Putin nie zreformuje Rosji. Chce takiego kraju, jaki zbudował - którego wszyscy się boją tylko dlatego, że istnieje - mówi w rozmowie z Michałem Potockim z "Dziennika Gazety Prawnej" Michaił Kasjanow, były rosyjski premier, lider opozycyjnej Partii Wolności Ludowej (PARNAS).

Polityk wskazuje w rozmowie na bardzo trudną i prawdopodobnie trwałą sytuację gospodarczą Federacji Rosyjskiej. "PKB spadł w sumie o 7 proc. Znajdujemy się gdzieś na poziomie z 2007 r. Świat w tym czasie poszedł do przodu. Wtedy Rosja stanowiła 3,5 proc. produktu światowego brutto. Obecnie to niecałe 2,5 proc. Przeszliśmy z recesji do stagnacji. Ceny ropy są dość wysokie, co pozwala utrzymywać się na powierzchni. Ale o żadnym rozwoju nie ma mowy" - przekonuje Kasjanow.

"Brakuje źródeł wzrostu. Zazwyczaj głównym filarem są inwestycje. Podczas recesji z Rosji wypływało po 150 mld dolarów rocznie. Teraz ten strumień zmalał do 50 mld. To znaczy, że inwestorzy wywieźli swój kapitał za granicę, żeby zachować go na lepsze czasy. Putin niczego im nie obieca, a nawet jeśli, to już mu nie uwierzą. Dlatego za Putina ani zagraniczni, ani rosyjscy inwestorzy nie będą topić swoich środków w rosyjskiej gospodarce. Wzrostu PKB nie będzie. Stagnacja może potrwać nawet 20 lat" - dodaje.

Według byłego rosyjskiego premiera nie dojdzie też do żadnego rozłamu wewnątrz obozu władzy. "Wewnątrz reżimu nie będzie rozłamu, bo każdy z tych ludzi znalazł sobie wygodne miejsce. Zasada jest taka, że im jesteś bliżej Putina, tym więcej masz możliwości zarobku" - mówi, dodając, że co innego w przypadku biznesu. "Ci ludzie czekają na zmianę władzy. Oni poprą opozycję, jak tylko spostrzegą, że to możliwe. Problem w tym, że na razie nikt nie widzi realnego i bezpiecznego dla biznesu mechanizmu zmiany władzy. Dlatego biznesmeni się nie wychylają, żeby nie stracić majątku i nie trafić do więzienia. Zresztą w rozumieniu służb każdy biznesmen jest a priori złodziejem, więc powinien płacić za samo swoje istnienie. To jedno ze źródeł korupcji" - wyjaśnia Kasjanow.

Polityk cztery lata pracował razem z Putinem. Jak dziś mówi, uważał go za demokratę - i pomylił się... Pytany, jaką Rosję chciałby pozostawić po sobie obecny prezydent, Kasjanow odpowiedział: "Taką, jaką już zbudował. Chce Związku Radzieckiego z kapitalizmem dla przyjaciół. Kraju, którego cały świat by się bał tylko dlatego, że istnieje. I szanował nie za to, że państwo rozkwita dzięki właściwemu zarządzaniu, ale przez to, że zagraża wszystkim dookoła. Putin w ten sposób postępuje na co dzień. Poniża przywódców innych państw".

mod/forsal.pl