- To było polowanie poprzedniej władzy na opozycję,. Zaczęło je środowisko WSI jeszcze w 2007 r. kiedy Prawo i Sprawiedliwość było przy władzy, ale skwapliwie przyłączyli się do tego politycy PO – mówi dziennikarka śledcza Dorota Kania o nowej inwigilacji prawicy.

 

Jakub Jałowiczor: Opisuje pani w „Gazecie Polskiej” zjawisko nazwane drugą inwigilacją prawicy. Mechanizm miał być taki, że składano doniesienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa i któraś ze służb - teoretycznie w ramach śledztwa - inwigilowała różne osoby.

Dorota Kania: Nie tylko. Były też zakładane sprawy operacyjnego rozpracowania, jak ta o kryptonimie „Rodzina” wymierzona w likwidatorów WSI. A tych spraw było znacznie więcej.

Jeżeli to wszystko działo się w ramach śledztw i było dokonywane przez państwowe służby, to czy można tu mówić o inwigilacji? Czy jest tu coś nagannego?

Tak, dlatego że jeżeli chodzi o wykorzystywanie służb do zbierania informacji, to może się to dziać tylko i wyłącznie w ramach wykonywania konkretnych czynności. Tymczasem mieliśmy takie sytuacje, jak np. sprawa związana z rzekomą sprzedażą aneksu do raportu z weryfikacji WSI: służby wchodzą na przeszukanie do członków komisji weryfikacyjnej, a w nakazie przeszukania jako podstawa podjętych działań podane jest oferowanie sprzedaży aneksu pracownikom koncernu Agora. Potem ten zapis tajemniczo znika i w ogóle nie ma sprawy, choć ludzie mieli przeszukane domy, byli zatrzymani na przesłuchania i potem wypuszczeni. Czym to jest, jeśli nie inwigilacją? Dlaczego czynności operacyjne prowadzono wobec historyka Sławomira Cenckiewicza, który mówił o tym, że był inwigilowany przez 7 lat? Dlaczego sprawy rozpracowania operacyjnego są zakładane tylko dlatego, że posłowie z mównicy sejmowej zadają pytania odnośnie służb wojskowych? Dlaczego służby wojskowe śledzą cywilów? Jest mnóstwo pytań, na które powinny się znaleźć odpowiedzi. To prawda, że w momencie, kiedy wszczęto śledztwo, służby muszą wykonać niejawne czynności, skoro prokuratura je zleca. Jednak tu mamy do czynienia sytuacją, kiedy pewne rzeczy znikają.

Inwigilowana miała być m.in. „Gazeta Polska”, „Nasz Dziennik”, „W Sieci” i „Do Rzeczy”. Czy w sprawie rzekomego handlu aneksem objęto jakimiś dzianiami także koncern Agora?

Nie spotkałam się z informacjami na ten temat. Natomiast na pewno zbierane były bilingi, w których były telefony dziennikarzy. Na pewno też rejestrowano rozmowy m.in. polityków z dziennikarzami. To wiem na pewno. Wiem też, że podobną inwigilacją objęto byłych funkcjonariuszy CBA, czyli Mariusza Kamińskiego i jego współpracowników.

Kto był inicjatorem całego tego procederu?

Według mnie na uwagę zasługuje fakt, że inwigilacja miała miejsce w czasie, kiedy szefem ABW był Krzysztof Bondaryk. Wykonywano wtedy czynności w ramach śledztw związanych z aneksem czy też np. z powstawaniem książki o Lechu Wałęsie. To też jest sprawa, którą należy szeroko opisać. ABW pod kierownictwem Krzysztofa Bondaryka złożyło zawiadomienie do prokuratury o popełnieniu przestępstwa przez doktorów Cenckiewicza i Gontarczyka, którzy rzekomo ujawnili tajemnicę państwową w swojej książce. Postępowanie prowadziła prokuratura okręgowa z Bydgoszczy. Zostało ono umorzone. Kto był inicjatorem całej inwigilacji? Według mnie było to polowanie poprzedniej władzy na opozycję, inaczej tego nie można nazwać. Zaczęło je środowisko WSI jeszcze w 2007 r. kiedy Prawo i Sprawiedliwość było przy władzy, ale skwapliwie przyłączyli się do tego politycy PO, nie reagując na nieprawidłowości. Mało tego, podległe im służby robiły to właśnie za ich przyzwoleniem. Co ważne, po wyborze Andrzeja Dudy doszło do masowego niszczenie dokumentów służb.

Czy oprócz śledzenia wiadomo coś o podejmowaniu działań dezintegracyjnych czy wprowadzaniu agentów do kontrolowanych środowisk?

Na ten temat jest jeszcze zbyt mało informacji. Na uwagę zasługują natomiast przecieki w mainstreamowych mediach, artykuły, które się ukazywały na temat różnego rodzaju działań np. byłych współpracowników Mariusza Kamińskiego. Polecam teksty w „Gazecie Wyborczej”. Ciekawe jest to, jakie zwierają informacje i kto mógł być ewentualnym informatorem.

Skoro akta były niszczone, to czy cała ta sprawa jest możliwa do wyjaśnienia?

Według mnie tak. Niszczenie akt zaczęło się po wyborze Andrzeja Dudy na prezydenta, czyli jeszcze przed wejściem w życie nowej ustawy o brakowaniu dokumentów (zaczęła ona obowiązywać od 1 listopada). Na mocy poprzedniej ustawy opis niszczonych dokumentów był szerszy niż teraz. Od 1 listopada można wpisywać wyłącznie sygnaturę czy hasło sygnalne. W ramach pierwszej ustawy wymagany był dokładny opis tego, co zostało zniszczone. Poza tym droga uzyskiwania zgody na niszczenie była inna, musiał się od nią podpisać szef danej służby czy jej dyrektor. Jest więc szansa na znalezienie informacji, co zostało zniszczone. Przynajmniej tytułów dokumentów. Być może można znaleźć jakieś szczątkowe dokumenty w niektórych sprawach.

Kto powinien to wyjaśnić?

Według mnie komisja śledcza, która powinna pracować przy pełnej jawności, przy otwartej kurtynie. Żadnych tajnych posiedzeń. To nie było działanie w interesie państwa, tylko przeciw interesowi państwa. To było działanie w celu zniszczenia legalnie działającej opozycji i inwigilacji konserwatywnych mediów. Tak naprawdę do końca nie znamy skali tego zjawiska i nie wiemy kto jeszcze był śledzony.

<<< JUŻ JEST. KOLEJNY TOM DZIEJÓW POLSKI PROF. NOWAKA! Ta książka powinna znaleźć się w każdym polskim domu! >>>