Portal Fronda.pl: Ministerstwo zdrowia właśnie poinformowało, że pigułka „dzień po” będzie dostępna w Polsce bez recepty.

Kaja Godek: Bardzo mi przykro, że rząd zdecydował się na promowanie przemocy w rodzinie.

Przemocy w rodzinie?

A czym innym jest sytuacja, w której kobieta przyjmuje tabletkę, zabijając dziecko w jej łonie? Proszę także pamiętać, że często dochodzi do sytuacji, w której mąż/partner przymusza kobietę do zażycia takiego specyfiku, grożąc na przykład odejściem albo szantażując w inny sposób. To jest przemoc.

Zaskoczona jest pani decyzją ministerstwa zdrowia? Komisja Europejska zadecydowała o zniesieniu recept na pigułki „dzień po” w ubiegłym tygodniu. Przez ten czas ministerstwo zdrowia wypowiadało się dość powściągliwie o przyjęciu takiego rozwiązania w Polsce.

Nie jestem zaskoczona, bo widzę, że wysoko postawieni polscy urzędnicy od dawna szukają sobie ciepłej posadki w Unii Europejskiej. Realizują więc wszystkie zalecenia UE w sposób służalczy i wiernopoddańczy. Dobro kobiet i interes państwa jest poświęcany dla kariery urzędników. Ten, kto przez kilka lat grzecznie słuchał urzędników z Brukseli, nie patrząc na interes społeczeństwa polskiego, dobrze na tym wychodzi i kończy z pięcio- lub sześciocyfrową pensją. Widocznie panowie Neuman i Arłukowicz popatrzyli i pomyśleli: "My też tak chcemy!".

Może na zmianę stanowiska wpływ miało oburzenie feministek, które szybko zaczęły zbierać podpisy pod apelem do Bartosza Arłukowicza. Ponoć uzbierały 10 tys. takich podpisów.

Proszę pamiętać, w jaki sposób działają te środowiska. Petycja rzeczywiście była, ale podpisy zbierano poprzez platformę, która w ogóle nie weryfikuje adresu mailowego. Tam mogły się znaleźć jakieś fikcyjne maile – to ma być karta przetargowa? Powstaje wrażenie pospolitego ruszenia, ale to fikcja. Prawdą jest natomiast fakt, że korzysta się z nieświadomości społeczeństwa. Pigułki „dzień po” nazywa się antykoncepcją, a one mają niewiele wspólnego z antykoncepcją. Czasem rzeczywiście działają przeciw poczęciu, ale w wielu przypadkach oddziałują na endometrium, czyli ingerują w proces zagnieżdżania się poczętego już małego i bezbronnego człowieka.

Jakie będą konsekwencje wprowadzenia w Polsce pigułek „dzień po” bez recepty?

Nie zdziwię się, jeśli ktoś wpadnie na pomysł postawienia automatu z takimi pigułkami na przykład w gimnazjach. Chipsów i ciastek dzieci w szkole nie mogą kupić, jest na to odpowiednia ustawa, ale bez problemu dostaną środek poronny. To doskonale pokazuje, jakie jest podejście UE i rządu do społeczeństwa - ograniczanie wolności i równocześnie depopulacja. Długoterminowe skutki przyjęcia takiego rozwiązania będą olbrzymie i przerażające. Każda taka tabletka to bomba hormonalna. Nie wierzę w to, że spanikowana nastolatka weźmie tylko jedną. Wystarczy zresztą przejrzeć fora internetowe, na których licealistki piszą, że „na wszelki wypadek” łyknęły kilka albo robią to parę razy w ciągu jednego cyklu. Mamy w Polsce plagę niepłodności i wiele par latami stara się o dzieci. A my co robimy? Serwujemy ludziom masowe ubezpładnianie. Konsekwencje będą potworne dla jednostek i dla społeczeństwa. Kto na tym zarobi? Prócz producentów tabletek, kliniki sztucznego rozrodu – im się opłaca, by w Polsce było jak najwięcej niepłodnych par, one się żywią ludzkim nieszczęściem.

Rozm. Marta Brzezińska-Waleszczyk