Justyna Bargielska, poetka i prozaiczka, dwukrotna laureatką Nagrody Literackiej Gdynia i finalistka Nike, na łamach najnowszego numeru „Tygodnika Powszechnego” pisze o sprawie prof. Bogdana Chazana z ciekawej, jak dotąd pomijanej w dyskursie publicznym, perspektywy. Autorka książki „Obsoletki”, w której dotykała problemu poronień pisze poruszający tekst o szpitalu na ul. Madalińskiego, którym do niedawna kierował prof. Chazan.

Bargielska zaznacza, że jej tekst nie jest obroną lekarza, lecz „prośbą, abyśmy w dyskursie publicznym nie używali zwrotów, których nie rozumiemy, tylko dlatego, że są retorycznie skuteczne, nie wypowiadali się w sposób ogólny o sprawach, których szczegółów nie znamy, i żebyśmy, jeśli sami chcemy mieć wybór, również innym ten wybór dawali.”

Uznana prozaiczka, dzięki działalności w Stowarzyszeniu Rodziców po Poronieniu, poznała wiele par, których dziecko zmarło tuż po porodzie. Pokój do pożegnań w szpitalu im. Świętej Rodziny tak opisuje: „Kobiety przynosiły w foliowych torebkach płatki kwiatków, które sypały do malutkich trumienek swoim dzieciom, w których tylko wykwalifikowany patolog dopatrzyłby się ludzkich cech i które w normalnym szpitalu poszłyby do spalarni razem z pooperacyjnymi odpadami. To dyrektor Chazan umożliwił im to sypanie kwiatków na sczerniałe, zmacerowane ciała ich wytęsknionych dzieci. Przypominam: Chazan, ten wróg kobiet.”

„Tylko szaleniec domagałby się wyjątkowego traktowania, czy choćby szacunku, gdy dzieje mu się jedna z tych tak popularnych wśród ludzi rzeczy, jak narodziny bądź śmierć. U profesora Chazana nie trzeba się było tego domagać, sam na to wpadł. Umożliwił kobietom wybór, którego nie miały wtedy w większości szpitali” – pisze Justyna Bargielska. Całość jej tekstu w najnowszym numerze „Tygodnika Powszechnego”.

MaR/Tygodnik.onet.pl