To wstrząsające słowa. Przewodniczący niemieckiego Episkopatu ma nadzieję, że Bóg wysłucha modlitw muzułmanów. Co kryje się za tą nadzieją? Pragnienie poddania całego świata islamowi i zniszczenie Kościoła katolickiego? Bo przecież dobrzy muzułmanie muszą modlić się o nawrócenie innowierców. Prosić o zwycięstwo własnej religii i faktyczne zniknięcie innych. Dlaczego katolicki kardynał wyraża nadzieję, że Bóg wysłucha takich modlitw?

Podejrzewam, że to nowoczesny dialog. Oo co się modlicie, niech się spełni, nam, katolikom, wszystko się podoba. Dlaczego? Czy dlatego, że Boga i tak nie ma, a jeśli jest, to wszystko Mu jedno?

W ubiegłym roku w Watykanie, w maju, na zaproszenie Ojca Świętego Franciszka, obecny był imam, który modlił się o zwycięstwo nad niewiernymi. Miał modlić się o pokój, ale dorzucił od siebie nieprzewidziany i niezarejestrowany w oficjalnych protokołach cytat koraniczny. Allah, jak się zdaje, wysłuchał tej prośby. W miesiąc później Państwo Islamskie naśladując czyny „proroka” Mahometa zajęło znaczne obszary Iraku, w tym Mosul, przepędzając stamtąd dziesiątki tysięcy chrześcijan, wielu mordując, plugawiając kościoły, łamiąc krzyże, plując na świętości wiernych Chrystusowi.

Jakie będą owoce modlitw muzułmanów wspieranych przez niemiecki episkopat? Modlą się do "Boga", ale czy Allah to ten sam Bóg, który umarł na krzyżu? Czy dialog ma oznaczać przyklaskiwanie kultowi fałszu i całkowitą rezygnację z prób nawracania? Nic dziwnego, że Europa się islamizuje, a imigranci nie chcą przyjmować chrześcijaństwa. W Europie, w Niemczech, chrześcijaństwo może im się jawić jako religia relatywizmu i klęski. A po co wybierać klęskę?

Paweł Chmielewski