Wielu Ojców Synodu, w tym abp Stanisław Gądecki, w bardzo negatywny sposób wyrażało się o Relatio post disceptationem. Wskazywano, że jest to dokument, który odchodzi od nauczania Jana Pawła II. Jak podkreślił kard. Raymond Burke, tekst „Relatio” jest wręcz pozbawiony zakorzenienia w Piśmie Świętym i w Magisterium. Okazuje się, że dokument ma jednak także wpływowych zwolenników. Jednym z nich jest przewodniczący niemieckiego Episkopatu, kard. Reinhard Marx.

W dzisiejszym wywiadzie prominentny purpurat stwierdził, że „Relatio” musi zostać jedynie zbalansowane. Podkreślił też wagę stwierdzeń dokumentu, które odnoszą się do kościelnej praktyki względem homoseksualistów i osób rozwiedzionych w nowych związkach.

„Są tacy, którzy bronią obrazu Kościoła, którzy nie chcą niczego utracić w kwestiach doktrynalnych. Niektórzy popierają z kolei inną drogę. Wola znalezienia wspólnego gruntu jest konieczna – i mamy ją: słuchaliśmy wszystkich” – powiedział według "CNA" niemiecki kardynał.

Stwierdził też, że końcowy dokument Synodu „nie może zawierać wszystkiego, co było mówione w małych grupach roboczych: to prowadziłoby do olbrzymiego dokumentu”.

Kardynał Marx powiedział ponadto, że „Magisterium Kościoła nie jest statycznym zbiorem zdań, jest rozwojowe. Doktryna jest poddana dialogowi – nie zależy od znaków czasu, ale tak czy inaczej może być rozwijana. Nie możemy zmienić Ewangelii. Jednak jeszcze nie wszystko zrozumieliśmy” – stwierdził purpurat.

Dodał, że „wykluczenie nie jest częścią języka Kościoła” oraz że „rozwodnicy w nowych związkach nie są chrześcijanami drugiej kategorii”.

Jak widać niemieccy hierarchowie cały czas prą do zmiany katolickiej doktryny. Kard. Marx zapewnia, że nie można zmienić Ewangelii. Oczywiście – nie można. Ale jeżeli Ewangelia jest bardzo trudna, bardzo niewygodna dla współczesnych ludzi, to czy nie można jej po prostu na nowo… zinterpretować? Czy nie tak należy rozumieć podkreślanie przez przewodniczącego Episkopatu Niemiec o „niezrozumieniu” wszystkiego przez Kościół?

Przecież, dajmy na to, Kościół anglikański też nie przyznaje, że przeczy słowom Chrystusa i św. Pawła. To jednak nie przeszkadza mu akceptować rozwodów i „otwierać się” na homoseksualistów. Dlaczego? Oczywiście – nowa interpretacja.

Interpretacja, która pomimo zaklęć różnych hierarchów może nie być zupełnie pozbawiona wpływu „znaków czasu”. A to oznacza, że szatan, który bez wątpienia stoi za współczesnym pomieszaniem w kwestii rodziny, może próbować wtargnąć do Kościoła tylnymi drzwiami - pod pretekstem miłosierdzia, oczywiście. Modernistyczne w duchu podejście do Pisma może być tego wtargnięcia świetnym narzędziem. Gdy papież Franciszek ostatecznie potwierdzi prawdę dotychczasowego nauczania Kościoła, to ferment, który sieje część duchownych, tak czy inaczej zachowa swoją niszczycielską siłę.

I nawet jeżeli nie głoszą oni żadnej faktycznej herezji, to w krótkich medialnych relacjach, często wrogich Kościołowi, nie zawsze jest to uchwytne. A to właśnie te relacje, a nie grube prace teologiczne, czytają zwykli wierni Kościoła - i to oni mogą paść ofiofiarąi niejasnych i niekiedy wręcz rewolucyjnych wypowiedzi hierarchów. Kto weźmie odpowiedzialność za małżeństwa, które rozpadną się w nadziei na zmianę stanowiska lub za homoseksualistów, którzy nie porzucą życia niezgodnego z Bożym planem oczekując "otwarcia" Kościoła? Czy niemiecki Episkopat ma zamiar ogłosić, że weźmie na siebie ich grzechy?

Paweł Chmielewski