„W kulturze mniej homofobicznej i mniej patriarchalnej nie byłoby w ogóle sprawy. Wydawało się dotąd, że polska wspólnota narodowa zasadza się na dwóch rodzajach wykluczenia – etnicznym i religijnym. Istotnym kryterium wykluczenia okazuje się jednak także heteronormatywność” - oznajmia Janicka. „Heteronormatywność produkuje homofobię. Homofobia to odczłowieczenie. Polega ona na seksualizacji, czyli redukcji istot myślących i czujących do jednej nieskomplikowanej czynności fizjologicznej. To rodzaj umysłowości i wrażliwości, która sprowadza seksualność do seksu, a seks do grzechu” - przekonuje „badaczka”. A na koniec oznajmia: „homofobia przekształca podmiot w przedmiot. Oznacza skrajne uprzedmiotowienie i ubezwłasnowolnienie”.

A mnie trudno nie zadać prostego pytania, czy to przypadkiem nie pani Janicka sprowadza wszystko do seksu, by nie powiedzieć brutalniej homoseksualności. Z mojej perspektywy z faktu, że Czajkowski był homoseksualistą nic nie wynika dla jego muzyki. I nic nie odbiera patriotyzmowi tych z bohaterów, którzy byli homoseksualni. Tyle, że z „badań” Janickiej nie wynika, by był to problem „Zośki”.

Dowodzenie nie jest jednak najmocniejszą stroną Janickiej, więc zamiast dyskutować czy dowodzić obrzuca ona swoich adwersarzy obelgami. „Trwającą debatę obserwuje z uwagą. Można w niej wyróżnić kilka głównych nurtów: homofobiczny, antysemicki i spod znaku obrony dobrego imienia” - mówi Janicka. I tym samym zwalnia się z jakiejkolwiek potrzeby uzasadnienia swoich tez.

TPT/Gazeta Wyborcza