Do wczoraj nie wierzyłem w możliwość impeachmentu prezydenta Trumpa. Ujawnione jednak e-maile (vide link poniżej) syna prezydenta Donalda Trumpa jr., z których wynika, że wziął on udział w spotkaniu z rosyjską prawniczką, wiedząc, że celem spotkania ma być przekazanie przez nią kampanii Trumpa kompromitujących Hillary Clinton informacji od rządu Rosji (z korespondencji e-mailowej wynika jednoznacznie, że Trump jr. nie tylko wiedział, ale akceptował takie wsparcie ze strony Kremla) jest katastrofą PR'ową, a kto wie, czy również nie polityczną. Co gorsza dla prezydenta Trumpa okazuje się, że w spotkaniu wzięli również udział Jared Kushner (doradca prezydenta, a zarazem mąż Ivanki Trump) oraz szef kampanii wyborczej Paul Manafort.

O tym, że sprawa jest bardzo poważna świadczy reakcja Białego Domu, który nie broni syna prezydenta, ale akcentuje, że prezydent Trump nie wiedział o spotkaniu.

Jak było? Czy Kreml miał naprawdę "kompromat" na Hillary Clinton? Opcji jest bardzo wiele. Równie dobrze Rosjanie mogli nic nie mieć na H. Clinton, ale po tym jak zaproponowali spotkanie, a Trump jr. się zgodził spotkać wiedząc z kim i po co się spotyka już mieli na niego haka i cała sprawa obliczona byłą wyłącznie na to, by uzyskać "kompromat" na syna ew. Prezydenta. Mogło być też tak, że Rosjanie wszystko świetnie zaplanowali, ale jednego nie przewidzieli - tego mianowicie, że Trump jr będzie tak lekkomyślny, że w sprawie takiego spotkania skorzysta z e-maila, przez co ich hak stal się hakiem kogoś innego. Oczywiście niewykluczone też jest to, że o niczym innym jak o tym, by Trump jr. użył maila nie marzyli. Względnie hak na Trumpa jr. był w ich posiadaniu, ale, jeśli mają coś poważniejszego w zanadrzu, użyli go, by przesłać ostrzeżenie prezydentowi.

Do ewentualnego impeachmentu droga jeszcze daleka, ale mam wrażenie, że analogicznie jak przy okazji afery Watergate przeciwnicy Nixona doprowadzili do jego upadku uderzając po kolei w jego kluczowych doradców (Johna Ehrlichmana, H. R. Haldemana, Jeba Magrudera i Johna Deana) tak i teraz pytanie brzmi kto w zamian za immunitet, zacznie zeznawać.

Dla Polski powyższe to w pewnym sensie dobra wiadomość, bo im więcej będzie wskazywać na związki obecnej administracji z Moskwą, tym mniej prawdopodobne jest porozumienie Białego Domu z Kremlem. Złą wiadomością jest to, że administracji Trumpa grozi to, że będzie jeśli nie sparaliżowana, to w każdym razie zasadniczo osłabiona.

Sprawa ma jeszcze jeden ciekawy szczegół. Otóż pośrednikiem, przez którego Rosjanie dotarli do Trumpa jr. był syn rosyjsko - azerskiego oligarchy i multimiliardera Azara Agałarowa, Emin Agałarow.

Emin Agałarow w latach 2006 - 2015 r. był mężem córki prezydenta Azerbejdżanu Lejli Allijew, z którą ma dwoje dzieci, i z którą mieszkał w Moskwie ca. 50 m. od naszej ambasady (vide nagranie na youtube - od 20 sekundy widać budynek Ambasady RP w Moskwie). Imperium biznesowe Agałarowów w większości skupione jest w Rosji, a nie Azerbejdżanie i już sam ten fakt powinien był dla polityków i biznesmenów oznaczać, że na Agałarowów lepiej uważać (a dla dyplomatów i szpiegów, że z Agałarowami warto się przyjaźnić). Okazuje się jednak, że rodziny Trump i Agałarow przyjaźniły się na tyle blisko, że prezydent Trump wystąpił w teledysku Emina (który poza biznesem zajmuje się też karierą muzyczną) - vide nagranie, na którym prezydent Trump występuje od 3 min 30 sek.

Wniosek - jak mają przyjść to przyjdą, ale częściej przez pośrednika. I to jest słabość miliarderów z Zachodu, którzy - w przeciwieństwie do tych z innych krajów - może i mają armie prawników, ale niekoniecznie mają własny kontrwywiad :). A trzeba, jak się okazuje, uważać.

Witold Jurasz @ Facebook

dam