Kanclerz Angela Merkel, tak ubóstwiana przez czołowych polskich lewaków, pod wieloma względami jest od nich... dużo mądrzejsza. Na przykład gdy chodzi o stosunek do religii chrześcijańskiej. Dla Merkel slogany o "rozdziale" Kościoła i państwa polegającym na odebraniu biskupom głosu w sprawach publicznych, to nic innego, jak karykaturalna głupota. Niemiecka kanclerz mówiła o tym na otwartym właśnie w Berlinie Ewangelickim Spotkaniu Kościelnym (Evangeliche Kirchentag).

Na otwarciu w niemieckiej stolicy obecnych było 70 tysięcy osób. Organizatorzy spodziewają się, że w niedzielę, gdy spotkanie dobiegać będzie końca, obecnych będzie nawet 140 tysięcy osób.

Sama niemiecka kanclerz mówiła podczas wygłoszonego przez siebie przemówienia o stosunku wiary i państwa. Jak podkreśliła, "religia należy do przestrzeni publicznej". Merkel zapewniła, że jej partia, CDU, nie godzi się na spychanie religii do sfery prywatnej. Jest dobrze, gdy Kościół (zarówno katolicki jak i ewangelicki) zabierają głos w sprawach publicznych, deklarowała Merkel.

Te wypowiedzi nie mogą zaskakiwać. Kanclerz Angela Merkel bardzo blisko współpracuje z Koścołem katolickim oraz z Kościołem ewangelickim, sama będąc córką pastora i - jak deklaruje - wierzącą protestantką. Z drugiej strony hierarchia kościelna nie kryje swojej aprobaty dla jej polityki. Niestety, Merkel akceptuje "kompromis aborcyjny" (100 tysięcy ofiar) czy legalną prostytucję, ale z drugiej strony - cały czas blokuje pełną legalizację eutanazji czy wprowadzenie homozwiązków na podobę małżeństwa. 

Wreszcie - last but not least... - gwarantuje Kościołowi współpracę finansową. Państwo zbiera podatek kościelny, opłaca rozmaite kościelne inicjatywy charytatywne i kulturalne. W zamian za to biskupi nie kryją swojego poparcia. Obie strony są zadowolone - i w gruncie rzeczy służy to społeczeństwu.

No, ale przecież to w kołtuńskiej Polsce biskupi mają za wiele do powiedzenia. Nie to, co na światłym Zachodzie. Prawda?

hk