po to, żeby lepiej służyć Ludowi Bożemu. To świadectwo niepodzielonego serca w służbie Kościoła musi wywoływać protesty w społeczności, która przeżywa gwałtowną eksplozję erotyzmu. Z tego też powodu Kościół nadaje sygnał ostrzegawczy pod adresem sposobu, w jaki współczesne społeczeństwa traktują ludzkie ciało i seks. Aby zbawić istotę ludzką, miłość i integralność jednostki, Kościół musi postawić wymagania etyczne, przede wszystkim w tej dziedzinie, albowiem to właśnie tutaj społeczność chciałaby zlikwidować jakiekolwiek osądy moralne. Jeśli chodzi o homoseksualizm, to Kościół nie potępia homoseksualistów, lecz przypomina ograniczoność stworzenia w imię jego Pana.

- Żyjemy w społeczeństwie, w którym coraz częściej podważa się niegdyś oczywiste prawdy wiary. Wielu teologów - w tym także jezuickich - uważa, że stara wizja Boga jako Sędziego, który skazuje grzeszników na piekło jest już nieaktualna. Liberalnym teologom zdarza się powątpiewać w istnienie piekła i wiecznego potępienia. Co Ojciec Generał sądzi o takiej postawie?

- Wszyscy jezuici uczyli się od świętego Ignacego, aby na serio traktować piekło, przede wszystkim w przypadkach - według słów świętego - kiedy przez przypadek zaczyna zapominać się o miłości Boskiej, która nie jest ani karą, ani przyzwoleniem, ale wymaganiem. Miłość wszystko zniesie, za wyjątkiem szkalowania lub zniszczenia samej miłości. Piekło, w tym kontekście miłości, nie jest niczym innym, jak tylko wynikiem odrzucenia miłości Boga. To sam człowiek stwarza piekło, odwracając się od Miłości, nadużywając swojej wolności mówienia "tak" albo "nie" Stworzycielowi i Zbawicielowi. Jest czymś bezsensownym, że istota ludzka może się tak odwrócić od prawdziwej miłości pogrążając się w całkowitej samozagładzie. Niestety każdy z nas jest świadkiem, często bezsilnym, tego że jakaś osoba przez używanie narkotyków czy alkoholu sama sobie oraz swoim najbliższym stworzyła piekło. Jeśli odmowa całej ludzkiej miłości jest możliwa, nawet jeśli nas niszczy, to tak samo możliwa, choć bezsensowna, jest odmowa przyjęcia Tego, który jest Miłością, co pokazywało już Pismo w straszliwych obrazach. Realizm odmowy miłości - realizm grzechu - ziszcza się w realizmie piekła, w tajemnicy odrzuconej Miłości, w niezrozumiałości odmowy spotkania z Tym, który odpowiada na najgłębsze pragnienia naszej duszy. Biorąc pod uwagę tę realność naszej odmowy, jakiś teolog miałby niemałe trudności, jeśli chciałby stwierdzić, że piekło to czysta bajka. Z pewnością mógłby jedynie odwołać się ze skruszonym sercem do miłosierdzia Tego, który przyszedł nas wyciągnąć z ciemności, żeby wynieść do swoich wspaniałych światłości. Jego serce jest większe od naszego - zapewnia nas święty Jan - i kiedy nasze serce nas upomina, to wiemy, że nasz Zbawiciel, który jest darem i wybaczeniem, wie o tym doskonale.

- Jednym z najbardziej znanych teologów XX wieku jest jezuita, Karl Rahner. Jak generał rozumie jego naukę o "anonimowych chrześcijanach"? Rahner utrzymuje, że do zbawienia nie jest potrzebna wiara, a pełnię dobra osiągają równie dobrze ateiści, jeśli tylko "przyjmują swe człowieczeństwo". Po co w takim razie misje? Wysiłek pierwszych jezuitów, następców Ignacego Loyoli, miał na celu nawrócenie niewierzących, ponieważ wierzono, że inaczej grozi im zatrata wieczna. Jak dziś można w ogóle mówić o nawracaniu?

