Katolickie środki nie powinny służyć do unikania katolickich celów. Tak najkrócej podsumować można i trzeba dyskusję o NPR i mentalności antykoncepcyjnej. Tak, NPR jest dopuszczalny przez Kościół, tak mamy prawo używać rozumu także w dziedzinie płodności, ale... wszystko to powinno dokonywać się w świadomości tego, że jednym z dwóch kluczowych celów małżeństwa jest płodność. Płodność, a nie jej unikanie. I dopiero z tej perspektywy można i należy patrzeć na NPR. Jest on dopuszczalny, ale raczej jako pewien wyjątek, niż jako reguła mająca określać życie. Istnieje też niebezpieczeństwo i z nim także trzeba się nieustannie liczyć, że małżonkowie stosujący NPR zaczną go traktować jak katolicką antykoncepcję.

Aby to dobrze zrozumieć trzeba uświadomić sobie, jaki jest cel małżeństwa, czym jest płodność, i jak katolik powinien traktować potomstwo. Kościół, już w samym rycie małżeństwa jasno i dobitnie wzywa małżonków do przyjęcia potomstwa, a nie do jego unikania. „Czy chcecie z miłością przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym was Bóg obdarzy?” - pyta narzeczonych kapłan. I warto zwrócić uwagę, że nie pyta, czy chcą przyjąć potomstwo, które sobie zaplanują, ale potomstwo, którym nas Bóg obdarzy. To Bóg jest zatem podmiotem działania, Jego, a nie nasza wola ma być kluczowa. To zaś oznacza, że katolickie małżeństwo nie szuka odpowiedzi na pytanie, ile chcemy mieć dzieci, ale ile chce byśmy mieli Pan Bóg. Bóg bowiem zaplanował, co mocno przypomina w encyklice „Casti Cannubi” Pius XI, małżeństwo jako środek rozprzestrzeniania życia, powoływania do istnienia nowych, nieśmiertelnych istot, którym chce dać zbawienie. Płodność nie jest zatem zagrożeniem, problemem, ale darem, możliwością uczestniczenia w stwórczym dziele Boga, zadaniem, jakie Bóg przewidział dla małżonków.

Z tego przywileju nie zwalnia – co mocno podkreśla Pius XI - ani ubóstwo, ani sytuacja osobista. „Wielce też wzruszają Nas skargi owych małżonków, którzy srogim niedostatkiem dotknięci, z trudem ledwie dzieci wyżywić mogą. Należy się jednak mieć na, baczności, by opłakany stan majątkowy nie stał się przyczyną jeszcze bardziej opłakanych błędów. Niema bowiem takich trudności, które by mogły znieść prawomocność przykazań Bożych, zabraniających czynów złych z swej istoty. W jakichkolwiek okolicznościach małżonkowie mogą zawsze za łaską Bożą w stanie swoim żyć uczciwie i czystość małżeńską zachować bez owych niecnych występków. Niezachwianie bowiem trwa prawda nauki chrześcijańskiej, orzeczona przez urząd nauczycielski Soboru Trydenckiego: "Niech nikt nie przychyla się do owego zuchwałego zdania, odrzuconego przez Ojców pod groźbą wyklęcia, że człowiek usprawiedliwiony przykazań Bożych przestrzegać nie może. Bóg bowiem rzeczy nie możliwych nie nakazuje, a nakazując coś, upomina, abyś czynił, co zdołasz, uprosił sobie, czego nie zdołasz, a On pomoże, byś zdołał”– uzupełniał Pius XI.

Nauczania tego, wbrew temu, co nieustannie nam się wpaja, nie zmienił Sobór Watykański II, który lekko przesunął aspekty w relacji między celem małżeństwa jakim jest płodność i wzajemne wsparcie. Kościół nadal jasno i zdecydowanie przypomina małżonkom, że powinni być oni otwarci na życie, że otwartość ta jest znakiem katolickiego podejścia do małżeństwa, i że odmowa uczestnictwa w Boskim dziele stworzenia jest zwyczajnie niebezpieczna z duchowego punktu widzenia. „Z samej zaś natury swojej instytucja małżeńska oraz miłość małżeńska nastawione są na rodzenie i wychowywanie potomstwa, co stanowi jej jakby szczytowe uwieńczenie”- wskazują autorzy soborowej konstytucji duszpasterskiej o Kościele w świecie współczesnym „Gaudium et spes”. „Niech chrześcijańscy małżonkowie będą świadomi, że w swoim sposobie działania nie mogą postępować wedle własnego kaprysu, lecz że zawsze kierować się mają sumieniem, dostosowanym do prawa Bożego, posłuszni Urzędowi Nauczycielskiemu Kościoła, który wykłada to prawo autentycznie, w świetle Ewangelii. Boskie prawo ukazuje pełne znaczenie miłości małżeńskiej, chroni ją i pobudza do prawdziwie ludzkiego jej udoskonalenia. Tak więc małżonkowie chrześcijańscy, ufając Bożej Opatrzności i wyrabiając w sobie ducha ofiary, przynoszą chwałę Stwórcy i zdążają do doskonałości w Chrystusie, kiedy w poczuciu szlachetnej, ludzkiej i chrześcijańskiej odpowiedzialności pełnią zadanie rodzenia potomstwa. Spośród małżonków, co w ten sposób czynią zadość powierzonemu im przez Boga zadaniu, szczególnie trzeba wspomnieć o tych, którzy wedle roztropnego wspólnego zamysłu podejmują się wielkodusznie wychować należycie także liczniejsze potomstwo” - uzupełnili Ojcowie Soborowi.

