Lider zespołu Zakopower w rozmowie z magazynem "Zwierciadło" podkreśla, że jako Polak nie ma żadnych kompleksów.

- Przez lata obserwowałem, jak to jest z muzyką ludową, jak jest za granicą, a jak w Polsce. Jeździłem na zagraniczne festiwale, a tam ludzie się nią zachwycali: „Jakie to niesamowite! Jaką wy macie piękną kulturę, jakie piękne stroje! Jakie to oryginalne”. A w Polsce ludzie mówili, że kierpce czy ciupaga to obciach. „Wy, oscypki!”. Nie potrafili docenić, nie potrafili się z ludowością utożsamić.

Brakowało im wiedzy, że te oscypki i góralska muzyka określają nas i odróżniają od reszty świata. Że nie ma większego bogactwa niż żywa kultura - mówi Sebastian Karpiel-Bułecka. Zachęca, byśmy byli dumni z naszej historii i kultury. Nie powinniśmy mieć żadnych kompleksów, bo mamy się czym chwalić.

- To kim jesteśmy i co sobą reprezentujemy, to co nas kreuje, co sprawia, że jesteśmy silni, że jesteśmy ciekawi i jako ludzie i jako twórcy, to właśnie nasza kultura i nasza historia. Całe dobro narodowe, które było tworzone przez pokolenia Polaków. Wielkich ludzi, którzy borykali się naprawdę z wielkimi tragediami, jak wojna, zabory, powstania. Wymazywanie tego, odzieranie z tego samych siebie jest straszną głupotą, bo to nas kształtuje i jako naród i jako ludzi - przekonuje.

Sebastian Karpiel-Bułecka uważa, że powinniśmy dbać o swoją, jedyną w swoim rodzaju i wyjątkową kulturę.

- Nie wolno ulegać modom, głupim pomysłom, które docierają do nas z Zachodu. Myślę, że o uleganiu im decydują nasze kompleksy. Wpływ na ich powstanie miały lata komunizmu. Wydawało nam się, że wszystko co na Zachodzie. jest lepsze. I teraz kiedy możemy to dostać, tak się tym zachłystujemy, że zatracamy siebie - stwierdza muzyk.

Jak mówi, że  niezwykle popularna płyta „Boso” powstała pod wpływem jego przeżyć związanych z katastrofą smoleńską w 2010 roku.

- Płyta powstawała w bardzo specyficznym czasie - po wielkiej katastrofie 10 kwietnia. (…) Ogarnęło nas wtedy przygnębienie. Jak mogło do czegoś takiego dojść? Mocno to nami tąpnęło i taka też atmosfera udzieliła się nastrojowi płyty „Boso” - mówi.

- To co wtedy odczuliśmy stało się bazą dla teksów i muzyki. To było mocne uderzenie i nikt nie potrafił od tego uciec. (…) Mocno przeżyłem wtedy to co się stało. Pamiętam, że tego dnia byłem spakowany na koncert. Zszedłem na dół z walizkami, włączyłem radio i tak już zostało. Wiedziałem, że nigdzie nie pojadę, że nawet gdyby ktoś chciał, żeby ten koncert się odbył, to ja nie jestem w stanie wyjść na scenę i grać - wyznaje.

All/Zwierciadło