- Jest bardzo prawdopodobne, że ojciec Karl Rahner sam żałuje użycia tego określenia, które tak łatwo wywołuje tyle nieścisłości. Śpiewamy od wieków, że Duch Boży wypełnia wszechświat. Wierzymy, że przyjmując dolę człowieczą, Słowo oświeca wszystkie osoby, które przychodzą na świat i słyszymy Dobrą Nowinę, że cała moc na niebie i ziemi jest ofiarowana Panu zmartwychwstałemu. Wszędzie i w każdej ludzkiej istocie Bóg, nasz Ojciec działa przez swojego Syna, wyjątkowego Pośrednika, w Jego Duchu. Ta wizja ludzkości, która na naszych oczach otwiera się na wiarę, nie oznacza jeszcze, że każdy człowiek jest chrześcijaninem. Wyrażenie "anonimowy chrześcijanin" - co znaczy być chrześcijaninem bez imienia i w sposób antyosobowy - zupełnie nie koresponduje z istnieniem Chrystusa, z całą jego postacią, z jego imieniem. Na cmentarzach wojskowych czytamy czasami: "żołnierz nieznany, znany Bogu". Kościół zawsze wyznawał, że Pan Bóg chce zbawienia wszystkich, i że to sam Bóg ma inicjatywę w zbawieniu niewierzących i to On stwarza warunki do ich zbawienia, warunki dla Niego oczywiste, dla nas niepojęte. Co za tym idzie, niektóre osoby, prowadzone Łaską Boską, w głębi siebie wybrały Boga, bez jasnej tego świadomości lub bez możliwości tego przekazania. Ewangelia dała tego przykłady. To jest sprawa Boża: ścieżki Jemu znane, dla nas są tajemnicze. Tylko Gospodarz Winnicy zna drogi zbawienia w Azji i Afryce oraz ich chrześcijańską przyszłość. Ale ta tajemnica nie zdejmuje z nas obowiązku głoszenia wiary wszem i wobec. Nie ma misji bez pasji miłości. Nie możemy zazdrośnie zatrzymać dla nas samych doświadczenia Chrystusa, które otrzymaliśmy i przeżyliśmy. Jeśli chcemy dobra innych, według nowego przykazania, łączność duchowa i wymiana największego dobra, jakim jest Chrystus, z wszystkimi tymi, których Pan postawił na naszej drodze, jest dla każdego chrześcijanina misjonarskim obowiązkiem. W tym sensie byłoby trudno negować, że to zadanie miłości kłóci się z mocą piekła, które w każdej osobie ludzkiej przeszkadza w nawróceniu serca. Tak więc misjonarstwo będzie naznaczone trudnościami, podejrzeniem i prześladowaniem, tym niemniej "biada mi, jeślibym nie głosił Ewangelii" (1 Kor. 9,16)

- Tradycyjna teologia przyjmowała ścisłą zależność między treścią wiary a zbawieniem. Tymczasem Karl Rahner pisze, że "symbol apostolski nie może już dzisiaj we właściwy sposób spełniać roli podstawowej formuły wiary, ponieważ w zbyt małym stopniu nawiązuje bezpośrednio do duchowej sytuacji współczesnego świata" (z książki "Krótki zarys wiary"). Co generał sądzi o tym stanowisku?

- W pierwszych wiekach (chrześcijaństwa - red.) symbol apostolski był czymś w rodzaju paszportu, dzięki któremu chrześcijanin mógł w podróży być rozpoznawalny przez inną społeczność chrześcijańską. W języku bardziej wojskowym, jeśli chrześcijanin jest żołnierzem Chrystusa, to symbol apostolski jest rodzajem "hasła", które łatwo pozwala odróżnić prawdziwych żołnierzy Chrystusa od dezerterów czy fałszywych braci. Ten symbol był czymś ponad byciem razem i krótką formą naszej wiary, jaka była przekazana wszystkim narodom przez apostołów. Ten sam Karl Rahner cytowany w pytaniu napisał: "Nieunikniony pluralizm w teologii nie może ani nie musi oznaczać zniknięcia w Kościele jedności symbolu wiary... W Kościele, który jest jeden, trzeba odnaleźć jedność nawet w symbolach wiary wyrażanych w słowach... Osobista wizja wiary musi być zawsze wewnątrz tego eklezjalnego wyznania wiary oraz adaptować ze szczerością to jedyne wyznanie" ("W służbie Słowa Bożego", 1968, str.420-422)

Pytania zadali: Grzegorz Górny i Rafał Smoczyński

Pismo Poświęcone Fronda nr 7 (1996)