Mężczyzna od dawna malował paznokcie, nosił długie włosy i kolczyki, ale dopiero w 2011 roku jeden z rodziców dzieci uczęszczających do Szkoły św. Franciszka na przedmieściach Nowego Yorku zwrócił na to uwagę dyrektorowi. Ten poprosił nauczyciela o zmianę wizerunku, a gdy ta nie nastąpiła (bo Mark Krolikowski zrezygnował jedynie z malowania paznokci), wezwał go ponownie na spotkanie. Wtedy nauczyciel oznajmił, że czuje się kobietą. Na takie dictum dyrektor zrobił to, co musiał, czyli zwolnił nauczyciela z poważnymi problemami osobowościowymi i psychicznymi.

 

I wtedy rozpętała się burza. Nauczyciel pozwał szkołę. W pozwie podkreśla, że przez ponad 30 lat nigdy nie kwestionowano jego kompetencji, lojalności czy zaangażowania w szerzenie wartości katolickich. Przeciwnie - zdobywał mnóstwo pochwał i nagród, a byli uczniowie zaczęli zbierać podpisy w jego obronie. „My, uczniowie oraz pracownicy Szkoły Podstawowej im. św. Franciszka, powinniśmy być dobrymi Chrześcijanami" - napisał w petycji David Burkard, dawny uczeń Krolikowskiego. - "Oznacza to, że mamy nie tylko być mili dla innych, ale mamy każdego bliźniego otaczać akceptacją i miłością. Mark Krolikowski zawsze uczył nas o niesprawiedliwości społecznej, zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i za granicą i w ten sposób swoim życiem udowodnił, że jest jednym z najprawdziwszych Chrześcijan, jakiego kiedykolwiek spotkałem. Akt wyrzucenia Marka Krolikowskiego z pracy pokazał, że establishment szkoły to ignoranci, niewrażliwi i hipokryci. Kiedyś byłem dumny z przynależności do społeczności szkolnej, ale teraz wstydzę się za szkołę”.

 

Wyrok sądu będzie niezwykle ważny dla katolików w Nowym Yorku. Okaże się bowiem, czy rodzice mają prawo domagać się, by nauczyciel był normalnym, dojrzałym człowiekiem, pewnym swojej męskości czy kobiecości, czy też do szkół – także katolickiej – zostaną wpuszczeni ludzie zwyczajnie chorzy (a warto przypomnieć, że transseksualizm wciąż znajduje się na liście chorób WHO).

 

TPT/Wyborcza.pl