W Unii powinna obowiązywać zasada suwerenności państw i niewtrącania się w ich sprawy wewnętrzne – uważa  Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla Salon24.pl.

W obszernym wywiadzie dla Salon24.pl prezes Prawa i Sprawiedliwości mówi o polityce polsko-niemieckiej, przyszłości Unii, Angeli Merkel, Viktorze Orbanie, Jacku Saryusz-Wolskim. Wskazuje także najlepszych ministrów rządu Beaty Szydło.

 

Salon24.pl: Do których europejskich polityków jest dziś Panu najbliżej?

Jarosław Kaczyński: To trudne pytanie, bo ja nie funkcjonuję dziś w polityce zagranicznej. Na pewno tych, którzy mają przekonanie, że Unia Europejska jest potrzebna, ale jako związek państw narodowych, tych, którzy są wolni od poprawności politycznej i  lewicowego szaleństwa. Nie jest takich polityków dużo. Tych, którzy wierzą w Unię, którą  w jakiejś perspektywie mogłaby odgrywać bardzo dużą rolę, nawet zostać supermocarstwem.

Tymczasem jest coraz słabsza. Za kilka lat Unia na pewno będzie inna niż jest dzisiaj. Gdzie widzi Pan partnerów do rozmowy o jej przyszłości? Nie tylko takich, którzy się z nami zgodzą, ale też takich, którzy mogą mieć realny wpływ na jej kształt? Sami Unii nie zmienimy.

Mówimy o  sferze wspólnych interesów. Na pewno kraje naszej części Europy nie są zainteresowane Unią dwóch prędkości. Oznacza ona bowiem tak naprawdę rozpad Unii Europejskiej.  Niezależnie od różnić w poglądach, które istnieją, współpraca w tym gronie jest możliwa. 

A poza samą Europą Środkową? Jak Pan wyobraża sobie szukanie partnerów w krajach zwanych „starą Europą”?

Mamy na razie zbyt wiele znaków zapytania. Przed nami wybory w Holandii, wybory we Francji, wybory w Niemczech. Niepewna jest sytuacja we Włoszech, w Hiszpanii jest rząd mniejszościowy. Anglicy wychodzą z Unii. Sytuacja jest zbyt niewiadoma, aby można było coś na ten temat powiedzieć. 

Jakie będą nasze główne propozycje dotyczące przyszłego kształtu Unii?  Co możemy położyć na stole?

Generalnie chodzi o to, żeby umocnić pozycję państwa narodowych i wyklarować, co należy do Unii, a co do państw narodowych.

Co powinno się zmienić w stosunku do dzisiejszego stanu Unii?

Przede wszystkim Unia Europejska jest jedną z niewielu wielkich organizacji międzynarodowych, która nie implementuje do swojego porządku prawnego Karty Narodów Zjednoczonych, a w jakiejś mierze także układów wiedeńskich. Ta implementacja jest niewątpliwie potrzebna w takich tematach jak suwerenność czy niewtrącanie się w sprawy wewnętrzne. Porozumienia wiedeńskie dotyczą stosunków dyplomatycznych, ale to też ma znaczenie. Poza tym są funkcje wyłączne Unii i funkcje podzielone i tu jest największy problem, należałoby je wyklarować. Są też różnego rodzaju zmiękczenia tego podziału i one muszą być wyeliminowane.  W pierwszych artykułach Traktatu o Unii Europejskiej państwo narodowe powinno być wymienione jako ten podmiot, który jest wzmacniany, chroniony. Są przepisy, które w istocie pozwalają na rozbijanie Unii, bo czym jest Unia różnych prędkości jak nie rozbijaniem jej? Proponuje się przecież teraz coś, co doprowadzi do tego, żeby Unia się podzieliła. To jest problem, który powinien być rozwiązany.

Innym problemem jest brak procedur. Widzieliśmy to na przykładzie wyboru Donalda Tuska, gdy zapytano tylko, kto jest przeciw. Bez żadnej podstawy uznano też, że Tusk jest jedynym kandydatem, a drugi, który został zgłoszony, nie został w ogóle dopuszczony. Można kogoś powołać wbrew państwu, z którego kandydat pochodzi. Tego rodzaju sytuacje nie powinny mieć miejsca. To też trzeba zmienić.

Trzeba też zrobić wszystko, żeby skomprymować tę gigantyczną regulację europejską, regulacje prawne - kilkanaście tysięcy stron maszynopisu rocznie tylko jeśli chodzi o Polskę.  To tworzy olbrzymie zamieszanie i powinno być zmienione.

Czy w nowym kształcie Unia powinna się również zajmować kwestiami bezpieczeństwa? Czy nie jest  to próba uniknięcia realnego zaangażowania finansowego europejskich państw NATO i zmniejszenia roli USA?

Unia powinna być także organizacją bezpieczeństwa, ale musiałaby być wtedy zupełnie inaczej skonstruowana. Musiałaby mieć przeznaczone 2% PKB całej UE na armię wspólną, to by pozwoliło stworzyć na przykład armię dużo silniejszą od armii rosyjskiej. Armii, która gwarantowałaby pełne bezpieczeństwo i możliwość działania na dwóch teatrach – wschodnim i południowym. Unia musiałaby mieć wtedy prezydenta o bardzo ograniczonych, ale w tym konkretnym zakresie bardzo silnych kompetencjach i z odpowiednio długą kadencją. To jest nasza propozycja sprzed 10 lat, która wtedy nikogo nie zainteresowała. Amerykanie mówili mi wtedy, że szybciej im kaktus na ręce wyrośnie, niż ta idea zostanie zrealizowana, bo Europa jest impotentna.

A co należałoby zrobić w kwestii bezpieczeństwa w krótszej perspektywie?

Na pewno nie należy tworzyć niczego, co by podważało pozycję NATO. To NATO daje bezpieczeństwo, a nie Unia.

CZYTAJ DALEJ NA SALON24.PL