I choć Paweł VI podkreślił, że naturalne metody rozpoznawania płodności są dopuszczalne, to w niczym nie zmienia to ani nauczania o celach małżeństwa, ani świadomości, że dla katolika dzieci są darem, a otwartość na życie (a nie zamykanie się na nie za pośrednictwem katolickich metod) jest celem jego małżeńskiej drogi. Papież wskazuje, że czasowa wstrzemięźliwość i podejmowanie współżycia w momentach niepłodnych jest dopuszczalna, ale raczej po to, by odłożyć poczęcie w czasie, niż w ogóle mu zapobiec. „Jeśli więc istnieją słuszne powody dla wprowadzenia przerw między kolejnymi urodzeniami dzieci, wynikające bądź z warunków fizycznych czy psychicznych, bądź z okoliczności zewnętrznych, Kościół naucza, że wolno wówczas małżonkom uwzględniać naturalną cykliczność właściwą funkcjom rozrodczym i podejmować stosunki małżeńskie tylko w okresach niepłodności, regulując w ten sposób ilość poczęć, bez łamania zasad moralnych”- zaznacza Paweł VI.

I trudno nie dostrzec, że nigdzie nie pada tu teza o tym, że małżonkowie mają prawo do decydowania ile mają mieć dzieci, a jedynie, że słuszne warunki dają im możliwość przełożenia w czasie poczęcia kolejnego dziecka. Owszem papież w innym miejscu wskazuje, że dla ważnych powodów moralnych, małżonkowie, kierując się dobrem dzieci już poczętych, a także własnym rozeznaniem, mogą „na czas nieograniczony unikać poczęcia kolejnego dziecka”, ale jednocześnie podkreśla wagę wielkoduszności w takich decyzjach. Wszystko to razem pokazuje, że dopuszczalność naturalnych metod nie jest bynajmniej nakazem ich stosowania, a małżonkowie, którzy decydują się na ich implementacje w życiu powinni bardzo uważać, by nie stały się one – w ich myśleniu i intencjach – po prostu katolicką antykoncepcją, która pozwala im w duchu faryzejskim – zachowując czyste sumienie – cieszyć się wygodą czy bezpieczeństwem posiadania jednego dziecka. Takie podejście byłoby całkowicie niezgodne z duchem i literą „Humanae vitae”.

To zastrzeżenie oznacza zaś, że ostatecznie małżonkowie stosujący – ze słusznych, a nie jakichkolwiek powodów – NPR nie powinni zamykać się na życie, ale wciąż wsłuchiwać się we własne sumienia, i w głos Boży i szukać odpowiedzi na pytanie, czy Bóg nie chce od nich jeszcze większej wielkoduszności. A postawa ta dotyczyć powinna nie tylko małżeństw z jednym czy dwójką dzieci, ale również tych, które mają ich piątkę czy siódemkę. Inna postawa, świadome zamknięcie się na życie, nawet jeśli dokonujące się przy pomocy wyłącznie moralnie godziwych metod, czyli właśnie NPR, rodzi zawsze pytanie o intencje i niebezpieczeństwo tego, że będą one grzeszne i niegodziwe. Mentalność antykoncepcyjna może nas bowiem opanowywać także jeśli nie korzystamy z antykoncepcji.

I na koniec, bo to także bardzo ważne, trzeba jasno i wyraźnie wskazać, że NPR nie jest drogą, by „unormalnić katolików”, by tak jak wszyscy mieli oni jedno czy dwoje dzieci. Nie taka jest nasza droga. My mamy być inni, mamy być zgorszeniem dla świata, znakiem sprzeciwu wobec dominującej w nim wrogiej dzieciom i płodności. Owszem nie zawsze katolik może mieć więcej dzieci, czasem – jak każdy popada w lęk, obawy czy ogarniają go słuszne wątpliwości, co do własnych sił. W niczym nie zmienia to jednak tego, że drogą katolika jest otwartość na życie, a nie zamykanie się na nie, i przekonywanie, że robi się to po katolicku. Czy oznacza to, że NPR powinien zostać odrzucony? Nie, bo jest on świetną pomocą do poczynania dzieci, pomaga rozpoznać czas płodny, a przede wszystkim daje ogromną wiedzę o cielesności i psychice kobiety, a także pozwala – w pewnych sytuacjach – odłożyć poczęcie w czasie. Trzeba tylko uważać, żeby nie przesłonił nam on tego, co jest celem małżeństwa, by nie stał się katolicką metodą osiągania niekatolickich celów.

Tomasz P. Terlikowski